poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Żałoba trwa

Jeszcze wczoraj dawałem naszemu narodowi tydzień na życie w godnym poczuciu żałoby. Szczerze mówiąc nie jestem jednak zaskoczony, że już dzisiaj powrócił festiwal chamstwa powszechnego. Wystarczy wejść na forum Onetu i mamy stare śpiewki. Z jednej strony "wolacy" i "mohery", z drugiej "zdrajcy nienawidzący Polski". Niestety w jakimś owczym pędzie używam jeszcze rzeczowników kolektywnych, jak "naród", przypisując im jakieś ogólne cechy. Chce się napisać, że "nasz naród niczego się nie nauczył", że "nie wyciągnął wniosków". Narody nie wyciągają wniosków, bo nie ma czegoś takiego, jak zbiorowy mózg. Wnioski wyciągają jednostki. Mądrych jednostek jest, jak się okazuje nadal w naszym narodzie mało, a ludzi dobrej woli jeszcze mniej. Nastawienie na krytykę, jako postawa łatwiejsza, ma się dobrze i dominuje.

Nie ukrywałem, że politycznie jest mi daleko do PiSu. Po ludzkim odruchu wielkiego żalu po śmierci ludzi, wczoraj telewizja zaczęła pokazywać dziennikarzy, którzy poszli w drugą stronę. Zgoda, że Prezydenta Lecha Kaczyńskiego media przedstawiały przeważnie niekorzystnie i na pewno mu zaszkodziły, ale generalnie z PiS problem był i jest inny. Chodzi mianowicie o umiejętność budowania zaplecza. Wiem, że celują w tym pozostałe partie z polskiej areny politycznej z PO na czele. PO, PSL czy partie lewicy do tego stopnia są zajęte budowaniem ludzkiego i materialnego zaplecza, że obawiam się, że sprawy ogólnopaństwowe mogą mieć dla ich członków drugorzędne znaczenie. PiS z kolei zawsze ponosiła pycha wypływająca paradoksalnie z poczucia szlachetności intencji. Nie neguję ich czystości, ale metoda typu "my, jedyni sprawiedliwi mamy prawo piętnować wszystkich niesprawiedliwych" jest po prostu nieskuteczna. W polityce rzeczą większą od grzechu jest błąd, jak to cynicznie stwierdził Talleyrand. Jeżeli z PiSu raz za razem odpadali jego najwierniejsi członkowie, bo w imię niewzruszonych pryncypiów jego przywódcy do tego doprowadzali, to nie ma się co dziwić, że partia ta osłabiała się na własne życzenie.

Nie chciałbym wyjść na cynika, który uważa, że standardy moralne nie powinny mieć nic wspólnego z polityką. Problem w tym, że większość z nas ma jakieś mniejsze lub większe grzeszki na sumieniu, a wśród polityków skłonność do ich popełniania jest tym bardziej większa, bo politykami nie zostają pustelnicy, ale ci, którzy są gotowi rozpychać się łokciami i osiągać cele za wszelką cenę. Kiedy jeden sprawiedliwy wśród bandy łajdaków zaczyna im grozić, to może jest i szlachetne, ale co najmniej nierozsądne. Jeżeli w dodatku nie uznaje się krytyki wewnątrz własnego stronnictwa, tym bardziej postawy takiej nie polecałbym żadnemu politykowi. Jeżeli więc chce się osiągnąć coś dobrego, trzeba wchodzić w przebiegłe sojusze z łajdakami i starać się ich przechytrzyć i wykorzystać do własnych szlachetnych celów. Nie jest to sztuka łatwa. PiS próbował tego np. z "Samoobroną", ale to był fatalny błąd. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy.

Jeden z heksagramów chińskiej księgi I-Cing interpretuje się jako ostrzeżenie przed koncentracją na walce ze złem, bo wtedy dajemy złu szansę na zwycięstwo. Radą w tym wypadku jest całą siłą skierować się w kierunku dobra na nim się skoncentrować. Atakowanie łajdaków powoduje, że ci zwierają szeregi, a ponieważ są bardziej cyniczni w doborze metod walki i w dodatku mają za sobą nieprzebrane tłumy tych, którzy mają choćby tylko lekko zabrudzone sumienie, w rezultacie zwyciężają. Na szczęście nie do końca. Wierzę, że nawet w cynicznych draniach istnieje potrzeba oparcia się na czymś solidnym, na czymś, czemu można zaufać. Wg jednej z ewangelii Jezus powiedział, że gdyby wśród czartów panowała niezgoda, piekło by się nie ostało (niedosłownie, ale taki jest mniej więcej sens). Potrzeba jakichś zasad jest potrzebna nawet łobuzom i dlatego ten świat jeszcze się kręci, a poczucie porządku odradza. Nie jest to jednak wielkie pocieszenie. Z jednej strony bowiem chcielibyśmy żyć w świecie doskonałej sprawiedliwości, a z drugiej jeżeli znajdzie się ktoś, kto robi jakieś kroki w tym kierunku, zdecydowanie go zwalczamy. Tak było od zarania dziejów.

Pozostają przy tym kwestie zasadnicze, gdzie polityka PiS idzie w kierunku, z którym zasadniczo się nie zgadzam, bo uważam, że ingerują w takie sfery, w które ingerować się nie da. Sam jestem wielkim zwolennikiem tradycyjnej rodziny, bo uważam, że ludzie gotowi do miłości i poświęcenia dla bliskich są w stanie zbudować trwałe szczęście. Nie sądzę jednak, żeby ten sposób życia można było komukolwiek narzucić. Jest to fizycznie niemożliwe. Nie uważam też, że jeżeli ktoś nie decyduje się na życie w stadle typu mama+tata+dzieci, należy go/ją potępiać i oskarżać o spisek przeciwko społeczeństwu. Nie damy rady skłonić ludzi do posiadania większej ilości dzieci - tego się politycznie nie da osiągnąć. Nie możemy też skłaniać ludzi do brania udziału w obrządkach, albo w wyznawaniu czegoś, co się kłóci z czyimś poczuciem zdrowego rozsądku.

Kochałem i szanowałem moje babcie, które były kobietami wierzącymi, ale sam nie chcę żyć w taki sposób jak one, choć z drugiej strony sami nawet nie wiemy, jak bardzo pozostajemy pod wpływem norm wpojonych przez starsze pokolenia. Jedno z drugim się nie kłóci.

Oddajemy hołd tragicznie zmarłym ludziom, a dodajmy, że na pokładzie samolotu byli przedstawiciele wszystkich opcji reprezentowanych w parlamencie, ale nie wolno się oszukiwać i twierdzić, że od tej pory będziemy się kierować poglądami politycznymi Lecha Kaczyńskiego, czy dla kontrastu, Izabeli Jarugi-Nowackiej tylko dlatego, że bólem nas przeszyła ich śmierć. Będziemy wierni własnym przekonaniom. To, na co po cichu liczyłem, to inny charakter publicznej debaty, więcej wzajemnego szacunku mimo różnic.

Obawiam się, że nic z tego. Zwyczajne chamstwo na Onecie już się odezwało. Jeden z moich studentów już w dniu tragedii dał popis swojego braku wyczucia chwili i kultury osobistej. Kiedy poczytamy sobie listy władców epoki renesansu, czy to Elżbiety I, czy Iwana IV Groźnego, tudzież innych, uderza straszne prostactwo. Obrzucanie się inwektywami nawiązującymi np. do wyglądu zewnętrznego oponenta, nie należało do rzadkości. Ten typ "argumentacji" pozostał domeną ludzi o niskiej kulturze osobistej, nie mówiąc już o politycznej. Prostakom z dostępem do internetu nawet się nie dziwię - oni tacy już są, bo może w ich środowiskach (rodzinach) "nikt nikomu nie tłumaczy, by spróbować żyć inaczej". Obawiam się, że zaraz po żałobie nerwy puszczą politykom i dziennikarzom. Wczoraj upust oskarżycielskiemu tonowi wobec krytyków zmarłego Prezydenta dali Bronisław Wildstein i Piotr Semka. Wkrótce na antenę wróci Kuba Wojewódzki i chyba nagle nie zmieni swojego medialnego image'u. Zaczną też pokazywać Janusza Palikota, który też pewnie wróci do swoich "normalnych" zachowań. Powróci błazeńskie chamstwo przeciw nadętej frazeologii. Tego się niestety obawiam.

