piątek, 27 listopada 2009

Nie masz licencjatu, nie masz prawa uczyć (czyli rzecz bynajmniej nie o maturzyście)

Dzisiaj w pracy uciąłem sobie miłą pogawędkę z moim obecnym starszym kolegą z pracy, a dawnym wykładowcą - Amerykaninem. Gadamy tak sobie o różnych rzeczach, w tym również o tym w jakich miejscach pracujemy. Mój znajomy Amerykanin m.in. uczy angielskiego w społecznym liceum ogólnokształcącym. Okazuje się jednak, że białostockie kuratorium orzekło, iż nie ma on prawa prowadzić zajęć o nazwie "konwersacje" w liceum ponieważ nie ma ... licencjatu. Od razu spieszę wyjaśnić, że przyjechał do Polski prawie 20 lat temu z amerykańskim BA, natomiast już tutaj zdobył tytuł magistra z filologii angielskiej, a następnie doktora filologii angielskiej! Native speaker z polskim doktoratem z filologii angielskiej nie ma prawa uczyć konwersacji w języku angielskim, bo nie ma licencjatu. Kiedy to usłyszałem o mało nie spadłem z krzesła. Moja głowa okazuje się zbyt mała, żeby pomieścić taki bezmiar głupoty. Białostockie kuratorium poradziło mojemu znajomemu odwołać się do ministerstwa!

Żyję w Polsce całe życie, przeżyłem najpiękniejsze jego lata pod rządami komunistów (nie dlatego najpiękniejsze, że pod ich rządami, ale dlatego, że byłem po prostu młody), więc niby nic mnie nie powinno dziwić. Ludzie stanowiący prawo, a potem ci, którzy mają je interpretować, często robią wrażenie wymagających specjalnej troski, ale po 20 latach po upadku komuny mamy chyba prawo do odrobiny normalności. Jeżeli jednak rozwój szkolnictwa na wszystkich szczeblach będzie nadal szedł w kierunku, w którym idzie, będzie jeszcze gorzej, bo ci z dyplomami, którzy nie będą się nadawać do biznesu albo do pracy jako wysoko wykwalifikowani profesjonaliści, będą szli do urzędów lub do polityki, a wtedy wiadomo jaki nam wszystkim los zgotują.

6 komentarzy:

  1. Oplułam ekran ze śmiechu jak to przeczytałam! Wiem, że to tak naprawdę nie śmieszne, ale mnie zawsze rozwalają takie absurdy...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwłaszcza, że chyba wiesz, Sylwia, o kogo chodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. mam nadzieje, ze to tylko jeden malorozwiniety element w trybach biurokracji kuratorskiej...
    no bo jezeli nie...

    OdpowiedzUsuń
  4. decyzje stefan podejmuja twoi rowiesnicy a nie post komuna wiec mozna miec pretensje tylko do komunistow ze dopuscili ich do zawodu.

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest już tzw. przekombinowanie. Tu nie ma nic do rzeczy, czy to robią post-komuniści, czy post-solidarnościowcy, czy to robią ludzie z mojego pokolenia, czy starsi, czy młodsi. Głupota funkcjonuje ponad podziałami. Jeżeli jednak chodzi o głupotę urzędniczą, to uważam, że jest ona dziedzictwem przekazywanym z pokolenia na pokolenie sposobu myślenia. Jej początek sięga czasów carskich, przechodzi przez sanację i komunę, aż do czasów dzisiejszych. Kiedyś wierzyłem, że kolejne pokolenie coś zmieni. Nie zmienia jednak, a to dlatego, że bezkrytycznie przejmuje sposób myślenia urzędników starszych. Żaden młody pracownik nie zacznie przecież rewolucji, bo go starsi zniszczą momentalnie. Dlatego nie wróżę mądrej przyszłości urzędom państwowym. Kolejne pokolenia wsiąkną w ten układ i będą popełniać te same błędy.

    OdpowiedzUsuń