niedziela, 26 kwietnia 2009

Bar "U Wołodzi" a sowieckie zbrodnie

Podczas wielkanocnego śniadanio-obiadu w którym towarzyszyła nam rodzina żony z Hajnówki, zahaczyliśmy o „Bar u Wołodzi”, turystyczną atrakcję tego miasta. Właściwie byłą atrakcję, ponieważ właściciel rzeczonego lokalu popadł w kłopoty różnego rodzaju i praktycznie jego słynny bar już nie funkcjonuje.
Wujek, który pamięta obie sowieckie okupacje (1939-41 i 1944-45, jeśli nie liczyć 44 lat PRLu), i na bolszewików strasznie jest cięty, nie może się nadziwić, jak to możliwe, że można przyozdabiać bar sowieckimi gadżetami (popiersia Lenina, czerwone gwiazdy i flagi itd.), obnosić się w sowieckim mundurze, podczas gdy byłoby to nie do wyobrażenia, gdyby ktokolwiek paradował w mundurze SS, albo umieścił w lokalu gastronomicznym w widocznym miejscu hitlerowską swastykę. Jak to się dzieje, że symbole jednego krwawego totalitaryzmu, który ma na sumieniu miliony istnień ludzkich, a który był wrogi wobec wszystkiego, co polskie, jest tolerowany, podczas gdy sama myśl o symbolach tego drugiego wzbudza w nas dreszcze wręcz irracjonalnego strachu?
Mówiąc szczerze, znalezienie odpowiedzi na to pytanie nie jest łatwe. Na opisany stan rzeczy może się składać szereg czynników. Jednym z nich jest niewątpliwie skuteczniejsza propaganda sowiecka. Komuniści przez dziesiątki lat zwodzili cały świat humanizmem swojego przesłania. Nie jest żadną tajemnicą, że pod wielkim wpływem Stalina pozostawali zarówno intelektualiści (np. G.B.Shaw), jak i czołowi politycy ówczesnego świata (F.D.Roosevelt, choć ten komunistą ani socjalistą w europejskim znaczeniu tego słowa nie był). Jeśli nawet docierało coś do nich o okrucieństwach stalinowskiego reżimu, to zachodni lewicujący mądrale traktowali je jako konieczność wynikającą z logiki rewolucji społecznej.
Nawet dzisiaj, kiedy wydawałoby się, że wiele już odkryto i podano do publicznej wiadomości, ładnych parę lat po „Archipelagu Gułag” Sołżenicyna, czy „Innym świecie” Herlinga-Grudzińskiego, nadal uważa się, że komunizm nie był ideologią tak zbrodniczą jak nazizm. Pamiętam wypowiedź Szewacha Weissa (byłego ambasadora Izraela w Polsce), w której stanowczo odmówił postawienia znaku równości między nazizmem a komunizmem. Można powiedzieć, nic dziwnego, skoro Hitler jawnie wzywał do eksterminacji Żydów, podczas gdy w sowieckim aparacie Żydzi często odnajdywali swoje miejsce na ziemi. Jak na ironię, Stalin od czasu do czasu organizował antysemickie nagonki, ale zawsze robił to tak sprytnie, że nigdy nie nazwał swoich działań po imieniu, podczas gdy dla nazistowskich Niemców antysemityzm był imperatywem ideologicznym.
Skuteczność sowieckiej propagandy niczego jeszcze nie tłumaczy. Mimo wszystko, miliony ludzi w Polsce dobrze wiedziały, czym jest bolszewizm. Szczególnie mieszkańcy kresów wschodnich, którzy niekiedy czekali na nadejście Niemców (w 1941 r.), ponieważ okupacja sowiecka była nie do zniesienia. Deportacje, aresztowania i egzekucje, głód i poniżenie, to były codzienne doświadczenia tych ludzi. Czy nie potrafili przekazać prawdy o tych czasach młodszym pokoleniom? No może i potrafili, ale żyjąc przez 45 lat pod władzą, która nie pozwoliła złego słowa powiedzieć na Związek Sowiecki, może dla świętego spokoju pozwalali dzieciom oglądać „Czterech pancernych i psa” i nasiąkać podziwem dla koleżeńskich sołdatów i pięknej Marusi? Część Polaków znalazła swoje miejsce w komunistycznym aparacie, a ich potomkowie dziś mówią, żeby jak najszybciej zapomnieć o tym, co było kilkadziesiąt lat temu. W ten sposób wzmacniają relatywizm w ocenie zbrodni sowieckich wobec zbrodni hitlerowskich.
Czy to już tłumaczy wszystko? Przecież w ciągu 45 lat ludzie w jakimś stopniu tak się przyzwyczaili do komunizmu w codziennym życiu, tak pewne jego elementy weszły ludziom w głowę, że nawet najwięksi opozycjoniści i bojownicy o demokrację nie byli (i nadal nie są) wolni od pewnego sposobu myślenia, w którym wyrośli. Nie mówię tu o wierze w ideały komunizmu (choć oczywiście idealna „sprawiedliwość społeczna” marzy się wszystkim, no, może oprócz Unii Polityki Realnej Korwina-Mikke), ale o tym, że obecność pewnych ludzi w świecie polityki zawsze będzie czymś normalnym. Co więcej, ci sami ludzie, którzy swego czasu głosili komunizm i wierność sojuszowi ze Związkiem Sowieckim, sami podchodzili do tych „ideałów” cynicznie i koniunkturalnie. Dzisiaj od 20 lat robią oko do opinii publicznej i mówią, że nigdy nie byli zwolennikami sowieckiego totalitaryzmu. Głośno się śmieją z własnej komunistycznej przeszłości i w tym są podobni do tych, którzy śmiech uczynili bronią w walce z totalitaryzmem.
Kabaret Pietrzaka czy Laskowika to w latach 80. były potężne głosy, w których społeczeństwo odnajdowało swoją godność, mogąc pośmiać się z idiotyzmów komunizmu. Przez półtora roku (od sierpnia 1980 do 13 grudnia 1981 r.) wyśmiewano głośno komunizm i komunistów, wyśmiewano sojusz ze Związkiem Sowieckim i sam Związek Sowiecki. Ten śmiech pozwalał żyć, pozwalał się zdystansować od totalitarnej rzeczywistości i poczuć własną przewagę nad ową rzeczywistością. Kto się potrafi z kogoś śmiać, ten się go nie boi i okazuje mu pogardę. Śmiech przemawia do większości ludzi o wiele szybciej niż wykłady z historii na temat zbrodni. To dlatego o nieszczęściach wolimy nie myśleć i przewdziewamy błazeńskie maski.
