sobota, 4 maja 2013

Kiedy tłum czuje swoją siłę (1)



Mimo, że niektórzy „intelektualiści” okrzyknęło historię jako dziedzinę wiedzy, od której niczego nie można się nauczyć, na najprostszym poziomie rozumowania pozostanie ona nauczycielką życia. Historia jest bowiem kopalnią przykładów często dość prostych mechanizmów, w których jak na dłoni widać błędy w postępowaniu jednych i ich wykorzystanie przez innych.

Wszystkie sposoby politycznego rozumowania jednostek i tłumów znane już były w starożytności. Miasta greckie powinny być przez nas traktowane jak minilaboratoria polityki. Ich dzieje pokazują np., że tam, gdzie ludzie, nazwijmy ich „dobrej woli”, popełniają błędy, w tym dopuszczają się zaniedbań, o co jest dość łatwo, bo nie wszystko człowiek jest w stanie ogarnąć (że posłużę się tym modnym dziś słowem), tam często władzę przejmują ludzie, których starożytni nazywali tyranami.

Pizystrat, który przejął władzę w Atenach po Solonie, oparł się na attyckiej biedocie, choć sam akurat był właścicielem kopalń złota. Solon, postać stawiana za przykład reformatora wprowadzającego zmiany w ustroju państwa, które później przyjęło formę demokratyczną (ustrojowi Solona do demokracji było jeszcze daleko), nie wziął pod uwagę sytuacji niezadowolonych warstw społecznych, co skrzętnie wykorzystał żądny władzy Pizystrat. Ten ostatni urządził fałszywy zamach na swoją osobę, po czym poprosił o przyznanie mu gromady ochroniarzy. Kiedy pozwolono mu ją zorganizować, przejął w 561 r. władzę w Atenach i nawet udało ją mu się przekazać swoim synom.

Tyrani generalnie tym się różnili od greckich monarchii i oligarchii, że o ile te ostatnie opierały się na arystokracji, ci byli typowymi przywódcami niezadowolonego tłumu. Dzisiaj nazwalibyśmy ich populistami, choć oczywiście w żadnym wypadku nie byli to demokraci. Przy pomocy uzbrojonych gromad niezadowolonego tłumu zdobywali władzę dyktatorską. Niektórzy tyrani mieli pewna wizję rządzenia państwem, jak wspomniany Pizystrat, wprowadzali reformy pozwalające budować lepsze zaplecze dla swojej władzy niż tylko gromada pałkarzy. I tak np. wprowadził system państwowych pożyczek dla ubogich rolników, czy też ulgi podatkowe. Na dodatek był wielkim mecenasem kultury! Niemniej swoją władzę opierał na sile, jaką mu dawała grupa początkowo niezadowolonych ze swojego losu obywateli, których reformy wielkiego Solona jakoś nie uszczęśliwiły.

Starożytny Rzym to z kolei przykład utrzymywania się u władzy polityków, którzy sprytnie umieli manipulować tłumem plebsu. Ponieważ państwo to nie posiadało konstytucji, która wyraźnie określałaby zakres praw i obowiązków poszczególnych urzędników państwowych, praktycznie każdy z nich mógł wystąpić z inicjatywą ustawodawczą. Dawało to szerokie pole do popisu dla trybunów ludowych, którzy, jeżeli byli dobrymi mówcami, porywali za sobą tłumy plebsu obietnicami dostaw taniego zboża i oliwy. Można zaryzykować tezę, że podlizywanie się proletariuszom rzymskim stało się, paradoksalnie w mieście rządzonym jednak przez arystokratów, podstawą działania warstw rządzących. Pod koniec ustroju republikańskiego miasto terroryzowały agresywne gromady młodych ludzi kierowanych przez pozbawionych skrupułów politycznych awanturników typu Klodiusz czy Milon. Republikę obalono przy pomocy wojska i to wojsko pozostanie już do końca istnienia tego państwa ostatecznym czynnikiem władzy, ale nadal nawet najpotężniejsi cesarze podlizywali się rzymskiemu tłumowi. Trzeba przy tym zaznaczyć, że rzymscy proletariusze wcale nie byli po prostu ubogimi ciężko pracującymi ludźmi wyzyskiwanymi przez bogaczy. Były to raczej biedne nieroby przyzwyczajone do życia na koszt państwa.

Nie znaczy to, że nie było w starożytnym Rzymie ludzi, którzy nie myśleliby o mądrych rozwiązaniach kwestii miejskiej biedoty. M.in. próbowano rozdać im ziemię publiczną na wsi, której Rzym miał bardzo dużo po swoich podbojach, żeby z miejskich nierobów uczynić pracowitych rolników. Zamysł szlachetny, ale wielce utopijny. Na domiar złego, tę ziemię publiczną często już zagarnęli bogacze, którym teraz trzeba było odebrać. Trybun Tyberiusz Grakchus przypłacił to życiem, zaś młodszy brat, który dekadę później również objął władzę trybuńską, tak się zapędził w zwalczaniu arystokratów, że doprowadził m.in. do patologicznego wyzysku prowincji przez pozbawionych skrupułów przedstawicieli warstwy bankierów i biznesmenów. Niedobrze jest, kiedy motywacją polityka jest zemsta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz