środa, 1 kwietnia 2009

Logika i wiara, czyli mieszanka wybuchowa

Kto czytał „Krzyżaków” ten pewnie pamięta fragment, w którym brat Rotgier opowiada o śmierci Juranda ze Spychowa na dworze księcia mazowieckiego. Dla tych, którzy nie czytali, lub nie pamiętają, cytuję:

 „I tu począł opowiadać wszystko, co stało się w Szczytnie: jako Jurand przez nich samych wezwany, aby zobaczył, czy dziewczyna, którą zbójom odjęli, nie jest jego córką, zamiast wdzięcznością się wypłacić wpadł w szał; jak zabił Danvelda, brata Gotfryda, Anglika Huga, von Brachta i dwóch szlachetnych giermków, nie licząc knechtów; jak oni, pomni na przykazania boskie, nie chcąc zabijać, musieli w końcu splątać siecią strasznego męża, który wówczas przeciw sobie samemu podniósł broń i poranił się okrutnie; jak wreszcie nie tylko w zamku, ale i w mieście byli ludzie, którzy wśród wichury zimowej słyszeli podczas nocy po walce straszliwe jakieś śmiechy i głosy wołające w powietrzu: "Nasz Jurand! krzywdziciel Krzyża! rozlewca krwi niewinnej! Nasz Jurand!"

I całe opowiadanie, a zwłaszcza ostatnie słowa Krzyżaka wielkie uczyniły wrażenie na wszystkich obecnych. Zdjął ich po prostu strach, czy istotnie Jurand nie wezwał w pomoc sił nieczystych – i zapadło głuche milczenie.”

Katolicy od niepamiętnych czasów walczą z zabobonami, święcie wierząc, że to co sami proponują, jest oczywiście jedynie prawdziwe (co nie powinno dziwić) i w stu procentach racjonalne (co przy powoływaniu się na tezy nieweryfikowalne, jest co najmniej zastanawiające). Do napisania tego tekstu skłonił mnie artykuł w dzisiejszej „Rzeczypospolitej”, którego autorem jest Robert Tekieli, niestrudzony tropiciel New Age, sekciarstwa, okultyzmu, pseudo-medycyny, zwanej często alternatywną i innych zabobonów, które Panu Bogu niemiłe są, a co on, Robert Tekieli wie najlepiej, ponieważ myśli racjonalnie i naukowo.

Artykuł nosi tytuł „Homeopatia, czyli ość węża”. Jak nietrudno się domyślić, autor rozprawia się z homeopatią, jako dziedziną, która nie powinna mieć prawa nazywać się żadnym rodzajem medycyny, ponieważ jest wielkim oszustwem, a jeśli bywa skuteczna, to na zasadzie placebo. Ponieważ akurat w tej sprawie mam do Roberta Tekielego pogląd zbliżony, początkowo gotów byłem przyklasnąć jego tezom. Nie wierzę, że środek rozcieńczony do tego stopnia, że go w roztworze praktycznie już nie ma, może realnie oddziaływać na organizm. Chyba, że towarzyszy temu wielka wiara, a tak przecież działa placebo. Tak na marginesie, to lekceważące twierdzenie racjonalistów wszelkiego rodzaju „to tylko sugestia”, jest przezabawne, bo przecież nikt tak naprawdę nie wie, jak działa sugestia. Ba, działanie sugestii zakrawa na najprawdziwszy cud, a przecież racjonaliści w żadne cuda wierzyć nie powinni, jeśli chcą być konsekwentni. Gdyby to ode mnie zależało i gdybym potrafił wzbudzić w sobie tak wielką wiarę, to leczyłbym się tylko przy pomocy placebo!               

Pierwsze pięć kolumn artykułu pana Roberta jest logicznym wywodem ukazującym jasno, że homeopatia naukowa nie jest, bo nie jest poparta żadnym dowodem naukowym. W szóstej kolumnie natykamy się jednak na podtytuł „Alchemia i spirytyzm”, w której z pragnienia ostatecznego pogrążenia oszukańczej homeopatii i wykazania jej szkodliwości, autor artykułu powołuje się na biografa twórcy homeopatii Hahnemana, który jednoznacznie twierdzi, że tenże „był mistrzem okultyzmu”. W następnym akapicie dowiadujemy się, że producenci środków homeopatycznych szukają inspiracji u mediów spirytystycznych. No, tu już zaczyna pachnieć siarką. Ale Robert Tekieli się nie zatrzymuje i „jedzie po całości”.      