Kolejny czynnik, który jest w pewnym stopniu związany z poprzednim, to nasza historyczna pogarda wobec naszych wschodnich sąsiadów. Już u Galla Anonima znajdziemy wzmiankę, w której wysłannicy polskiego księcia zastając księcia ruskiego nad rzeką z wędką, zaczynają przemowę od „jużci nasi książęta nigdy tego nie czynili”. Wyśmiewają się z wędkarstwa jako zajęcia niegodnego wojownika, a tym bardziej władcy. Jeśli poczytamy pamiętniki czy to Paska, czy Poczobutta-Odlanickiego, bez trudu odnajdziemy pogardę wobec Moskali, jako ludzi stojących na niższym stopniu rozwoju cywilizacyjnego. Henryk Rzewuski w „Pamiątkach Soplicy” przeciwstawi „kacapów”, czyli Moskali, „naszym” Rusinom, czyli Ukraińcom. Ci ostatni są piękni i zadbani, podczas gdy ci pierwsi noszą długie nieestetyczne brody. Pogarda wobec Rosjan pomagała przetrwać zabory i utrzymać narodową tożsamość, chociaż akurat w wieku XIX Rosjanie reprezentowali bardzo wysoki stopień rozwoju kultury i nauki. Rosyjska literatura drugiej połowy XIX w. nie ma sobie równych (co jako Polak i ślepy miłośnik Sienkiewicza, Prusa i Żeromskiego przyznaję z niechęcią, ale takie są fakty). To „spojrzenie z góry” na „wschodnią dzicz” stanowiło m.in. czynnik, który nie pozwolił na rusyfikację, ponieważ równałaby się ona z cywilizacyjną degradacją.
O bosej bolszewickiej armii z karabinami na sznurkach wiadomo było w Polsce zarówno w roku 1920 jak i w 1939 (wujek zapamiętał sowieckich dowódców w oficerkach z brezentu zamiast skóry). Ludzie cierpieli, ale m.in. siłę do przetrwania czerpali z myśli, że coś tak mało cywilizowanego, coś tak po prostu głupiego nie może przetrwać. Jak wiemy, tragicznie się mylili, ale myśl o własnej wyższości ich nie opuszczała i paradoksalnie to ona dała nam nie tyle siłę, ale w ogóle motywację do wykrzesania tej siły. Myślenie typu „wy nas zabijacie i niszczycie, ale my i tak się z was śmiejemy” przetrwała przez pół wieku sowieckiej dominacji. Czy takie rozumowanie było zawsze słuszne, to sprawa dyskusyjna. Rosjanie, obok bijącej w oczy głupoty pewnych rozwiązań ustrojowych, mieli zawsze grupę ludzi niezwykle inteligentnych – z jednej strony funkcjonariuszy tajnych służb, a z drugiej mniej lub bardziej prześladowanych intelektualistów. My w swojej prześmiewczości nie zawsze potrafiliśmy odróżnić jednych od drugich (i nadal nie potrafimy).
Teraz przyjrzyjmy się Niemcom. Przecież my od samego początku naszego istnienia jako byt państwowy, żyjemy w kompleksie niższości wobec Niemców. Piastowie od początku do końca panowania dynastii sprowadzają Niemców do Polski, żeby budowali nam cywilizację. Jakkolwiek może mnie to boleć jako polskiego patriotę, takie są fakty. Szereg rzemiosł, a przede wszystkim organizację rzemiosła (system cechowy), organizację miejską, innowacje w rolnictwie itd. przynieśli przybysze z zachodu sprowadzeni przez naszych kochanych Piastów. Na Śląsku doszło do tego, że dzielnica ta w praktyce prawie całkowicie uległa zniemczeniu. To samo jednak groziło Poznaniowi i Krakowowi. Gdyby nie „czystka etniczna” czy wręcz „ludobójstwo” (używając dzisiejszej nomenklatury) Władysława Łokietka, być może uleglibyśmy zniemczeniu tak jak to się w tamtym czasie stało z Czechami. Wrogość wobec Krzyżaków za ostatnich Piastów i za Jagiellonów splatała z podziwem dla ich sprawności organizacyjnej, umiejętności budowy zamków i techniki wojskowej. Okres Rzeczypospolitej królów elekcyjnych to okres braku wyraźnych wrogich stosunków z Niemcami. Przy okazji z Niemiec przyszedł do nas druk, a Kopernik wydaje swoje dzieło w Norymberdze. Veitowi Stossowi (Witowi Stwoszowi) z Norymbergi zawdzięczamy jeden z najpiękniejszych zabytków polskiej sztuki – ołtarz mariacki. W wieku XVIII wybieramy niemieckojęzycznych władców Saksonii na naszych królów. Ba, szlachta ich uwielbia.
Pod zaborami uczymy się od Prusaków skutecznej organizacji, samorządności i gospodarności. Wielkopolanie nie chcąc być wykupieni przez „obcy kapitał” (że znowu użyję dzisiejszej nomenklatury) sami zorganizowali się tak skutecznie, że z powodzeniem konkurowali gospodarczo z Niemcami. Niemiec w powszechnej świadomości nie był człowiekiem, którym można było gardzić. Można było się go bać, albo nienawidzić, ale nie gardzić.
Podczas okupacji niemieckiej podziemie oczywiści rozpowszechniało dowcipy o Hitlerze, Goeringu czy Goebbelsie, ale z opowieści ludzi, którzy te czasy pamiętają, wiem, że do roku 1940, kiedy Niemcy rozpętali bezprzykładny terror wobec polskiej ludności cywilnej, podziwiali ich z doskonałą i sprawną organizację, która często była lepsza od przedwojennej polskiej. Tych ludzi znowu można było się panicznie bać, i z głębi serca nienawidzić, ale śmiać się nie bardzo było jak.
Mało kto potrafi śmiać się ze śmierci (o ile ktoś sobie zdaje sprawę z jej powagi). Hitlerowska okupacja trwała krótko i jest postrzegana jako zło absolutne, zło w czystej postaci. Zbrodnie sowieckie zdążyły się rozmyć w komunistycznej propagandzie otumaniających szereg „intelektualistów”, w stosukowo długim czasie, w którym trzeba było jakoś żyć, i w śmiechu, który w ogóle pozwalał żyć.
To dlatego (zamknięty już) hajnowski „Bar u Wołodzi” kojarzył się ze śmiechem z bolszewickiego absurdu, a nie z sowieckimi zbrodniami. Czy to dobrze? Nie wiem, bo niewątpliwie zbrodnie sowieckie dorównywały niemieckim, ale czy to źle, że ludzie się dzisiaj z tego śmieją? Ani przez moment bowiem nikomu nie powinno przyjść do głowy, że Wołodzia z Hajnówki chciał na poważnie wskrzesić ducha Związku Sowieckiego!

