Jedna z podstawowych zasad działania ludzkiego umysłu jest solidaryzować się ze „swoim”. Często jesteśmy skłonni pozwalać na więcej człowiekowi, którego lubimy i cenimy za zasługi w jakiejś dziedzinie. To normalne. Kiedy człowiek ten dopuści się czynu nagannego, jesteśmy skłonni o wiele bardziej mu wybaczyć niż komuś nieznanemu. W przypadku jakiegoś osobnika z ulicy, który dopuścił się czynu w naszych oczach nagannego, gotowi jesteśmy domagać się surowej kary, podczas gdy człowiek popularny może liczyć na naszą pobłażliwość.
Można pokazać kilka takich przykładów. W samych Stanach Zjednoczonych wielu uważa proces O.J. Simpsona z 1995 roku za kpinę z wymiaru sprawiedliwości. Popularny sportowiec i aktor, a do tego czarny (więc dochodzi problem poprawności politycznej) miał olbrzymią część opinii publicznej za sobą, mimo że poszlaki wskazujące na zamordowanie swojej byłej żony były mocne. Wiadomo było, że wcześniej ją bił, a dwa lata temu dokonał włamania, za które wreszcie go posadzono. Ale wtedy Ameryka wrzała, że oto czepiają się ich kochanego idola, że prześladują czarnych itd.
W Polsce nie tak dawno nasza pływaczka, Otylia Jędrzejczak, przez brawurowe i bezmyślne prowadzenie samochodu pozbawiła życia własnego brata i sama o mało nie zginęła. Gdyby tego typu wypadek spowodował jakiś głupi młodziak, prawdopodobnie poszedłby od razu siedzieć i słusznie zresztą, bo skoro jest wina, to musi być i kara.
Oczywiście życie często pokazuje, że ludzie solidnie umocowani w jakimś układzie polityczno-towarzyskim, w ogóle unikają nawet postawienia w stan oskarżenia. Nie osądzono przecież prezydenta Reagana i ówczesnego kierownictwa CIA za to, że rzucili na wewnętrzny rynek amerykański narkotyki w celu pozyskania funduszy na wspieranie contras w Nikaragui. Wielu zbrodniarzom się udaje uniknąć kary w zamian za jakiś układ z policją lub z wymiarem sprawiedliwości. To wszystko jest prawda.
Niektórzy moi znajomi w obronie Romana Polańskiego wysuwają argument, że skoro tylu bandytom uchodzi na sucho, to dlaczego akurat trafił na naszego reżysera, którego tak perfidnie zaaresztowali Szwajcarzy w celu wydania Amerykanom. Argument jest generalnie słuszny, ale musi być interpretowany tylko w jedną stronę, tzn. skoro aresztujemy jednego przestępcę to aresztujmy wszystkich innych. Nie można go pojmować w znaczeniu „skoro nie aresztowaliśmy innych to i tego nie aresztujmy”. W ten sposób wymiar sprawiedliwości, który w żadnym kraju nie jest doskonały i nigdy nie ma stuprocentowej skuteczności, musiałby ulec samorozwiązaniu, a w ogóle cała podstawa jakiejkolwiek cywilizacji, jaką jest prawo, musiałoby być uznane za jakiś niepoważny zbiór nieistotnych tekstów.
Nie jestem legalistą z klapkami na oczach. W sprawie kupców z Warszawy wypowiedziałem się za większą elastycznością w stosowaniu prawa i w ogóle w regulacjach spraw, które powinny być dziedziną raczej negocjacji niż przepisów. Są jednak czyny, które dyskusji nie powinny podlegać. Sprawy o morderstwa, gwałty, kradzieże, podpalenia czy pedofilia w żadnym wypadku nie mogą ulec relatywizacji, bo wtedy podważymy podstawowe zasady współistnienia społecznego.
W latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia ukazała się autobiografia Romana Polańskiego, pt. „Roman”. Ponieważ wówczas Roman Polański był dla nas wielkim symbolem chłopaka z Polski, któremu się powiodło i został wielkim światowym reżyserem, rzuciłem się na tę książkę i wchłonąłem w jeden wieczór. Przeczytanie jej umocniło moje przekonanie, że w dyskusjach na temat dzieł artystycznych, literackich czy filmowych, powinniśmy sobie darować życiorysy twórców. Podobne wrażenie miałem po przeczytaniu „Dzienników” Stefana Żeromskiego. Twórczość wspaniała, życie takie sobie. Otóż Polański w swojej autobiografii umieścił fragment o swoim czynie z trzynastolatką. Mówiąc szczerze, nawet mu wierzę, że nie zgwałcił tej dziewczyny, a jej życiorys wskazuje na to, że to typ Lolity z powieści Nabokova. Karolina Korwin-Piotrowska przytacza fakt, że Samantha Galley w wieku 13 lat nie była już dziewicą i że „chętnie rozkładała nogi”. A co to za argument? Rozumiem, że Karolina Korwin-Piotrowska powołuje się na starą rzymską maksymę „Chcącemu nie dzieje się krzywda”. Ale ta dziewczyna miała 13 lat i to zamyka dyskusję. Seks z nieletnią jest nielegalny? Jest i już. Ile lat miał wówczas Roman Polański? 19? 21? To był już facet w moim wieku! Pojenie dzieciaka, nawet wyrośniętego i wyzywającego, szampanem i częstowanie narkotykami a potem uwiedzenie (nawet jeśli to nie gwałt) to czyn ohydny i nic nie może tego zmienić, chyba że wszyscy zgodnie przyjmiemy, że takie rzeczy są zupełnie normalne. Przyjmiemy? Uznamy, że np. nasi koledzy z pracy mają prawo robić to samo z naszymi córkami?
Gromada ludzi kina, sztuki i polityki zwarła szeregi i stanęła w obronie człowieka, który dopuścił się czynu pedofilskiego. Bardzo jestem ciekawy, czy gdyby Polański uwiódł np. Kasię Adamik w wieku 13 lat, jej mama, Agnieszka Holland, też wystąpiłaby w jego obronie, a córkę by tylko spytała, czy dobrze się bawiła z wujkiem Romanem.
Nie jest oczywiście tak, że nie mam cienia wątpliwości co do okoliczności aresztowania Romana Polańskiego. Dlaczego akurat teraz? Dlaczego w Szwajcarii? Dlaczego nie nastąpiło przedawnienie sprawy? Polański z Ameryki uciekł przed wymiarem sprawiedliwości i przez to amerykański sąd tym bardziej ma prawo być konsekwentnym w swoim żądaniu konsekwencji w poszanowaniu prawa. Z drugiej strony dziwne, że nie nastąpiło to wcześniej. To jest dziwne, ale nie zmienia meritum sprawy.
Osobiście uważam, że karanie ludzi po wielu latach nie ma żadnego wymiaru! Chciałem po słowie „wymiaru” dodać jakiś przymiotnik, np. „wychowawczego”, ale to nie ma sensu. Romana Polańskiego raczej się już nie wychowa. On sam, jak mi się wydaje, doskonale zdaje sobie sprawę ze swojego czynu. Jest starym człowiekiem, ma rodzinę i chyba tzw. kryzys wieku średniego dawno za sobą. Po 32 latach jest się po prostu już kimś innym. Karanie innego stanu umysłu i stanu emocjonalnego, za stan umysłu i stan emocjonalny sprzed wielu lat, nikomu już nie służy, ani Samancie Galley, ani jej matce (której rola jest w całej sprawie wg mnie równie ohydna, jak czyn Polańskiego), ani społeczeństwu. No temu ostatniemu może trochę tak, ale tylko w takim sensie, żeby ludzie wierzyli, że sprawiedliwość w końcu każdego dopadnie (skądinąd wiemy, że tak się w wielu przypadkach nie dzieje i stąd nasze dylematy).
Kochamy Romana Polańskiego. Kiedy oglądam „Koniec nocy” wzrusza mnie nie tylko widok Łodzi z końca lat 50., nie tylko gra Zbigniewa Cybulskiego, ale również młody Roman Polański grający najmłodszego z łobuzów. „Nóż w wodzie”, „Rosemary’s baby” czy „Chinatown” to klasyki kina i nic tego nie zmieni. Przynajmniej nie powinno. Nic jednak nie zmieni też faktu, że wielki reżyser popełnił czyn karalny i od kary uciekł. Chciałoby się powiedzieć „dopadły go błędy młodości”, ale w wieku 45 lat nie jest się już głupim chłopczykiem. Tym bardziej trzeba za nie odpowiedzieć.
Osobiście uważam, że Polański powinien zostać postawiony przed sądem, powinna być uznana jego wina. Co do kary, należałoby dać jasny sygnał, że skoro sama ofiara od dawna nie ma pretensji do Polańskiego, jej wymiar nie będzie surowy, ale jednak nieunikniony. Może jakaś wysoka grzywna? Nie wiem, co przewidują na taką okoliczność kalifornijskie sądy, ale można stworzyć precedens.
Rozumiem, że to co robią polscy artyści, dążąc do wypuszczenia Polańskiego, to działanie emocjonalne. Jak wiele działań pod wpływem impulsu, nie jest zbyt rozsądne. Oto dają społeczeństwu do zrozumienia, że są solidarną kliką gotową zewrzeć szeregi, gdy ktoś z ich grona popadnie w konflikt z prawem. Pokazują, że artyście wolno więcej, wolno dokonywać czynów, za które „zwykłego” człowieka skazano by bez zmrużenia oka. Taka solidarność nie służy nikomu, a już najmniej samemu środowisku artystycznemu, które w latach komuny zdobyło sobie powszechny szacunek społeczny. Ten kapitał zaufania do ludzi sztuki został skutecznie podważony przez mechanizmy gospodarki rynkowej, a zwłaszcza przez lansowany w mediach kult „gwiazd”, których zrobiło się nagle bardzo wiele. Świat filmu czy teatru nie jest już postrzegany jako Parnas, ale raczej jak luksusowy hipermarket. Po prostu artysta nie jest już autorytetem. Obrona Polańskiego nie przyczyni się do przywrócenia ludziom filmu i teatru roli duchowych przewodników narodu. Wręcz przeciwnie.
Całą sprawę najlepiej ujął Szymon Majewski:
http://www.onet.tv/bedziemy-walczyc-o-romana,5531488,1,klip.html