Dlaczego nie zagłosuję na Jarosława Kaczyńskiego?
Problem braci Kaczyńskich zawsze polegał na tym, że zdawali się lekceważyć to jakim państwem naprawdę jesteśmy. Jest to ten sam błąd, jaki popełniali politycy II Rzeczypospolitej. A jesteśmy bardzo słabym średniakiem. Co prawda gospodarka nam się powoli rozwija, ale nie jesteśmy żadną potęgą ani gospodarczą ani tym bardziej militarną. Trzeba sobie z tego zdać sprawę, żeby móc powziąć jakieś dalsze kroki. Wielka polityka wschodnia spaliła na panewce, co można było przewidzieć. Wcale się nie cieszę, kiedy mogę powiedzieć "A nie mówiłem?", ale pamiętam doskonale, że w czasie "pomarańczowej rewolucji", kiedy w Kijowie znaleźli się wszyscy liczący się polscy politycy, stwierdziłem, że daję Ukraińcom dwa-trzy lata na rozczarowanie demokracją i kursem na Zachód. Niewiele się pomyliłem.
Potem w dodatku wyskoczył ksiądz Isakowicz-Zaleski i zrobił krzyk o Wołyń, czym wpakował się braciom Kaczyńskim w paradę, bo ich celem było wyrwanie Ukrainy z objęć Rosji. A z drugiej strony Juszczenko obwołał Stepana Banderę bohaterem narodowym. I tak to okazało się, że z Ukraińcami nam nie po drodze. Kiedy bieżącą politykę opieramy na silnych sentymentach historycznych, zawsze natkniemy się na moment, kiedy ktoś się z kimś mordował. Polityka historyczna w celu pilnowania własnych interesów jest w każdym państwie niezbędna. Kiedy jednak dążymy do zbudowania realnych relacji z innymi, trzeba się liczyć z kosztami moralnymi. Dzisiaj już wiadomo, że Ukraina dla Zachodu i Polski przepadła (decyzja o flocie czarnomorskiej).
Pomysł rurociągu "Nabucco" prosto z Azerbejdżanu z pominięciem Rosji to kompletna mrzonka. Mieliśmy prawo mieć takie marzenie, ale jak dobrzy biznesmeni wiedzą, że najpierw bada się rynek, a potem rozkręca kolejną linię produkcyjną. U nas na marzeniach zbudowano całą politykę. Odmowa przepuszczenia rurociągu do Niemiec, doprowadziła do rury na dnie Bałtyku. Protestowaliśmy, protestowaliśmy i niczego nie osiągnęliśmy bo osiągnąć nie mogliśmy.
Myślę, że na kontynuację politycznej donkiszoterii nas po prostu nie stać.
Wielki miałem i mam szacunek dla uczciwości i wierności poglądom przywódców PiSu, ale oni popełniali po prostu błędy! Nadal uważam, że nie wolno pozwalać Rosji na rozszerzanie jej wpływów, ale czy to my musimy się wychylać? Brać Rosję na klatę? W imię obrony samej idei polskości? (Przypominam, że ten mem jest mi osobiście bardzo drogi i jest bezdyskusyjny). Żeby kontynuować politykę II Rzeczypospolitej Jarosław Kaczyński musiałby się zdobyć na takie kroki, jak Józef Piłsudski, czyli obalić demokrację. A wiemy, że demokracja jak rzadko który ustrój pokazuje prawdziwe oblicze społeczeństwa. Jeżeli ono składałoby się ze złodziei i morderców, to prawdopodobnie oni właśnie utworzyliby partie polityczne, kłóciliby się o swoje priorytety itd. Gdyby się chciało wyeliminować z życia politycznego wszystkich byłych SBków, ich agentów współpracujących z własnej woli oraz tych przez nich złamanych, ich dzieci i wnuki, którym zaszczepiono kult PRLu, należałoby ich wszystkich albo wymordować, albo przynajmniej powsadzać do Berezy Kartuskiej. Do takiego kroku trzeba mieć jaja i umieć postawić wszystko na jedną kartę. Jest oczywiste, że nikt tak potwornego scenariusza nie chce, łącznie z Jarosławem Kaczyńskim. Powstaje więc pytanie, jak w praktyce realizowałby swoją politykę. A co z Rosją? Wiadomo już, że tak jak do tej pory już się nie da. Jak daje się zaobserwować, Rosjanie najpierw zachowali się przyzwoicie, ale teraz kręcą coś z tymi czarnymi skrzynkami. Jeżeli nie daj Boże okazałoby się, że mają jednak coś na sumieniu (niekoniecznie spisek, ale poważne zaniedbania), to co zrobimy? Wypowiemy im wojnę, a potem poczekamy, aż na Rosję ruszy NATO z całą potencją? No może i niezły pomysł, ale ja mieszkam w Białymstoku, a wszyscy przecież znamy położenie geograficzne tego miasta.
A propos Białegostoku. Jest to miasto, gdzie bardzo wielu ludzi głosuje na PiS. Równocześnie mieszkańcy tego miasta wiele stracili na zamknięciu rynków rosyjskich. Całe zakłady produkowały tylko na potrzeby wschodniego eksportu. Polityka umacniania pozycji Polski wobec Rosji wielu ludzi kosztowała pracę, a wielu biznesmenów konkretne pieniądze.
Politycy PiS w dużym stopniu mają rację, że biznesmeni, zwłaszcza ci powiązani ze światem polityki, to często egoiści nie myślący o losie swoich pracowników, czy Polski jako całości. Z drugiej strony partia ta stworzyła atmosferę niemal komunistycznej nieufności wobec ludzi przedsiębiorczych, którzy w końcu konkretnie przyczyniają się do wzrostu PKB i do tworzenia miejsc pracy. W starciu z prokuratorem, urzędem skarbowym, czy komornikiem, polski przedsiębiorca jest praktycznie bez szans. To też jest efekt uboczny „walki z układem”.
Nie cofam ani jednego słowa, które napisałem poprzednio. Po Prezydencie, jego Żonie i po innych ofiarach katastrofy płakałem i nie był to objaw histerii ani nie był to żaden „cyrk”. Szczerze tych ludzi opłakiwałem. Co więcej, z pewnym żalem i nostalgią oceniłem smoleńską tragedię jako koniec pewnej koncepcji polskości, tej romantycznej i idealistycznie uosabianej przez II Rzeczpospolitą. Tak się dzisiaj nie da uprawiać polityki. Można uronić łezkę, ale powrotu do przeszłości nie ma.
Zanim przejdę do następnych partii, jeszcze raz podkreślę, że PiSowi trzeba oddać to, że w ogóle miał jakąkolwiek koncepcję polityki zagranicznej. W koncepcjach innych partii (poza skrajną prawicą i populistami) mówiąc szczerze, nie bardzo wiadomo o co w tym względzie chodzi. Prawdopodobnie najchętniej oddano by myślenie o naszej polityce zagranicznej „mądrzejszym” z Brukseli i Waszyngtonu, a my moglibyśmy ograniczyć rolę ministra spraw zagranicznych do roli bywalca salonów.
Dlaczego nie zagłosuję na Grzegorza Napieralskiego?
Polska lewica nie istnieje. Owszem jest chyba z kilkadziesiąt ugrupowań lewackiej młodzieży, która sama nie wie o co jej chodzi, najczęściej o to, żeby zrobić trochę szumu o coś, co ktoś im wskaże jako szlachetny cel. Partia, która się mieni największym reprezentantem polskiej lewicy, nie ma nic wspólnego z tradycją obrony praw pracowników, podnoszenia poziomu życia robotników, organizacji pomocy socjalnej, dostępem oświaty na wysokim poziomie dla każdego itp. Takie rzeczy już dawno reprezentantów „lewicy” nie obchodzą. Jak to niedawno zauważyła pewna moja znajoma, są to faceci w garniturach i krawatach, którzy załatwiają między sobą a powiązanymi ze sobą biznesmenami jakieś interesy, stołki itp. Żeby pokazać, że w ogóle mają jakąś tożsamość, na pierwszy plan wysyłają np. profesor Senyszyn z jej niewybrednymi atakami na Kościół. Pani profesor, uwielbiana przez fanów lewicy, w swoich manierach niewiele się różni od posła Palikota. Jest arogancka i złośliwa, bo chyba nie ma żadnego planu pozytywnego dla polskiego społeczeństwa. „Lewica” chce uchodzić za nowoczesną partię europejską mającą na celu ochronę mniejszości, w tym seksualnych. Nie przeszkodziło to posłance Błochowiak, wówczas sztandarowej „młodej” lewej strony polskiej sceny politycznej, użyć słowa „pedały” w takim znaczeniu, w jakim używają go homofoby. Hipokryzja polskiej lewicy jest ogromna. W praktyce jej działania sprowadzają się do obrony generała Jaruzelskiego i emerytur SBków.
