piątek, 17 maja 2013

Bez czego nie da się konkurować z najlepszymi



Kilka tygodni temu Paweł Kukiz wyrzucił pewnego człowieka ze swoich znajomych na facebooku, co uzasadnił jego nieustannymi wpisami typu „Żydzi rządzą Polską” itp. Spodobało mi się też uzasadnienie: jeżeli tak uważasz, to idź na siłownię, przypakuj, zawalcz i wygraj, a nie skaml.

Zarówno wpis Pawła Kukiza na facebooku, jak i ten mój na blogu nie mają charakteru antysemickiego, bo antysemickie to są kretynizmy typu „olaboga, Żydzi nami rządzą, więc biada nam biada”, a pakowanie na siłowni i walka to tylko metafora, która ma na celu uświadomienie Polakom, że jeżeli tak się boją tych, którzy są bystrzejsi od nich, to nie ma innego wyjścia, tylko samemu stać się lepszym w szeregu dziedzin, w tym w zarządzaniu i wygrywaniu „bitew” o rynki, w tym finansowe itd.

Gwoli jasności, generalnie jestem przeciwnikiem rywalizacji na zasadzie przynależności etnicznej czy religijnej, bo wolałbym, żeby o tym, kto jest na kierowniczym stanowisku decydowały jedynie kompetencje, ale jeżeli już tak stawiamy sprawę, należy w takim razie zrobić wszystko, żeby własne kompetencje podnieść na najwyższy poziom. Mam tu na myśli kompetencje dość szeroko pojęte – nie tylko fachowe, ale również w dziedzinie organizacji i kierowania zespołami ludzkimi.

Oczywiście nie jest prawdą, że wszyscy Żydzi byli czy też są geniuszami handlu i bankowości. Dlatego „komplement”, jaki często składają Żydom antysemici, to „ale ja przecież Żydów szanuję, bo to mądry naród”. Taki „hołd” niestety tylko potwierdza, że człowiek go składający niczego nie rozumie. Chodzi bowiem m.in. o to, żeby nie stwarzać jakichkolwiek stereotypów na temat jakiejkolwiek grupy.

Jest jednak „druga strona medalu”, a mianowicie taka, że jeżeli w jakaś grupa potrafi się lepiej zorganizować, wyznaczyć sobie ambitne plany i zadania oraz do nich dążyć, to istnieje o wiele większe prawdopodobieństwo, że jej członkom uda się osiągnąć sukces, niż to, że sukces osiągną ludzie całe życie zajmujący się głupstwami. Ta reguła odnosi się nie tylko wobec Żydów, ale jest uniwersalna. Ponieważ Żydzi w XIX wieku i wcześniej byli grupą w dużym stopniu odizolowaną (gwoli ścisłości – nie tylko przez średniowieczne prawo chrześcijan, ale również przez naturalną skłonność do mieszkania wśród swoich), niektórzy z nich (bo też wcale nie wszyscy), wykształcili pewien model wychowawczy, który zakładał, że wiedza i umiejętności to czynniki, które są bardzo w życiu przydatne. Nie mogli przecież liczyć na przywileje, jakimi cieszyła się szlachta. Można więc stwierdzić, że w dużej mierze wyprzedzili epoki, w których żyli, bo dopiero wiek dwudziesty na dobrą sprawę wyniósł na piedestał wykształcenie jako podstawę pozycji społecznej. Doskonale wiemy, że koniec wieku XX i początek obecnego stulecia zupełnie zdewaluował pojęcie wykształcenia, które po prostu wyraźnie rozminęło się z wiedzą, umiejętnościami i mądrością.

Tymczasem naprawdę warto czytać książki, warto w nich znajdować naukę nawet w tych fragmentach, na które nie zwrócił uwagi nauczyciel w szkole. Warto w każdym przeczytanym tekście znaleźć wartościową naukę tylko dla siebie.