* * *

Jeden z komentatorów na Onecie zjadliwie pisze o zmarłym Prezydencie "teraz jeszcze rycerza z niego zrobią". Paradoksalnie mimo niemedialności, niskiej postury i błędów polityczno-taktycznych, porównanie Lecha Kaczyńskiego do "małego rycerza" jest jak najbardziej na miejscu. Ze względu na szlachetność intencji (pomijając ich potencjalny skutek, bo to inna sprawa), odwagę i gotowość poświęcenia dla nich takie miano mu się słusznie należy. Kto tego nie rozumie, nie rozumie znaczenia słowa "rycerz".

5 komentarzy:

  1. Panie Stefanie, kto jak to, ale Pan chyba nie powinien sugerować się... a nawet zwracać uwagę na komentarze z Onetu itp.
    Tak, dziennikarze wracają do swoich "standardów", czyli wracamy do normalności. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z pewnością, ale zarówno po śmierci Jana Pawła II, jaki i przez pierwsze dwa dni po sobotniej katastrofie forum Onetu było jednomyślnie pogrążone w żalu. Od dzisiaj wszystko wróciło do "normy". Oczywiście wiem, że forum Onetu nie jest odzwierciedleniem sposobu myślenia całego społeczeństwa, ale jednak "wahania" na nim można traktować jako pewien barometr nastrojów.

    Gorzej, że właśnie dziennikarze zaczynają atak na mniej lub bardziej wirtualnych przeciwników, bo na razie nikogo nie wymienili po nazwisku. Na razie mamy wyraźny przechył na "prawo" (jeśli w ogóle można tak powiedzieć), bo widzimy wyłącznie dziennikarzy i publicystów katolickich. Wkrótce na wizję wrócą liberałowie i lewicowcy, którzy może i faktycznie wstydzą się pokazać po tym, jak za życia traktowali Prezydenta. I wcale nie chodzi mi to, żeby zniknęli jedni czy drudzy, tylko żeby zaczęli rozmawiać merytorycznie i na temat. Żeby prawicowe bufony nie nazywały myślących nieco inaczej "targowiczanami", żeby lewicowe chamy nie kpiły z poważnych rzeczy w oczekiwaniu poklasku ze strony najprymitywniejszych jednostek w kraju. Chciałbym więcej wzajemnego szacunku. Całe życie miałem znajomych i przyjaciół, z którymi miałem inne zdanie na temat polityki. To się da zrobić!

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czy w tej chwili w Polsce możliwy jest dialog merytoryczny. Nie wiem, czy politycy będą w stanie zrezygnować z ataków personalnych na przeciwników politycznych. Polityka bez sporów istnieć oczywiście nie może, ale czy musi to być obrzucanie się nawzajem błotem?

    Z drugiej strony takich mamy polityków, i taki dialog (?) na jaki zasługujemy. I pomimo tego co piszesz w mediach nie jest aż tak źle. Na ulicy jest gorzej. Ty, czy ja, nie mamy do końca kontaktu z "ulicą". Mój Tato ten kontakt ma. Jest taksówkarzem i pracował w sobotę. Nie wyobrażasz sobie, jakich opinii się nasłuchał. Trudno powtórzyć te niewybredne żarty. Trudno skomentować opinie, że jeszcze rodzina posła Putry będzie się cieszyć, bo i rząd i reszta jego kolegów "sypną kasą". Trudno uwierzyć, że ludzie mogą głośno mówić, że przecież Tusk tylko na to czekał. A jednak "ulica" to mówi.

    Czy możliwy jest inny styl prowadzenia polityki?

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłem już w kilku ze swoich prac, więc też już się zetknąłem z różnymi opiniami. Koszmar to mało powiedziane. Balon już pękł i nie ma co się łudzić, że będzie lepiej. Już pewien poseł w Toruniu nagadał głupot, a z kolei ksiądz na kazaniu w Przemyślu wygłosił stek podłości. W mediach na razie królują dziennikarze z tzw. prawicy (tak samo się stało po śmierci Papieża) i mają złudzenie, że "rządzą". Potem wrócą ci z lewicy i zacznie się wszystko na nowo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też byłam w kilku pracach i, na szczęście, nie miałam negatywnych doświadczeń. Zdumiała mnie otwartość i mądrość 15-latków, którzy nie dość, że chcieli o swoich odczuciach rozmawiać, to jeszcze nie gadali bzdur.

    Komentarzy w necie nie czytam. Relacja mojego Taty mnie dobiła. Też sądzę, że wszystko wróci do "normy"... Jak tę nienormalną normę zmienić?

    OdpowiedzUsuń