W dodatku Grzegorz Napieralski to człowiek, który prawdopodobnie ma się za wielkiego cwaniaka. Bezlitośnie wykończył Olejniczaka i objął władzę w SLD. To, że wysunięto właśnie jego kandydaturę w wyborach prezydenckich to swego rodzaju pocałunek śmierci ze strony kolegów. Na sto procent wybory te przegra, a w partii jakaś grupa będzie mu mogła powiedzieć „no, towarzyszu, nie sprawdziliście się” (taka złośliwostka z mojej strony – dobrze wiem, że w świecie biznesmenów nikt nikogo nie nazywa „towarzyszem”). Napieralskiego mi nie żal, bo nic tak nas przecież nie cieszy, jak upadek cwaniaka, którego w konia zrobili więksi cwaniacy.
Dlaczego nie zagłosuję na Bronisława Komorowskiego?
Postać kontrowersyjna z powodu tego, że nawet na tle PO wyróżnił się zaciekłą obroną WSI, kiedy PiS rozwiązywał tę formację. Nie wiadomo na ile był z nią powiązany, tak samo jak nigdy się nie dowiemy, na ile WSI miała powiązania z podobnymi sobie służbami rosyjskimi. Pomijając samego kandydata, partia, której pojawienie się przywitałem, jak pamiętam z wielkim entuzjazmem (prawdziwie „obywatelska” partia, bez doktrynerstwa, pragmatyczna, w stylu amerykańskim), nie wzbudza już we mnie takich uczuć, jak jeszcze podczas ostatnich wyborów prezydenckich. „Amerykański” pragmatyzm w warunkach polskich sprowadza się do tego, że niczym Tammany Hall za szefostwa Williama Tweeda, partia mieniąca się liberalną czyli przychylną przedsiębiorcom i przedsiębiorczości, jest przychylna tylko „swoim” przedsiębiorcom i ich przedsięwzięciom (drobnych handlarzy spod Pałacu Kultury kaznodzieje wolnego rynku wykopali przy pomocy metod całkowicie etatystycznych). Jest niczym jedna wielka „political machine”, która zmieni swoje ideały (jeśli w ogóle jakieś były) pod wpływem potrzeby taktycznej, co sprowadza się do wykonania pewnych kroków podpowiedzianych przez specjalistów od PRu. Utrzymanie się przy władzy stanowi wartość samą w sobie. Niedobrze się stało, że na arenie politycznej Polski tak naprawdę pozostały dwie partie – PO i PiS. Wiele wskazuje na to, że PO się umocni (dzięki „zdroworozsądkowym” i „nowoczesnym” wyborcom) i partia ta przekształci Polskę w drugi Meksyk. Tam też niby są inne partie, każdy niby może wystawić swoją kandydaturę, a czasem ona może nawet przejść, ale i tak wiadomo, że niepodzielnie rządzi Partia Rewolucyjno-Instytucjonalna. Jej idee i wartości nie są w ogóle ważne. Ważne natomiast jest, że jeśli ktoś ma ambicje polityczne, powinien się do niej zapisać i w niej próbować je realizować. To jest układ chory i nie chciałbym go dla Polski.
W polityce zagranicznej nie widzę żadnego pomysłu. Tzn. trzymamy się (tak samo jako PiS zresztą) Stanów Zjednoczonych, w pełni współpracujemy z Unią Europejską, czyli z najsilniejszymi jej graczami (Niemcy, Francja) i ocieplamy stosunki z Rosją, cokolwiek by to miało znaczyć. A w praktyce właśnie w tym problem, że nie wiadomo, na czym nasza przyjaźń z Rosją miałaby polegać. Od ich gazu już i tak jesteśmy uzależnieni. Chciałbym oczywiście, żeby powróciła sytuacja, w której nasi przedsiębiorcy sprzedawali swoje produkty na rynku rosyjskim, ale na razie nic nie wskazuje na to, że tak się stanie.
Premier Tusk ściskał się z premierem Putinem nad spalonym samolotem, a „Gazeta Wyborcza” i ONET z Danielem Olbrychskim wyskoczyli z „przełomem w stosunkach z Rosją”. Znowu nie cofam ani jednego słowa, które napisałem w pierwszym tygodniu żałoby. Zwykli Rosjanie zachowali się wspaniale. Władze rosyjskie też bardzo przyzwoicie, ale tym władzom właśnie jakoś nie mogę zaufać. To, co się dzieje z czarnymi skrzynkami jest co najmniej podejrzane. Sposób w jaki przesłuchiwano córkę Zbigniewa Wassermanna (pytając ją o cel wizyty ojca w Rosji i o jego kontakty w tym kraju!) pokazuje, że z władzami tego kraju prawdopodobnie nie zrozumiemy się nigdy. A Rosjanie, naród ludzi o wrażliwych sercach, ma to do siebie, że żeby nie wiem co, to słuchają władzy, zaś priorytetem jest dla nich potęga ich kraju, a nie obiektywna prawda. Tak więc Donald Tusk ściska się z Putinem nad spalonymi ciałami polskich polityków, a pewne media głoszą powrót do miłości z Rosją. Wygląda to jednak tak, że oto zniknęła ostatnia przeszkoda, żeby przywrócić „braterstwo naszych narodów”. To ostatnie pojęcie pochodzi oczywiście z czasów komunizmu. Czy popełniam tu nadużycie? Nie, bo nie mówię, że tak faktycznie jest, ale że tak to wygląda. A swoją drogą Rosjanie i tak kręcą.
Zostawmy Rosjan. Rzecz w tym, że PO nie wzbudza we mnie zaufania w żadnej dziedzinie polityki. Działa tak, żeby się jak najmniej narazić na krytykę, nie realizuje obietnic wyborczych (no to niby nie powinno dziwić – która partia to robi?), a do tego jej zwolennicy prowadzą bardzo arogancką, żeby nie powiedzieć chamską politykę budowania czarnego PRu przeciwnikom i ich zwolennikom („ciemnogród”, „mohery” itd.).
Zagadka
Tak sobie myślę, która partia konsekwentnie i bez nadymania się cały czas realizuje politykę pilnowania polskiego interesu, i to prawdziwego interesu, a nie czystej idei polskości, której sami Polacy nie zawsze rozumieją. Zawsze uważałem tę partię za wrzód na ciele polskiej polityki, bo niezależnie od opcji rządzącej, partia ta zawsze jakoś umiała sobie umościć ciepłe miejsce przy władzy. Co więcej, jej przedstawiciele nie mają w sobie ani krzty hipokryzji. Partie, z którymi była w koalicji zawsze narzekały, że jej przedstawiciele bezczelnie wykłócają się o konkretne stołki. Bezczelnie? Każdy walczy o to samo, a oni tylko nie owijali w bawełnę. Trudno ich oskarżać o uleganie wpływom obcych mocarstw, ponieważ jej członkowie z natury są nieufni wobec cudzoziemców. W dodatku mają bardzo konkretne wyczucie własnego interesu bez wdawania się w ideologię. Bardzo dobrze pilnują własnego interesu, a ponieważ są Polakami, tym samym interesu Polaków i Polski. Zgadnijcie o jakiej partii mowa? (Nie, na jej kandydata też nie zagłosuję, ale zastanówmy się, czy nie mam racji w ocenie tej partii ;) ).