sobota, 12 września 2009

Miły przypadek

Internet ciągle się rozwija, ale nadal wyszukiwarki nastawione są wyłącznie na tekst. Nie ma możliwości zaśpiewania kawałka melodii, której całość chciałoby się znaleźć w necie, a google na podstawie naszego krótkiego nagrania odnalazłyby ten utwór. Być może powinienem napisać "jeszcze nie ma możliwości". Może ktoś nad tym myśli, a jeśli nie, to ja w każdym razie taki pomysł podsuwam.

Myśl ta przyszła mi do głowy pod wpływem impulsu, jakim było dzisiaj odkrycie melodii, której szukałem ponad 20 lat. Otóż pewnego razu wybrałem się z grupą znajomych do teatru "77" w Łodzi na gościnne przedstawienie grupy z... niestety nie pamiętam, która wystawiała sztukę Witkacego (na pewno), ale też zupełnie nie pamiętam, którą. Utkwił mi wtedy natomiast utwór muzyczny, który grano jako podkład, a zmiany natężenia głośności którego miały również dramatyczną rolę do odegrania w samej inscenizacji. Muzyka ta zrobiła na mnie duże wrażenie, i często "chodziła mi po głowie". Niestety nie widziałem wówczas możliwości odnalezienia jakiegoś nagrania tego utworu, ponieważ nie znałem ani jego kompozytora, ani tytułu, ani wykonawcy. Mój nieżyjący już przyjaciel, od kogoś usłyszał, że utwór ten nazywał się "Andaluzja", ale weź tu w latach 80. XX wieku encyklopedię i szukaj Andaluzji. Znalazłbyś krainę w Hiszpanii i już. Bez nazwiska kompozytora ani rusz. Sprawa nie była zresztą dla mnie jakimś problemem życia i śmierci, więc przestałem zbyt intensywnie nie dociekałem.

Jakieś osiem lat temu, kiedy na Suwalszczyźnie poznałem polsko-niemieckie małżeństwo muzyków z filharmonii bamberskiej, zapytałem, czy znają utwór "Andaluzja", na co mężczyzna, który był skrzypkiem (i Polakiem), odpowiedział, że to musi być Pablo Sarasate. Był to już czas, kiedy od kilku lat miałem internet w domu, więc po powrocie z wakacji rzuciłem się do szukania utworów Pabla Sarasate. Na pewno tego nie żałuję, bo odkryłem jednego z największych kompozytorów hiszpańskich, ale ani jego "Tańce andaluzyjskie" ani inne utwory w niczym nie przypominały melodii ze sztuki w teatrze "77". Ponieważ nadal nie była to dla mnie sprawa życia i śmierci, dałem sobie spokój z poszukiwaniami.

Tymczasem dzisiaj jadąc do domu po odebraniu żony i córki z basenu, jak zwykle w samochodzie słuchałem radia (II programu). Po skończeniu "Bolera" Maurice'a Ravela, nadano dwa utwory, ale nie dosłyszałem zapowiedzi. Ten drugi jednak mnie uderzył do razu. To był ten utwór! Właśnie ten, który po raz pierwszy usłyszałem 20 lat temu i który chciałem odnaleźć. Była to "Andaluza" Enrique Granadosa!

Tak na marginesie. Prezenter radiowy powiedział, że wysłuchaliśmy "Bolera" Maurycego Ravela, natomiast nie powiedział, że usłyszeliśmy "Andaluzę" HENRYKA Granadosa. Dawniej wszystkie imiona się spolszczało, teraz nie i chyba dobrze. Wyobrażacie sobie film z Hugonem Grantem, albo sztukę Eugeniusza Ionesco? A może wiersze Pawła Whitmana lub utwory Klaudiusza Debussy'ego? No dobrze, ale dlaczego nie razi nas Maurycy Ravel? Nieważne.

Posłuchajcie "Andaluzy" Enrique Granadosa w wykonaniu tej samej pani, której wersję przedstawił program II Polskiego Radia, czyli Alicii de Larocha.


1 komentarz:

  1. Oj, chyba dużo jeszcze czasu upłynie zanim Google taką usługę wyszukiwania przez zaśpiewanie udostępni. Niemniej jednak pomysł ciekawy.
    No proszę, ktoś jeszcze słucha programu II Polskiego Radia.
    Przyznam się, że dzięki sieci znalazłem też sporo plików, których szukałem całymi latami... Co my byśmy bez tego Internetu zrobili.

    OdpowiedzUsuń