sobota, 8 czerwca 2013

Po rozwianych nadziejach na MŚ w piłce nożnej



Budowy domu nie rozpoczyna się od dachu. To taka klisza, którą każdy kiedyś słyszał. Nie lubię powtarzać wyświechtanych sloganów, ale prawdopodobnie żyjemy w kulturze, w której bez powtórzenia co rano, że dwa razy dwa jest cztery, że koło może się obracać, lub że to wschód słońca powoduje pianie koguta, a nie odwrotnie, wszyscy zaczynamy funkcjonować w jakiejś malignie i jeśli ktoś pierwszy rzuci jakieś najbardziej kretyńskie hasło, wszyscy gotowiśmy je powtarzać do zdarcia gardeł i do gardeł się rzucić tym, którzy coś tam przebąkują, że nasze hasło jest do bani.

Jeszcze w latach siedemdziesiątych, o ile dobrze pamiętam, „gadające głowy” w telewizji wymądrzały się na temat konieczności propagowania sportu i czynnej rekreacji wśród Polaków. Jednym z haseł wówczas powtarzanych była dostępność do obiektów sportowych. Polacy uprawialiby sporty, gdyby mieli dostęp do boisk, bieżni itd. Mały wtedy byłem i nie tyle niewiele z tego rozumiałem, tylko niewiele mnie to interesowało.

Program zbudowania od podstaw (o odrodzeniu trudno mówić, ponieważ, jak się wydaje, została przerwana ciągłość) polskiej piłki nożnej oparto o założenie, że mali Polacy nie kopią piłki, ponieważ brakuje boisk! Stąd wielki program budowy „orlików”, czyli ogólnie dostępnych (za drobną opłatą) boisk do różnych rodzajów gier z piłką w roli głównej. Wbrew ponurej krytyce oponentów politycznych premiera-piłkarza, „orliki” są wykorzystywane przez wielu amatorów sportów zespołowych, o czym ostatnio mieliśmy okazję się przekonać oglądając filmik na YouTube o „pogańskim ataku” (chłopcy grali w gałę na „orliku” podczas procesji z okazji Bożego Ciała, co zapłodniło autora filmiku do pełnych katolickiego sarkazmu komentarzy). „Orliki” funkcjonują, a w rozgrywkach naszej ligi nadal uwagę mediów i publiczności przyciągają raczej wybryki kiboli niż wyczyny zawodników. O kadrze narodowej nawet nie wspomnę (cholerka, przecież i tak wspomniałem, kiedy napisałem, że nie wspomnę! Eh, te pułapki językowe).

Nie mogę wyjść z podziwu, jak pokrętne potrafi być nasze rozumowanie! „Orliki” były przez opozycję krytykowane, ale z powodów raczej czysto politycznych, choć oczywiście jakaś krytyka z punktu widzenia ekonomicznego byłaby też uzasadniona – na pewno jednak mniej niż budowa wielkich stadionów na Euro 2012, o których nawet zwykle przychylna władzom PO „Gazeta Wyborcza” napisała, że przynoszą jedynie same straty. Osobiście uważam, że „orliki” to jest  generalnie dobry pomysł, jako czynnik zachęcający do uprawiania czynnego wypoczynku. Niestety nie ma żadnego, ale to żadnego przełożenia na wykształcenie dużej grupy przyszłych profesjonalnych piłkarzy.

Rozumowanie nasze bowiem takie jest – chcemy, żeby zaistniał innowacyjny biznes, więc zachęćmy Polaków do owej innowacyjności przy pomocy wabika w postaci dotacji, czy też grantu. Jak łatwo zauważyć na przykładzie największych wynalazców, założycieli potężnych firm, innowatorów itd. itp. nie wywołuje się „na siłę”, nawet jeżeli jest to bodziec tak pozytywny, jak konkretna kasa (unijna, rządowa itd.). Ani Henry Ford, ani Steve Jobs ani Bill Gates, czy Mark Zuckerberg nie wymyślili swoich biznesów licząc na dotacje od rządu USA, czy jakiejś tam innej organizacji.

Wracając do piłki nożnej, wystarczy przyjrzeć się karierze najlepszych piłkarzy świata, a mam tu na myśli Brazylijczyków. Jakie tam, psiakrew, „orliki” czy boiska? Byle jaka piłka, kawałek ulicy i już można z tą piłką wyprawiać cudeńka, o której naszym pierwszoligowcom się nie śniło.

Przy okazji przypomniały mi się poglądy pewnych znajomych rodziców dzieci kształconych na muzyków, którzy kupują swoim nieszczęsnym pociechom najdroższe instrumenty, żeby tylko wyrobić w nich jak najlepsze nawyki techniczne. Niestety w wielu znanych mi przypadkach, owe dzieci szczytów nie osiągają, a niektóre wręcz porzucają myśl o karierze muzycznej. W tym momencie przychodzą mi do głowy murzyńskie rodziny siedzące na ganku rozsypującej się chałupy gdzieś na zadupiu stanu Mississippi lub Kentucky i na byle jakich, tanich instrumentach tworzą muzykę, którą potem próbowali naśladować supergwiazdy dysponujące supersprzętem. To nie doskonałość instrumentu tworzy muzykę, ale muzyk.

To nie boisko tworzy kadrę piłkarską, tylko ludzie. Jeżeli ktoś nie wyciągnie dzieciaków zza monitorów komputerów i nie pokaże jaką frajdę może sprawić bieganie za piłką, żadne „orliki” nie pomogą. Pieniądze są potrzebne wynalazcom, ale to nie pieniądze tworzą wynalazki. Najpierw jest kreatywny człowiek i chce coś stworzyć, a potem oczywiście należy mu pomóc. Najpierw muszą pojawić się dzieciaki chętne do kopania piłki, potem dziecięcy trenerzy, którzy ich do owej piłki nie zniechęcą, a dopiero potem można te dzieciaki zaprowadzić na porządne boisko.

Nasze rozumowanie narodowe da się porównać do metod wychowawczych zapracowanych a nieczułych rodziców, którym się wydaje, że najlepiej zmotywują swoje zaniedbane pociechy do nauki przy pomocy wysokiego kieszonkowego i drogich prezentów. To tak nie działa. Nic nie zastąpi konkretnego czasu (czyt. życia) poświęconego drugiemu człowiekowi. „Orlik” z nikogo nie zrobi piłkarza. To trener piłkarski tworzy młodych piłkarzy.

Napisawszy powyższy tekst, doszedłem do wniosku, że wypisuję same komunały, rzeczy same przez się zrozumiałe i „oczywiste oczywistości”. Może więc jest tak, że zarówno politycy, jak i my wszyscy (bo nie oszukujmy się, wszyscy ulegamy kretyńskim hasłom), bronimy się przed banałem! Uważam, że istnieją jednak pewne dziedziny życia, w których silenie się na oryginalność nie ma najmniejszego sensu. Naprawdę wystarczy robić rzeczy oczywiste i banalne (np. biznesmeni powinni się kierować prostą zasadą, żeby taniej kupić a drożej sprzedać i nic już w tym względzie nie kombinować).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz