czwartek, 17 kwietnia 2014

O uważności (3)


Największym wrogiem uważności jest rutyna. Doskonale wiadomo, że rutyna przyczynia się do wypadków na jezdniach spowodowanych przez pewnych siebie „starych kierowców”. Rutyna potrafi też zabić pacjenta na stole operacyjnym, kiedy to pewny siebie chirurg wykonuje operację „na pamięć” bez uważnego przyjrzenia się konkretnemu przypadkowi. Wychowanie do rutyny też sprawia, że polscy uczniowie nie są dobrzy w rozwiązywaniu problemów praktycznych.

Krytyka szkoły jako miejsca, gdzie uczy się młodych ludzi rzeczy „zupełnie do życia nieprzydatnych” jest tak bogata, że bez trudu znajdziemy jej przykłady w Internecie. Nie będę jej więc ani przytaczać, ani z nią polemizować, bo w pewnym (ale tylko w pewnym!) stopniu się z nią nawet zgadzam. Domorośli reformatorzy oświaty nie biorą jednak pod uwagę jednego czynnika. Wydaje im się, że jeżeli wprowadzą lekcje obsługi automatów, wypełniania pitów, sporządzania biznesplanu itp. autentycznie pożytecznych umiejętności, sprawią, że szkoła stanie się miejscem ciekawym, a uczniowie nie będą się mogli doczekać pójścia do szkoły. Tym czynnikiem, którego nie rozumieją piewcy praktycznych umiejętności, jest nastawienie uczniów, którzy, podobnie jak dorośli, przede wszystkim chcą uniknąć wysiłku, a więc uważności, i oddać się jakiejkolwiek rutynie, która nie będzie wymagała zbytniego myślenia.

Pamiętam, że wczasach kiedy byłem jeszcze studentem przedostatniego roku historii, na jakimś spotkaniu towarzyskim u rodziny dyskutowałem z pewnym panem, przedsiębiorcą (jak to się wtedy mówiło „prywaciarzem”), który konieczność rozwiązywania praktycznych problemów doskonale rozumiał, ale jako rodzic jakoś chyba się nie palił do wdrażania w nie własnych dzieci. Ja wtedy z wielkim entuzjazmem perorowałem, jak to trzeba dzieci uczyć myślenia, że zapamiętywanie dziesiątek dat i nazwisk nie jest takie istotne, bo te można sobie w razie potrzeby doczytać, ale wykształcenie procesu myślenia jest bezcenne, itd. itp. Na to tenże pan, ów prekursor nowego polskiego kapitalizmu, spokojnie pokiwał głową i równie spokojnym głosem (bo nie, żeby się ze mną kłócił!) powiedział: „Ech, no dobrze, ale jak komuś nie idzie myślenie? To może już lepiej jak wykuje te kilka dat i nazwisk i przynajmniej coś będzie wiedział.” Na taki argument nie bardzo wiedziałem, co powiedzieć, bo choć rozpierał mnie entuzjazm właściwy młodym ludziom, którzy wierzą, że zmienią świat, to jednak od razu stanęły mi przed oczami rzesze dzieci może nie zupełnie mało rozgarniętych, ale takich, których już w młodym wieku myślenie bardzo męczyło, jeśli nie bolało, i znając rzeczywistość szkolną, w której wiadomo, że nie ma możliwości zmuszenia wszystkich do robienia tego samego, doszedłem do wniosku, że w pewnych przypadkach może rzeczywiście bardziej wychowawcze byłoby wyegzekwowanie pewnej pamięciowej wiedzy, której opanowanie też wymaga pewnego wysiłku umysłowego, niż na siłę robić filozofów z młodych ludzi, których problemy są jak najdalsze od przyczyn i skutków jakiejś wojny, albo kryzysu gospodarczego.

Problem jednak w tym, że edukacja jako taka, niemal z definicji polega na wdrożeniu ludzi w pewną rutynę. Żmudne powtarzanie ma przecież na celu wyrobienie umiejętności zautomatyzowanej, w której nie będziemy tracić czasu na zastanawianie się, jak coś zrobić. Chirurg nie może hamletyzować ze skalpelem w ręku, kierowca nie ma zbyt wiele czasu, by się zdecydować, czy zmienić pas na jezdni, czy nie. Bokser również czasu ma mało na decyzję, jak zblokować cios przeciwnika i wyprowadzić kontrę. W wielu dziedzinach dyletanta poznaje się właśnie po tym, że wykonanie jakiejś czynności zajmuje mu więcej czasu niż profesjonaliście, choć osiągnięty efekt może dorównywać efektowi tego ostatniego.

Tutaj dotykamy pewnego bardzo ciekawego zjawiska. Otóż niejednokrotnie zdarza się, że jakiś amator z wielkim zapałem zabiera się do wykonania jakiegoś zadania i wychodzi mu to nadzwyczaj dobrze, podczas gdy profesjonalista robiąc coś rutynowo nie wykaże się zbytnim polotem. (Nie oszukujmy się jednak, w większości codziennych przypadków to jednak profesjonalista wykona swoją robotę lepiej, bo się nie miota po omacku, tylko po prostu wie, co robić). Doskonałym przykładem dyletanta, który prześcignął profesjonalistów może być generał Ignacy Prądzyński, który zaprojektował Kanał Augustowski, nie będąc inżynierem wykształconym w tego typu pracach. Jego ogromny sukces wynikał z faktu, że zabrał się do pracy niezwykle uważnie. W przyspieszonym tempie „odbył studia inżynierskie”, które polegały na UWAŻNYM przeczytaniu i zrozumieniu podręczników na temat projektowania kanałów, po czym zabrał się do pracy uważnie analizując teren i rozrysował bardzo dobre plany, których wykonanie wzbudziło niekłamany podziw ze strony profesjonalistów.

Uważny amator jest w stanie wykonać swoje pierwsze dzieło niemal genialnie, ponieważ zabiera się do niego niezwykle pieczołowicie i poświęca mu więcej uwagi, a właściwie uważności, niż profesjonalista, który działa rutynowo, a więc w dużej mierze z wyłączeniem uważności (w skrajnych przypadkach nawet myślenia).

Ciekawe jest też zjawisko pisarzy – mistrzów jednej powieści. Najczęściej jest to powieść debiutancka, kiedy to autor wkłada całą swoją twórczą energię i właśnie uważność w dopracowanie każdego elementu i szczegółu swojego tekstu. Jeżeli przy pisaniu następnej powieści już wpadnie w rutynę i zacznie powielać własne schematy, krytycy nie zostawią na nim suchej nitki. Powieściopisarz, który wykonuje swoją pracę naprawdę profesjonalnie i dlatego zyskuje uznanie czytelników i krytyków (co się rzadko zdarza równocześnie), to ktoś kto przy każdej zapisywanej stronie poświęca jej całą swoją uważność.

System szkolny, zarówno ten dawny, jeszcze komunistyczny, jak i współczesny, który się z tamtego w prostej linii wywodzi, a  który mniej lub bardziej słusznie krytykujemy (w zależności od konkretnego elementu, który poddajemy krytyce) wydaje się nakierowany na zrutynizowanie sposobu pracy mózgu młodego człowieka. System standardowych testów, pod które szkoły współcześnie ustawiają swoją pracę to kolejny gwóźdź do trumny edukacji zindywidualizowanej i bardziej życiowej (praktycznej). Niestety ludzie po szkołach zarówno za komuny, jak i dziś nie tylko nie są przygotowani do konkretnych zawodów, co nie jest wielką tragedią, bo nigdzie nie są, ale nie są przygotowani do uczenia się tychże zawodów. Niedawno znajomy, który prowadzi własną firmę, opowiedział mi o szeregu przykładów dwudziestolatków, na których zawodowe umiejętności on nie liczy, bo wie, że szkoły ich nie uczą, ale liczy na ich gotowość do ich nauczenia się w trakcie pracy. Tego niestety tym młodym ludziom zupełnie brakuje.

Jeden z przykładów, które mój znajomy mi opowiedział, a który sam często powtarzam, to przypadek młodego człowieka, który nie sprawdzał się na żadnym stanowisku pracy, więc znajomy postanowił dać mu zadanie, które, jak mu się wydawało, trudno zepsuć. Chodziło mianowicie o pakowanie listów do kopert. Koperty te mają zafoliowane „okienka”, w których powinny się znaleźć adresy odbiorców. Jakież było zdziwienie mojego znajomego, kiedy dostał zwrot z poczty całego pokaźnego pliku korespondencji, ponieważ w żadnym okienku koperty nie było adresu. Po prostu listy zostały włożone do kopert jak popadnie. Pracownik tłumaczył się, że był zmęczony i że kolega go zagadywał. Gdyby nie opowiedział mi tego mój dobry znajomy, pomyślałbym, że tę historię wymyślił jakiś współczesny Gogol albo inny humorysta. Oczami duszy mojej widzę Roberta Górskiego z Kabaretu Moralnego Niepokoju, jak opowiada tę historię. Tymczasem tego nikt nie zmyślił. Problem w tym, że takich przykładów można zebrać dużo więcej i jako problem masowy takie historyjki przestają być śmieszne. Jeżeli będziemy żyć w społeczeństwie składającym się w większości z tych rybek z kreskówki „Gdzie jest Nemo”, która po sekundzie zapominała własnego imienia, to biada nam wszystkim.

Tak już zupełnie poważnie. Podstawowym elementem wychowawczym, na który musi postawić każda szkoła na świecie, jest kształtowanie postawy nakierowania na uważność. Wiąże się to z myśleniem, o czym jeszcze napiszę, ale nie każdy musi być Sokratesem czy Wittgensteinem.  Uważność przy wykonywaniu tego, co się robi, to klucz do… już chciałem napisać „sukcesu”, ale jest to po prostu klucz do normalności, w której wszyscy czują, że wiedzą na czym stoją.

Już wcześniej zetknąłem się z biznesmenami, którzy twierdzili, że oni poszukują młodych ludzi, którzy mają w miarę sensownie poukładane w głowie, a oni ich już roboty nauczą, bo wcale nie liczą, że nauczyła ich tego jakakolwiek szkoła czy uczelnia. Często prasa o zabarwieniu bądź to lewicowym, bądź lewicowym, ale udającym prawicę, pisze o wygórowanych wymaganiach pracodawców wobec młodych ludzi, którzy przecież nie mieli kiedy zdobyć kwalifikacji potrzebnych do konkretnych oferowanych przez nich stanowisk pracy. Myślę, że często to może być oparte na faktach, bo polski pracodawca niejedno ma oblicze. Niemniej zetknąłem się z taką liczbą naprawdę rozsądnych przedsiębiorców wykazujących dużo dobrej woli wobec swoich pracowników, że śmiem twierdzić, że jednostronne narzekanie na cały system niczego nie wyjaśnia, a tym bardziej nie rozwiązuje. Generalnie operowanie wielkimi kwantyfikatorami, powoływanie się na jakieś ogólne wrażenie, czy też na to, w co wierzy tzw. większość, to kolejny wróg uważności. Sam jestem tu nie bez winy, ponieważ niejednokrotnie ulegam „szlachetnemu oburzeniu” pod wpływem jakiejś wiadomości (na szczęście nie trafiają do mnie hasła i slogany), podczas gdy uważne przestudiowanie całości zagadnienia mogłoby pokazać zupełnie inny obraz rzeczywistości. Propagandowa i PRowska działalność wszelkich partii politycznych, korporacji czy nawet organizacji społecznych nie sprzyjają uważności. Wręcz przeciwnie, wszystkie te okrągłe slogany, memy, filmiki propagandowe, mają na celu coś wręcz odwrotnego. Mamy przestać być uważni, mamy natomiast być skoncentrowani – na tym co nam podają, zaś zamknięci na to co podają inni. Demokracja m.in. dlatego pozostaje ustrojem niedoskonałym, bo w większości przypadków bazuje na ludzkiej nieuważności.

CDN

2 komentarze:

  1. Te kilka humorystycznych przypadków, które Pan podał początkowo rozbawiły mnie ale jakby spojrzeć na to oczami tych młodych ludzi, którzy są tak bardzo nierozgarnięci to włos się na głowie jeży. Nieumiejętność myślenia, czy też wyciągania podstawowych wniosków z pewnych zaistniałych sytuacji już nie jest śmieszna, a dla dzieci (dorosłych) którzy charakteryzują się brakiem tych cech, to jest wręcz życiowa tragedia.

    Świetny artykuł. Otworzył mi oczy na pewne sprawy, które już lekko je przymykałem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za nieuwagę. Ostatnie zdanie w komentarzu miało brzmieć:

    "Świetny artykuł. Otworzył mi oczy na pewne sprawy, na które już lekko je przymykałem.

    OdpowiedzUsuń