czwartek, 12 listopada 2009

Jose Torres w białostockiej Wyższej Szkole Administracji Publicznej

Byłem dziś rano na spotkaniu ze znanym z naszej telewizji kubańskim perkusistą Jose Torresem, który od ponad dwudziestu lat mieszka w Polsce. Wczoraj w Białymstoku był jego koncert, o którym nawet nie wiedziałem. O dzisiejszym spotkaniu też bym nic nie wiedział, gdyby nie studenci.

Jose opowiadał o muzykach na Kubie, których podzielił na trzy grupy: „reżimowych”, „opozycyjnych” i tych, którzy grają neutralną politycznie tradycyjną muzykę kubańską. Mówił o nędzy, w jakiej żyją Kubańczycy, o propagandzie komunistycznego reżimu, o tym, że ludzie zarabiają 20 dolarów miesięcznie, a najtańszy syrop na kaszel kosztuje 8 dolarów. Wszystko jest państwowe, niczego nie wolno sprzedawać (tzn. prywatni ludzie nie mogą kupić nowego mieszkania, albo sprzedać starego samochodu). Mówił tez o zaradności Kubańczyków – nigdzie nie można kupić benzyny, a samochody sprzed 30-50 lat nadal jeżdżą jak „nówki”. (Jose doskonale mówi po polsku. Używa języka kolokwialnego z całym bogactwem idiomów.) Krytykował bezmyślną młodzież w Europie, również w Polsce, noszącą koszulki z podobiznami Che Guevary, nie zdającą sobie sprawy z potworności reżimu komunistycznego, który ten człowiek budował.

Jak zwykle najbardziej irytujące były pytania z sali, które tak naprawdę nie były pytaniami, a popisami „erudycji” tych, którzy pytania zadawali. Czasami pytania były sformułowane dość koślawo, ponieważ już zawierały odpowiedź. Np. pewien pan spytał, czy Jose uważa, że to dobrze, że Białystok jest wielokulturowy, czy może jednak byłoby lepiej żeby był etnicznie jednolity. Ciekawe jakiej odpowiedzi spodziewał się po Kubańczyku mieszkającym większość życia w Polsce. Całe szczęście, że Jose rozbudował swoją odpowiedź o własne doświadczenia. Stwierdził, że będąc i Kubańczykiem i Polakiem (bo czuje się Polakiem mając polską żonę i dzieci, a na wyjazdach zagranicznych tęskniąc do Polski jako do swojego domu) czuje się bogatszy. Dla pewnych problemów znajduje potencjalnie więcej rozwiązań, bo może czasami pomyśleć jak Polak, a czasami jak Kubańczyk. Do tego stwierdził, że charaktery naszych narodów są bardzo podobne. Wracając do pytania – ta wielokulturowość Białegostoku to chyba jakiś żart. Oprócz ludzi spieszących w niedzielę do cerkwi, nie widać tu żadnej różnorodności.

Jose zaobserwował też ciekawe i potencjalnie niebezpieczne zjawisko na Kubie. Wspomniał pewnego historyka Hawany (nie zanotowałem nazwiska), któremu władze udzieliły „błogosławieństwa” na organizowanie wycieczek z zagranicy (np. USA), ale który postawił warunek, że jakiś procent (też nie zapamiętałem, czy 50% czy mniej) należy się tylko jemu. Okazuje się, że „sprzedał się” komunistycznemu reżimowi za kapitalistyczny profit. Rzecz doskonale znana z czasów Gierka i późniejszych. Co więcej, Jose podejrzewa, że przy zmianie ustroju tenże historyk od razu stanie się rekinem kapitału, ponieważ zadziała niczym komunistyczna nomenklatura w Polsce, która od razu po upadku komuny, przekształciła się w pierwszych biznesmenów Rzeczypospolitej. Ponieważ historyk ten zna Hawanę jak własną kieszeń, będzie zbijał kapitał na działkach i pustostanach do zagospodarowania w tym mieście. Może tak się stanie. Tego na razie wiedzieć nie możemy.

Nie należę do zwolenników masowego sprowadzania imigrantów do Polski. Nie chodzi o to, że jestem rasistą, bo nie jestem, ale o pewien strach przed potencjalnymi konfliktami. Gdyby jednak każdy imigrant był jak Jose Torres, witałbym ich z otwartymi ramionami. Jest to człowiek pogodny, wnoszący olbrzymią dawkę optymizmu, a przy tym po pierwszych kilku zdaniach widać, że oprócz tego, że ma olbrzymie poczucie humoru, jest człowiekiem poważnym i godnym zaufania. Jeśli jeszcze raz przyjedzie do Białegostoku (a ja będę wiedział o jego wizycie odpowiednio wcześniej), na pewno sam chętnie na takie spotkanie przyjdę i namówię wszystkich moich znajomych, którzy fascynują się Kubą i jej kulturą (a jest ich, jak się okazuje, niemało).

Podsumowując, Jose Torres wprawił mnie dziś rano w fantastyczny nastrój na resztę dnia, za co jestem mu niezwykle wdzięczny. Tacy ludzie to skarby!

9 komentarzy:

  1. Po pierwsze: jeżeli jest się rzeczywiście zainteresowanym tym co dzieje się w naszym mieście (czyt. Białymstoku) polecam (skoro już autor bloga oblatany w sieci korzystać z niej w szerszym zakresie niżeli tworzenie własnej witryny) zaglądać na strony na których można uzyskać informację o imprezach typu koncerty, wystawy i inne, np. Białystokonline.... wtedy nie byłoby żalu związanego z brakiem wiedzy o koncercie... ponieważ zarówno w sieci jak i w mieście (słupy ogłoszeniowe) informacja o koncercie była, a trudno byłoby do kadżego mieszczkańca naszego miasta dotrzeć osobiście... trochę własnej inicjatywy.

    Po drugie: ciekawa jestem jakie pytanie twórca tego bloga zadał na spotkaniu z Jose?

    Po trzecie: Wielokulturowaość na Podlasiu jest i tego nie ma co kwestionować ... jeżeli autor bloga rozumuje kulturę poprzez pryzmat wiary to jest mi niezmiernie przykro... ponieważ wiara jest jednym z elementów kultury, a nie jedynym... warto o tym pamiętać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moją obserwacją w trakcie bytności na spotkaniu z Jose Torresem, bo nie był to, dzięki Bogu, prawdziwy (czytaj: nudny) wykład, jest stwierdzenie najbardziej oczywistej rzeczy: zadawali pytania tylko Ci, którzy rzeczywiscie chcieli spotkać się z Kubańczykiem, którzy poznali nie tylko muzykę (zresztą świetną) naszego gościa, ale byli na projekcji filmu w Forum, przeczytali autobiografię, zainteresowali się Kubą dzisiejszą... ja żadnego pytania nie odebrałam jako "głupiego", czy nie na miejscu: nie ma głupich pytań, to odpowiedzi mogą takimi być... bardzo stara prawda. Poznałam Jose Torresa z tej "ludzkiej" strony, kubańsko-polskiej, naprawdę "wielki" duch w niewielkim ciele - szacun!
    Wiolin

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że zasada "uderz w stół" sprawdza się w całej rozciągłości. Pierwszy komentarz wynika prawdopodobnie z nadinterpretacji moich słów. Nigdzie nie wyraziłem żalu do kogokolwiek, że nie wiedziałem o koncercie. Po prostu stwierdziłem fakt i jeśli traktować te pierwsze zdania jako krytykę, to jest to raczej samokrytyka. Tym bardziej spotkanie z Jose Torresem było dla mnie bardzo miłą niespodzianką.