W „Lalce” Bolesława Prusa, jednej z najlepszych powieści polskiej literatury, znajdujemy fragment, w którym Wokulski rozmawia ze starym Schlangbaumem - lichwiarzem a zarazem szaradzistą – który jest ojcem Henryka, przyjaciela Wokulskiego.

Oczywiście ten fragment może zostać również wykorzystany przez antysemitów, żeby pokazać, jacy to „cwani i pazerni” ci Żydzi, bo przecież słowa Schlangbauma się „już spełniły”. Moja intencja jest jednak zupełnie inna. Otóż chcę wskazać na to, co Paweł Kukiz mógł mieć na myśli, kiedy użył metafory o pójściu na siłownię i „przypakowaniu”, żeby „zawalczyć i wygrać”.

- Więc i cała pańska rodzina bawi się szaradami? - wtrącił Wokulski.
- Nie tylko moja - odpowiedział Szlangbaum. - U nas, panie, niby u Żydów, jak się młodzi zejdą, to oni nie zajmują się, jak u państwo, tańcami, komplementami, ubiorami, głupstwami, ale oni albo robią rachunki, albo oglądają uczone książki, jeden przed drugim zdaje egzamin albo rozwiązują sobie szarady, rebusy, szachowe zadanie. U nas ciągle jest zajęty rozum i dlatego Żydzi mają rozum, i dlatego, niech się pan nie obrazi, oni cały świat zawojują. U państwa wszystko się robi przez te sercowe gorączke i przez wojne, a u nas tylko przez mądrość i cierpliwość.

Oczywiście wiele się zmieniło i, jak wiemy, Żydzi też nauczyli się robić pewne rzeczy „przez wojnę”. Niemniej analiza starego Schlangbauma jest ze wszech miar słuszna. Kiedy słyszę o jakichś kretynach podpalających drzwi imigrantom, czy rodzinie, której córka wyszła za cudzoziemca, krew się we mnie gotuje, od razu wiem, że mam do czynienia z draństwem u podłoża którego leży swoista pierwotna i prymitywna głupota. Rzesze sfrustrowanej młodzieży narzekającej na brak pracy, nie zdają sobie nawet sprawy z tego, że wina za tę sytuację leży również po ich stronie. Oczywiście również po stronie rodziców i szkoły. Mało kto bowiem wie, jak się do czegokolwiek zabrać we właściwy sposób. Nawet jeżeli wiemy, to i tak tego nie robimy. Zgłębianie wiedzy wymaga poświęcenia czasu nad książkami, ale dziś nawet studenci (którzy z definicji powinni czytać) bez żenady otwarcie się przyznają, że wysiłek umysłowy ich męczy. Obserwując swoich studentów czy uczniów często już teraz jestem w stanie przewidzieć ich przyszłość, ponieważ mają już tak wykształconą osobowość, która do końca życia będzie im kazała widzieć siebie samych w roli wykonawców cudzej woli (na dodatek nie do końca rozumiejących polecenia), przy tym w życiu prywatnym nie posiadających żadnej pasji, która pozwalałaby im się realizować. Imprezowanie przy disco-polo i hektolitrach alkoholu też nie sprzyja rozwijaniu tych cech, które innym zapewniają sukces. Jeżeli więc lubimy, żeby nam „rozum” odpoczywał i sprawiamy, że odpoczywa częściej niż „jest zajęty”, nie ma się co dziwić, że „świat zawojowali” Żydzi, Amerykanie, Anglicy, Niemcy czy Japończycy. Jedyne rozwiązanie to „robić rachunki, oglądać uczone książki”, wzajemnie się egzaminować, albo przynajmniej rozwiązywać „szarady, rebusy” i „szachowe zadania”. Oczywiście przydałoby się ćwiczyć jeszcze inne umiejętności, np. interpersonalne, ale takie rzeczy powinniśmy traktować jako pewną podstawę. Na pewno do sukcesu nie doprowadzi nas bowiem zajmowanie się głupstwami, a potem narzekanie, że ktoś nas wyprzedził.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz