Nieżyjący już niestety wybitny artysta-fotografik znany z
licznych albumów sławiących piękno północnego Podlasia, Wiktor Wołkow, na
prośbę pewnych pań, z którymi jechał na obchody dni Walonii w Namur, żeby
zrobił im zdjęcie, odpowiedział, że poza granice województwa podlaskiego nie
zabiera ze sobą aparatu fotograficznego i zdjęć nie robi. Na pełne zdziwienia
pytanie „ależ dlaczego?”, odpowiedział „Bo jakieś zasady trzeba mieć!” Byłem
świadkiem akurat tej rozmowy, ale moi znajomi, którzy znali go lepiej
opowiadali, że niejednokrotnie się wypowiadał w tym duchu, tzn., że poza naszym
województwem zdjęć nie robi i że zawsze uzasadniał tę swoją decyzję
twierdzeniem o konieczności posiadania zasad. Efekt jego słów był zawsze ten
sam, tzn. lekkie uśmieszki zdradzające kompletną dezorientację, ponieważ nikt
nie wiedział, czy wziąć te słowa za świetny żart, czy też jednak potraktować je
śmiertelnie poważnie.
Krakowski artysta pochodzący z Odessy, Alosza Awdiejew
czasami opowiada z estrady serię dowcipów o pijakach. Jeden z nich to dialog
między starym menelem i jego równie zapijaczoną partnerką. Siedzą na ławce w
parku, stary pijak otwiera wino typu prostego i częstuje kobietę. Ta się
wzdraga mówiąc „Przecież wiesz, że ja z gwinta nigdy nie piję!”, na co ten
odpowiada „I za to cię, (tu pada jej imię), szanuję!”
Dlaczego przytaczam te dwa, wydawałoby się dość mało mające
ze sobą wspólnego, przypadki? Otóż oba są ilustracją kwintesencji pewnych
założeń konwencjonalnych, które przyjęliśmy nazywać zasadami!
Na wpół humorystyczny efekt słów Wiktora Wołkowa pokazuje,
że niektórzy je brali za pewien absurd, który z pewnością musi być żartem.
Dowcip o parze pijaków właśnie dlatego jest dowcipem, ponieważ pokazuje
absurdalność szacunku dla zasady, która merytorycznie nie ma żadnego znaczenia,
ponieważ pijaczka i tak się upije i upodli, tyle że prawdopodobnie zrobi to przy
użyciu szklanki lub innego naczynia, które nie jest butelką.
Przykłady są być może niezbyt poważne, ale warto się zastanowić
nad charakterem tzw. zasad w ogóle. Myślę, że się zgodzimy, że zasady, czyli
pewne założenia na poziomie dość abstrakcyjnym, odróżniają nas od zwierząt,
które nie są w stanie ich robić, ponieważ zawsze funkcjonują na poziomie
konkretu. Łatwo stąd wysnuć wniosek, że posiadanie zasad nie jest kwestią
natury, ale kultury (jakkolwiek dyskusyjna może być granica między tymi
kategoriami). Kiedy przyjrzymy się różnicom w systemach aksjologicznych różnych
cywilizacji, bez trudu dostrzeżemy, że wynikają one z odmiennych założeń, czyli
różnych zasad, które ktoś kiedyś narzucił lub wypracował na drodze powszechnego
konsensusu na potrzeby funkcjonowania danej społeczności. Generalnie bowiem
zasady są po to, żeby nam się łatwiej żyło, żebyśmy się poruszali w świecie w
miarę przewidywalnym i możliwym do zrozumienia i nauczenia. Postępując według
zasad czujemy się moralnie w porządku, zaś złamanie tychże przez kogoś innego
uważamy za co najmniej zgrzyt w rzeczywistości, w której nauczyliśmy się
funkcjonować. Problem z zasadami jest jednak taki, że nigdy do końca nie
wiadomo, czy one faktycznie służą dobru członków społeczności, ponieważ zostały
wypracowane na zasadzie obserwacji zjawisk społecznych i są wynikiem próby
zaradzenia problemom, czy też zostały przyjęte na zasadzie „bo tak i już”.
Ponieważ zasady nie wypływają wprost z natury, ich podważanie to, można
powiedzieć, ulubione zajęcie gatunku ludzkiego na całej przestrzeni jego
historii.
Pewnym zasadom nadano charakter religijny. Jeżeli więc
symbolem posłuszeństwa (eufemistycznie zwanego „przymierzem”) z Bogiem stało
się usunięcie niemowlęciu płci męskiej napletka, albo powstrzymywanie się od
jedzenia wieprzowiny, podczas gdy jagnięcina (ze zwierzęcia zabitego w bardzo
konkretny sposób) okazała się jak najbardziej dopuszczalna, to te na dobrą
sprawę dość arbitralnie ustalone zasady trudno było podważać, bo sama ich
absurdalność niejako wskazywała na poddanie próbie posłuszeństwa. Nie o sam
napletek więc chodziło, ale o to, żeby pokazać swoje posłuszeństwo wobec Boga
oraz żeby się pozytywnie (oczywiście w ramach założeń tej konkretnej religii)
odróżnić od tych, których przymierze z Bogiem nie chroni.
Jeżeli pewne zasady wchodzą w skład jakiegoś większego
systemu, a więc tradycji uświęconej swoim kilkupokoleniowym trwaniem, nawet te
najgłupsze zaczynają się cieszyć szacunkiem ogółu i ktokolwiek będzie starał
się je podważyć, zmienić, czy odwołać, spotka się najczęściej z powszechnym
potępieniem.
