sobota, 7 lutego 2009

O "nudzeniu się"

Lubię wyjazdy i różnego rodzaju przerywniki w pracy. Z drugiej strony bardzo trudno po nich wejść z powrotem w rytm systematycznych działań, którym oddawaliśmy się uprzednio bądź z własnej woli bądź z przymusu zarobkowego. Tak też jest teraz.. Krótka wizyta w Łodzi, podczas której odwiedziłem swojego Tatę i spotkałem się z koleżankami ze Stowarzyszenia Absolwentów IV LO w Łodzi, wybiła mnie z rytmu i kiedy wczoraj po południu wróciłem do domu, nie byłem w stanie zabrać się do czegokolwiek sensownego.

Jedna z koleżanek z lekką ironią zauważyła, że ja chyba mam całe mnóstwo czasu. Skądinąd słyszę, że się chyba nudzę, ponieważ udzielam się na forum naszej-klasy oraz prowadzę bloga. Rozumiałbym tego typu uwagi, gdyby ironizujący znajomi równocześnie byli zachwyceni swoją pracą zawodową i z entuzjazmem rozprawiali o tym, jak się w niej realizują. Niestety większość z nas (może jednak nie większość? – badań nad tym nie prowadziłem) traktuje pracę zawodową jako konieczność, natomiast po godzinach czekają jeszcze obowiązki domowe, po których jesteśmy już tak zmęczeni, że zostaje tylko włączyć telewizor i obejrzeć coś w miarę głupiego, żeby nie przemęczać mózgu. A gdzie w tym wszystkim jesteśmy my jako osoby, albo, że się wyrażę bardziej górnolotnie, istoty ludzkie?

Pogodzenie się z rolą trybika w maszynie powszechnie uważa się za „dorosłość”, a wszelkie próby działań temu stanowi rzeczy się przeciwstawiających za „marzycielstwo”, „dziecinne podejście do życia”, albo co najmniej nieszkodliwe „dziwactwo” (czasami nawet i szkodliwe!). W ten sposób nie tylko sami stajemy się niewolnikami, ale wciągamy w ten system swoje otoczenie, w tym dzieci. W krajach cywilizowanych „mądre” wychowanie to wychowanie do niewolnictwa.

Skoro są niewolnicy, to muszą być też ich właściciele. Przy obecnym stopniu zapętlenia i wzajemnych powiązań, okazuje się, że niekoniecznie. W nowoczesnych demokracjach i w warunkach wolnego rynku relacja „właściciel-niewolnik” w czystej postaci występuje jedynie w strukturach nielegalnych (np. plantacje we Włoszech, gdzie Polacy pracowali pod nadzorem innych Polaków i Ukraińców na rzecz miejscowego „biznesmena”). Wszędzie indziej jesteśmy „wkręcani” i „wykręcani” przez ludzi podobnych do nas, którym przez moment być może wydaje się, że są panami, ale nie są, ponieważ w każdej chwili sami mogą zostać „wykręceni” i wyrzuceni na złomowisko.

Jeśli więc istnieje grupa „panów”, to są to BYĆ MOŻE jacyś grubi cwaniacy z Wall Street, którzy potrafią przetrwać mimo kryzysów. Tacy na pewno są. Czy oni sami nie są niewolnikami? W olbrzymim stopniu są, bo też muszą nieustannie brać udział w kontroli machiny, a jest to zajęcie nie pozwalające na odpoczynek.

Oczywiście najlepiej mają ci, którzy mają już zgromadzony majątek, tak że nie muszą się martwić o swój byt materialny i mogą oddać się zajęciom rozwijającym ich samych. Niestety, z kolorowych czasopism o tematyce plotkarskiej możemy się dowiedzieć, że tryb życia tych ludzi do zbyt twórczych i rozwijających nie należy, ponieważ najczęściej swój czas spędzają na dogadzaniu swoim zmysłom i oddawaniu się drogim, ale dość prymitywnym formom spędzania wolnego czasu.

Nie jest sztuką być bogaczem i dzięki temu nie być śrubką w machinie zarabiania pieniędzy. Sztuką jest się zbuntować i postawić na swoje człowieczeństwo mimo konieczności zapewnienia sobie i bliskim środków na przetrwanie. Tak robią artyści, którzy tworzą coś, na sprzedanie czego nawet nie ma nadziei, ale powstaje z głębokiej potrzeby wyrażenia siebie. Tak robią hobbyści, którzy poświęcają się jakiejś pasji bez nadziei na zrobienie na tym majątku. Tak też robią wolontariusze organizacji charytatywnych, którzy oddają się często niezwykle ciężkiej i często beznadziejnej pracy w imię czegoś, w co wierzą.

Niektórzy, jak np. Steve Jobbs, mają na tyle szczęścia, że ze swojej pasji, wyrażającej ich osobowość i zainteresowania, zrobili interes, który całe życie prowadzili tak, jakby to było wielkie pasjonujące hobby, a przy tym przynoszące miliardy dolarów zysku. To się jednak zdarza niezwykle rzadko.

Wszystkie te grupy ludzi, które wymieniłem, wyłamują ze swojej niewolniczej kondycji i próbują choć część czasu, jaki jest im dany, przeżyć jak ludzie i zaznaczyć swoją obecność na naszej planecie poprzez działanie, do którego nikt ich nie zmusza. Wyłamują się zarówno spod determinizmu biologicznego, jakiemu podlegamy jako część świata zwierząt, jak i spod przymusu pracy zarobkowej, która najczęściej pozbawia nas cech ludzkich, a czyni elementami układanki, na ogólny kształt której nie mamy wpływu.

Dlatego, jeżeli ktoś w naszym otoczeniu pisze wiersze, maluje obrazki (nawet kiczowate), gra na jakimś instrumencie (nawet kiepsko), zbiera znaczki, albo sprzedaje pocztówki na rzecz chorych dzieci, a przy tym robi to z pasją i oddaniem, nie wolno nam się z nich śmiać i mówić, że „chyba się nudzą”, bo to oni właśnie wychodzą poza to, co muszą i, robiąc co chcą, realizują swoje człowieczeństwo.

(O tzw. „potrzebie” robienia czegoś – jutro)

1 komentarz:

  1. Drażni mnie współczesne społeczeństwo, które uważa, że o wartości człowieka, o jego pozycji i ważności świadczy brak czasu. Non stop słyszę, że nie możemy się spotkać, porozmawiać, iść gdzieś, bo dana osoba nie ma czasu. Niektórzy każdą rozmowę rozpoczynają od tego, jak bardzo są zajęci. Coiekawe ile w tym prawdy a ile pozy. Ja prawie zawsze mam czas na te rzeczy, które mnie interesują i nie narzekam na nudę.

    OdpowiedzUsuń