„Rejestrowane są przypadki niezwykłej i wcześniej nigdy nie rejestrowanej agresji u małych dzieci, które następują po podaniu specyfików homeopatycznych. I które mijają całkowicie po ich odstawieniu. Pewna matka zgodnie z sugestią homeopaty prowadziła dzienniczek, w którym rejestrowała zachowania swego półrocznego dziecka po podaniu kolejnych dawek homeopatii. Dziecko było radosne, uśmiechnięte, choroba nie wpływała na jego nastrój. Po podaniu specyfiku homeopatycznego dziecko osowiało, przestało się uśmiechać. Dopiero po trzech dniach dzięki dzienniczkowi matka skojarzyła zmianę nastroju dziecka z homeopatią. Po odstawieniu specyfiku dziecko znów stało się uśmiechnięte.

Literatura krytyczna wobec homeopatii zgromadziła setki przypadków występowania negatywnych skutków „leczenia” homeopatycznego, takich jak brak radości, nieuzasadniony niepokój, zniechęcenie, brak poczucia sensu życia, opór przed modlitwą, blokada duchowej radości, niepokój duchowy, niechęć do spraw religijnych czy nawet do samego Boga.”

Homeopatia to już nie tylko oszustwo i wciskanie łatwowiernym pacjentom placebo zamiast faktycznie działającego środka chemicznego w postaci pigułki. Homeopatia to wg Roberta Tekielego sprawka szatańska, zło w czystej postaci. A jeśli wasze dzieci zaczną poddawać w wątpliwość prawdziwość św. Mikołaja, albo jakiegoś innego świętego, należy sobie dobrze przypomnieć, czy nie zaaplikowaliśmy im ostatnio jakiegoś leku homeopatycznego.  

O ile pierwsza część artykułu faktycznie robi wrażenie racjonalnej krytyki metody, co do której każdy logicznie myślący człowiek może i powinien mieć wątpliwości, to jego końcowy fragment jest osłabiający. Oto człowiek, który tropi oszustwo z naukowego, a więc racjonalnego i logicznego punktu widzenia, powołuje się na „rejestrowane  przypadki” czegoś, czego się również nie da wytłumaczyć poza płaszczyzną czystej irracjonalnej wiary.

Rozumiem ludzi religijnych, w tym katolików. Każdy ma prawo wierzyć w to, co chce i każdy ma prawo uznawać to, w co wierzą inni, za bzdury. Nie mieszajmy jednak porządku wiary z nauką i naukowością. Nie „wzmacniajmy” racjonalnych argumentów przeciwko temu, co uważamy za dyrdymały, innymi dyrdymałami. W ten sposób bowiem cały logiczny wywód kończy się samoośmieszeniem i następuje podważenie wiarygodności samego autora. 

Tradycja prawosławia to tradycja wiary. Niewiele w myśli teologicznej tego odłamu chrześcijaństwa zawiłości dialektycznych. Rzymski katolicyzm opiera się na tradycji scholastycznej, a więc na przekonaniu, że wiarę należy podeprzeć argumentami logicznymi, a więc naukowymi. Stąd ta dziwna schizofrenia u niektórych katolików, którym sama wiara nie wystarczy. Podpierają się myślą racjonalną. W kontaktach z resztą świata chcą się pokazać jako ludzie wręcz bardziej racjonalni od wszystkich innych.  Nie mogą przy tym zrezygnować z czynnika, który w końcu stanowi istotę ich postawy, a które z logiką tego świata mają niewiele wspólnego i wychodzi mieszanka wybuchowa w postaci artykułu Roberta Tekielego. 

Zrozumiałbym tekst, w którym człowiek religjny wykazuje, że w świetle jego wiary, inna wiara jest błędna. Rozumiem też teksty, w których logiczna argumentacja obala to, w co wierzą inni. Ale kiedy w jednym tekście superracjonalizm przeplata się z przejawem czystej irracjonalnej wiary autora, całość staje się żałosna. 

A przecież wystarczyło logicznie wykazać, że dwa razy dwa nie równa się pięć, i już nie dodawać historyjki o tym, że jakieś głosy krzyczały „Nasz Jurand!” 

1 komentarz:

  1. Z logiką i wiarą nieodparcie kojarzy mi się średniowieczny "test" na czarownice :)

    Wrzucamy delikwentkę do wody i czekamy co się stanie. Jeśli utonie, znaczy się, jest niewinna, a jak wypłynie, to dzięki pomocy sił nieczystych, czyli winna...

    OdpowiedzUsuń