5 komentarzy:

  1. Jakie potrawy serwował w swym barze Wołodzia?
    Słyszałam, że w Kijowie jest bardzo słynna restauracja, która nawiązuje do czasów ZSRR.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc nie wiem, ponieważ wewnątrz byłem raz i to już w okresie schyłkowym. Z tego, co się orientuję, nie był to lokal nastawiony na gastronomię, ale raczej na wyszynk, ale spróbuję sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Bar u Wołodzi" z pewnością nie mógł się równać z "bardzo słynną restauracją" w Kijowie, bo był tylko barem. Jak się dowiedziałem z potraw serwował głównie piwo ;)
    Z Hajnówki można sobie zrobić przejażdżkę kolejką wąskotorową do miejsca w Puszczy Białowieskiej zwanego Topiło. W swoim "złotym okresie" Wołodzia organizował "kontrole" pociągu przez umundurowanych sowieckich sołdatów. Niektórzy podobno dawali się nabierać wierząc, że przekroczyli wschodnią granicę.

    OdpowiedzUsuń
  4. My partner and I absolutely love your blog and find nearly all of
    your post's to be what precisely I'm looking for. Do you offer
    guest writers to write content for you? I wouldn't mind producing a post or elaborating on a number of the subjects you write in relation to here. Again, awesome site!

    my homepage; win money for free

    OdpowiedzUsuń
  5. I don't even know how I ended up here, but I thought this post was great. I don't
    know who you are but definitely you're going to a famous blogger if you are not already ;) Cheers!

    Feel free to visit my webpage - best ways to make money online from home

    OdpowiedzUsuń