    Nie kwestionuję wielokulturowości Podlasia, a jej małą widoczność. Na przybyszu z zewnątrz Białystok nie robi wrażenia urozmaiconego kulturalnie. Wręcz przeciwnie - jest to miasto zdecydowanie polsko-katolickie z pewnymi akcentami prawosławnymi. Natomiast jeśli idzie o widoczność mniejszości narodowych - białoruskiej, ukraińskiej czy litewskiej, to ona nie istnieje!!! Jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej, poproszę o przykłady. Jaka jest świadomość mieszkańców Białegostoku na temat mniejszości? Można usłyszec szereg stereotypów, natomiast przedstawiciele tych mniejszości rzadko kiedy pokazują swoją odrębność. Ktoś może spytać dlaczego niby mieliby pokazywać i byłoby to słuszne pytanie, ale w takim razie w czym się niby objawia ta wielokulturowość?

    Ani razu nie użyłem słowa "głupie" co do pytań. Jednakże jeśli ktoś przed sformułowaniem tego, czego chciałby się dowiedzieć od gościa wygłasza długi tekst na temat tego, co sam już wie, ergo popisuje się własną wiedzą, nie robi to najlepszego wrażenia na reszcie audytorium.

    Jedno pytanie określiłem jako "koślawe" - to czy Jose uważa, że Podlasie powinno pozostać wielokulturowe, czy powinno dążyć do monokulturowości. Otóż w świetle tego, co Jose powiedział wcześniej, a także faktu, że jest Kubańczykiem mieszkającym w Polsce, zabrzmiało jak pytanie typu: "Czy uważasz, że Twoje własne poglądy są słuszne, czy niesłuszne"? Ono nie było głupie, tylko naiwnie sformułowane.

    Sam nie zadałem żadnego pytania, ponieważ Jose powiedział wszystko, co mnie interesowało z własnej inicjatywy.

    Nazywam się Stefan Kubiak i nie kryję się pod pseudonimem (to a propos eufemizmu "autor tego bloga"). Prosiłbym o zrewanżowanie się podaniem choćby swojego imienia. Jeżeli autor pierwszego komentarza jest jednym z organizatorów imprez z Josem, to naprawdę nie ma powodu do obrażania się, ponieważ nie mam do nikogo pretensji o własne niedoinformowanie. Organizatorzy są w porządku! I oczywiście Jose - Jose jest bezkonkurencyjny!

    OdpowiedzUsuń
  4. P. od Patrycja i nie byłam organizatorem :D a jedynie uczestniczką.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam!
    Obawiam się, że źle Pan zrozumiał informację odnośnie działaności tego znanego historyka z Hawany związego z reżimem Castro(którego nazwiska też niestety nie pamiętam), ponieważ, jak upewniłam się w rozmowie z przyjaciółmi, którzy byli na wykładzie, chodziło o wykorzystywanie dotacji i sponsorów z USA na rekontrukcję Starej Hawany, a nie oprowadzanie wycieczek.
    Jeśli zaś chodzi o pytania z sali, to odnośnie popisów erudycji odniosłam takie samo wrażenie, zaś wszystkie kolejne pytania były tendencyjnie formułowane przez moich znajomych pod gotową odpowiedź, ponieważ zależało nam na tym, aby studenci (którzy nie bardzo się kwapili z zadawaniem pytań i czego się spodziewaliśmy)usłyszeli od Jose to, co myśmy usłyszeli poczas wcześniejszych z nim spotkań. Szkoda, że nie było Pana na spotkaniu z Torresem w Kinie "Pokój" - tam było pytanie, co zrobić, aby kupić dom na Kubie i zamieszkać tam na stałe!!!! Jose odpowiedział, że trudno mu udzielić informacji na ten temat, ponieważ dość długo pracował nad tym, żeby stamtąd wyjechać!
    Odnośnie wielokututowości Podlasia to włąśnie do nas są zapraszane zespoły białoruskie i ukraińskie (rokowe, nie folkowe, któych jest swoją drogą też trochę), w wielu domach mówi się po białorusku i ukraińsku (wiem od moich przyjaciół), kultywowane są tradycje przywiezione przez dziadków i pradziadków ze wschodu, no i ta mentalność, zabobony ... i niestety stereotypy. Ja widzę tę wielokutlurowość i uwielbiam ten klimat. Może Pan przebywa w takim środowisku, które akurat na ten temat nie wymienia doświadczeń.
    A na koniec, jeśli rzeczywiście interesuje się Pan Kubą i jej kulturą, to zobowiązuję się Pana zawiadomić, jak tylko znani mi wielbiciele kubańskich rytmów zmontują znowu jakąś większą imprezę. Na razie przesyłam ciekawy link o rzeczywistości na Kubie: http://desdecuba.com/generaciony_pl/
    Pozdrawiam. Ania Dąbrowska (nie śpiewam;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki serdeczne! Chyba faktycznie niezbyt dobrze zapamiętałem na czym polegała działalność tego historyka z Hawany.
    Ja też uwielbiam klimat wielokulturowości i dlatego piszę, że go nie odczuwam, bo mi tego brakuje! Pochodzę z Łodzi i kiedy moja żona (wówczas narzeczona) zaproponowała, żeby zamieszkać w jej mieście, zgodziłem się skwapliwie, bo się naczytałem na temat właśnie tych klimatów. Pamiętam w 1991 roku na rynku na Bema (zanim przeniósł się na Kawaleryjską) był wielojęzyczny tłum, a przy tym na bandurze grał "did" jak z "Ogniem i mieczem".

    Wielu ludzi, których znam, każdy objaw pokazania innej kultury odbierają wrogo, co mnie doprowadza do pasji. Sprawa jest jednak dość złożona. Zapraszam do wpisu na temat Kozłowego Ługu http://stefankubiak.blogspot.com/2009/sciana-wschodnia.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam! Fajnie, że ktoś coś napisał o spotkaniu z Jose T. Byłem jako jeden z organizatorów zaangażowany w te wydarzenia i dzięki za odzew.
    Chciałem tylko poinformować Pana i Pana znajomych fascynujących sie Kubą do przyłączenia sie do ludzi podobnych a spotykających sie w ramach enklawy kultury- Mała Havana, której jestem gospodarzem. Najbliższa impreza to Latino Andzrzejki, będzie czas na taniec, wspomnienia z koncertu (slajdy,filmiki) i towarzyszących wydarzeń, oraz konstruowanie nowych projektów kubańsko -taneczno -zaangażowanych.
    Ps. A ja mam żonę z Łodzi:)
    Więcej info wolę na prywatny meil, bo póki co nie upubliczniamy miejsca naszej enklawy
    Potrzebujemy głośno myślących!Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. I ja w temacie wielokulturowości. Moim zdaniem Bialystok to tygiel. Chodzenie ludzi do cerkwi to tylko oznaka, ale juz kontemplacja ikony to wplyw kultury wschodu. A z kolei pragmatyzm, czy analiza pisma, to domena chrzescijaństwa zachodniego. Ale w tym regionie mozna jeszcze poslyszec zawolanie na modlitwe w Kruszynianach i spróbowac pierekaczewnika. A nieco dalej ze zdziwieniem zobaczyc, ze pewnej soboty twój sąsiad rozpina namiot na dachu garazu. Trzeba tylko umiec patrzec. Bialystok boi sie swojej egzotyki i ubiera sie ciuszki poprawnosci. A przeciez pokazujac swoją róznorodnosć moze tylko zyskac tak jak olbrzymi Istambuł, czy niewielkie Sarajewo. A czasem się okazuje, ze twoja żona jest pochodzi z tatarskiej szlachty i stąd jej orientalna uroda. Albo, że dziadek walczyl pod Verdun, tylko po stronie Niemców. Gdzie indziej w Polsce znajdzie się taka różnorodność?. Czy Bialystok jest zatem wielokulturowy i czy w pokazaniu tego jest jakas szansa? Mysle, że pytanie bylo celne. Należało je zadac choćby po to, aby uswiadomic sobie i studentom, że czerpiąc z innych kultur bogacimy się no i... że trzeba się dobrze zastanowić, czy warto popierac ruchy nacjonalistyczne. Pozdrawiam Jan - białostoczanin z dziada, ale już nie pradziada

    OdpowiedzUsuń