środa, 12 października 2011

Refleksja nad wynikiem PiS wywołana komentarzem Rafała Ziemkiewicza

W wieczorze wyborczym programu I TVP oprócz polityków występowali też publicyści. Między innymi wypowiadał się dziennikarz, którego opinię cenię i szanuję, ponieważ jest człowiekiem inteligentnym, a to wbrew pozorom wśród dziennikarzy wcale nie jest takie oczywiste, ale z którego opiniami niezbyt często się zgadzam. Mam na myśli Rafała Ziemkiewicza. Z zainteresowaniem czytałem jego „Michnikowszczyznę”, w której chyba przedwcześnie wyraził pobożne życzenie wielu wyborców PiS, że „Adam Michnik jest dziś człowiekiem przegranym” (może niedosłownie, ale coś podobnego). W demokracji, gdzie nikt nikogo nie może po prostu zaaresztować i zlikwidować o nikim nigdy do końca nie można tak powiedzieć, o ile ten ktoś sam ma wolę trwać i działać. Na tej samej zasadzie Jerzy Urban prawdopodobnie nigdy nie będzie człowiekiem przegranym.

Na szczęście dla zwolenników Pis, również Jarosław Kaczyński, dopóki starczy mu energii, żeby publicznie działać i wygłaszać swoje opinie, nigdy nie będzie człowiekiem skończonym. Może przegrywać kolejne wybory, ale w przestrzeni publicznej będzie istniał, czy to się komuś podoba czy nie.

Wróćmy jednak do wieczoru wyborczego. Otóż Rafał Ziemkiewicz wyraził opinię, że Jarosław Kaczyński, w odróżnieniu do innych graczy na politycznej arenie, nigdy nie kieruje się doraźną koniunkturą, ani PRem, choć przecież mógłby. Cały czas mówi o patriotyzmie, a przecież wiadomo, że mógłby zyskać więcej głosów, gdyby przestał mówić o patriotyzmie, który dzisiaj wydaje się niemodny. Wniosek Rafała Ziemkiewicza jest więc prosty, oto Jarosław Kaczyński to jedyny człowiek niezmiennych wartości, który nie działa przy pomocy socjotechnik, nie podlizuje się tłumowi podatnemu na modne i popularne hasła, ale konsekwentnie dąży raz wybraną ścieżką.

Trudno oczywiście dociec, na ile teza Ziemkiewicza o niezłomnym trzymaniu się ideałów Jarosława Kaczyńskiego jest słuszna, ale można się przecież pokusić o inną interpretację zachowań Jarosława Kaczyńskiego. Przecież główną cechą rozpoznawczą przywódcy PiS jest właśnie taki przedwojenny patriotyzm, który zyskał mu tak dużą liczbę zwolenników (30% narodu to naprawdę nie jest mało!). Żeby nie wiem co, tylko konsekwentne trzymanie się tej retoryki zapewnia mu takie poparcie. Gdyby nagle jacyś mądrale od PRu (gdyby np. służył mu Tymochowicz) stwierdzili, że pora przerzucić się na jakieś inne hasła, Jarosław Kaczyński nie miałby żadnych szans. Po pierwsze nikogo by nie przekonał, że nagle zmienił poglądy, a po drugie straciłby tych, którzy do tej pory stali za nim murem. W tym sensie jest niewolnikiem swojej retoryki. Najlepszym przykładem jest przecież jego kampania prezydencka – wszystkie manifestacje przyjaznych uczuć wobec Rosjan, czy ukłon w stronę lewicy nikogo nie przekonały, a pewnie nieco rozdrażniły jego twardy bogoojczyźniany elektorat. Oczywiście okazało się, że to nie Jarosław Kaczyński próbował ryzykownej wolty w celu pozyskania większej liczby głosów, ale że winna była Kluzik-Rostkowska i Poncyliusz.

Wkrótce Jarosław Kaczyński powrócił do retoryki, której być może jest wierny dla samej wiary, ale która przede wszystkim przynosi mu zawsze wymierny sukces. Atak na ubeków i innych zdrajców Rzeczypospolitej, jakimi są wszyscy, którzy mają inną od Jarosława Kaczyńskiego jej wizję, zawsze przynosiło mu głosy wyborców i, co więcej poparcie „katolickiego głosu w ich domu”. Dlaczego miałby z tego rezygnować? Jak sam dość cynicznie (choć był to zapewne efekt niezamierzony) stwierdził, „szkoda byłoby zmarnować” głosy ludzi, którzy na jego widok krzyczą „Jarosław Polskę zbaw!” Jemu chodzi o to, żeby nie zmarnować potencjału ludzi, którzy w niego wierzą, ale z pewnością nie jest idiotą i dobrze wie, że sam żadnym zbawicielem nie jest.

Szczerze mówiąc, w demokracji podoba mi się istnienie opozycji. Jeżeli zarozumiały skądinąd Adam Hofman mówi, że polski rząd nie obronił polskich stoczni przed zgubnymi decyzjami Unii Europejskiej, a w tym samym czasie Niemcy swoje stocznie, będące w podobnej sytuacji obronili, to warto się nad tym zastanowić. Niczego bowiem tak nie cierpię w polityce jak fanatycznej wiary. Może to dlatego, że w ogóle jestem człowiekiem małej wiary. Bezkrytyczni miłośnicy Platformy Obywatelskiej działają mi tak samo na nerwy, jak fanatycy PiS. O problemach wszyscy powinni umieć rozmawiać, a przede wszystkim głośno je artykułować a następnie o nich dyskutować w celu znalezienia rozwiązania najlepszego dla nas wszystkich, obywateli Rzeczypospolitej.

Tymczasem moi znajomi, których znam jako ludzi szlachetnych, ludzi dobrej woli mających dobro Polski i Polaków na względzie, a którzy związali swoją wiarę w owo dobro z Jarosławem Kaczyńskim i jego partią, przeszli ostatnio takie zmiany, które mnie osobiście przerażają. W polityce PiS istnieje bowiem pewne sprzężenie zwrotne. Propagandyści partii najpierw wzbudzają u swoich wyborców stan paniki. „Zdrada narodowa!” krzyczą, „koniec Polski”, „koniec cywilizacji” itd. itp. Wyborcy, którzy są skądinąd sfrustrowani np. swoją osobistą sytuacją materialno-bytową, albo którzy są po prostu szczerymi patriotami wychowanymi na Mickiewiczu i Sienkiewiczu, przyjmują tę retorykę jako „oczywistą  oczywistość” i nią też się w życiu kierują. Przegrana PiS (czy ja wiem, czy taka przegrana? w końcu 30% w sejmie to wynik naprawdę poważny) okazuje się dla wielu wyborców tej partii (w tym wspomnianych przeze mnie znajomych) klęską narodową na miarę rozbiorów. Niektórzy deklarują chęć emigracji (nie wiem, co prawda dokąd, bo chyba pozostaje im tylko Watykan albo Malta), inni, którzy już mieszkają w obcych krajach, pragną się udać na emigrację wewnętrzną i wypisać się nawet z Facebooka. Oto jak działa słowo na ludzi! A Jarosław Kaczyński spokojnie będzie sobie szefował opozycji i krytykował rząd za pieniądze podatników. Czy to źle? Wcale nie, bo są tematy, które tylko opozycja może bez skrępowania poruszać. Prominentom PiS nie stanie się krzywda, natomiast pogłębi się frustracja szarych zwolenników tej partii, na czym jej przywódca będzie grał po wirtuozowsku.

Rafałowi Ziemkiewiczowi oraz specjalistom od zdobywania głosów dla PiS mógłbym poradzić tylko jedno – nie nazywajcie 70% wyborców tymi, którzy stoją tam, gdzie kiedyś stało ZOMO, nie nazywajcie ich dziećmi ubeków i nie nazywajcie ich nawet lemingami (czyli głupiutkimi stworzonkami, które idą bezmyślnie za tymi, którzy stoją przed nimi na pewną zgubę). Nie musicie rezygnować z patriotyzmu, ale nie obrażajcie wszystkich tych, którzy się z wami w czymś nie zgadzają, oskarżając ich o brak patriotyzmu, bo w ten sposób nigdy nie przekroczycie progu 30% społecznego poparcia. Nie nazywajcie się też całym narodem, bo jak na razie jesteście ledwie jego trzecią częścią. Nie twierdzę, że to bardzo mało, ale jednak za mało.

1 komentarz:

  1. This excellent website really has all the information and facts I wanted concerning this subject and
    didn't know who to ask.
    Feel free to surf my blog post : secure online casino

    OdpowiedzUsuń