Zasady funkcjonujące w danych społecznościach najczęściej na
pewnym etapie ich rozwoju przyjmują formę prawa. W tym przypadku próba ich
podważenia staje się równie trudna, jak w przypadku sankcji religijnej, ponieważ
rychliwość nie jest raczej najbardziej charakterystyczną cechą machin
legislacyjnych. Jeżeli więc wygodna dla pewnej grupy społecznej zasada jest na
dodatek usankcjonowana prawem, niezwykle trudno jest ją naruszyć. Tutaj
doskonałym przykładem jest sprawa niewolnictwa. Sama zasada traktowania
drugiego człowieka jako własność, którą można zmuszać do robienia tego, czego
sama by sobie raczej nie życzyła, dzisiaj wydaje się nieludzka i wbrew naturze,
ale przecież przez wieki nikogo nie szokowała, nawet samych niewolników.
Odrodzenie instytucji niewolnictwa w okresie renesansu, a potem jej
zastosowanie na szeroką skalę w koloniach amerykańskich to również przykład
tego, jak konkretne interesy pewnych grup potrafią wpłynąć na kształtowanie się
całego systemu wartości. W XIX wieku biali obywatele Południa USA bronili
zasady posiadania człowieka przez człowieka z uporem dziś niemal
niezrozumiałym. O ile bowiem jesteśmy sobie w stanie wyobrazić ich poczucie
własnego interesu, to jednak w zacietrzewionych tekstach, w których
sprzeciwiali się abolicjonistom, argumenty mówiące o tym, że bez niewolników
nasze plantacje stracą siłę roboczą, a my niemałe profity, ale za to mnóstwo punktów
wykazujących konieczność utrzymania zasad, na jakich opierało się społeczeństwo
Południa i jego gospodarka. Sięgano po „argumenty” religijne i etyczne, a więc
po zasady!
Zasada posłuszeństwa żony wobec męża, czy też zasada, że
kobieta nie powinna zabierać głosu w sprawach polityki i dlatego nigdy nie
powinna mieć prawa do wybierania przedstawicieli do parlamentu, długo
utrzymywały się w świadomości społecznej, nawet wśród samych kobiet. Ba,
istnieją społeczności, gdzie nadal obowiązują!
Ludzka seksualność wydaje się obszarem, gdzie tworzenie
zasad typu „bo tak i już” wydaje się obsesją naszego gatunku. Poligamia,
monogamia, podejście heteroseksualne, homoseksualne, tabu kazirodztwa itd. itp.
to kwestie, które żywo zajmują twórców zasad, ale również ich gorliwych
obrońców oraz przeciwników, czyli tak naprawdę wszystkich! Społeczności
poligamiczne wywołują uśmiech politowania wśród zwolenników monogamii, choć
liczba łamiących zasady wśród tych ostatnich jest przecież niemała. Małżeństwo
między członkami bliskiej rodziny wzbudza odruch sprzeciwu, choć np. oddawanie
dziewczynek za żony stryjom jest znane w historii, a małżeństwa między kuzynami
pierwszego stopnia (rodzeństwem ciotecznym) w pewnych całkiem nam bliskich
kulturach nie jest niczym szokującym (jeśli poczytamy trochę angielskiej
prozy). Pewne zasady tłumaczy się względami zdrowotnymi (przykłady pewnych
chorób, np. hemofilia, występujących np. w rodzinach panujących, które łączyły
się w związki w ramach dość ograniczonej populacji), choć z drugiej strony
znane są przykłady dość nielicznych plemion, które również rozmnażały się
wewnątrz grupy, i tychże chorób nie zanotowano.
Wiele zasad ustalono nieco na wyrost, przewidując tragiczne
konsekwencje ich złamania, podczas gdy nie można naukowo udowodnić, że one
faktycznie nastąpią. Dlatego w każdym pokoleniu pojawiają się grupy dążące do
obalenia starych reguł, co z kolei wywołuje często dość agresywną reakcję ich
obrońców, którzy wierzą, że zasady są nienaruszalne. Przykład zmiany sytuacji
kobiet w społeczeństwach tzw. Zachodu, czy też niewolników w Ameryce, pokazuje
jasno, że wiele tzw. zasad to potworne zabobony, które jak najbardziej należało
usunąć nie tylko z życia społeczeństwa, ale wręcz z jego świadomości. Pojawia
się jednak obawa, czy rezygnacja ze wszystkich zasad (ponieważ nie oszukujmy
się, w każdym pokoleniu pojawią się niejako „zawodowi” ich obalacze), sprawi,
że nasz gatunek stanie się szczęśliwszy? Zasady wymyślone przez człowieka
często mają mu służyć, mają go ochronić przed naturalnymi „zwierzęcymi”
odruchami, takimi jak agresja, chęć eliminacji konkurenta do pożywienia i
seksu, ale przez to też w tak wielu przypadkach czynią człowieka
nieszczęśliwym, kiedy ten nie może dać upustu swoim instynktownym odruchom.
Dlatego zasady już na samym początku zawierają wewnętrzną sprzeczność, bo
najczęściej mają człowiekowi służyć, a odnoszą skutek odwrotny od zamierzonego.
Zasady się zmieniają i będą się zmieniać, choć niektóre
wydają się dość trwałe. Od czasów starożytnych potępiamy zabijanie, ale z
drugiej strony przez całą naszą historię wyszukujemy wyjątków od tej reguły (a
to można zabić wroga-agresora zewnętrznego, a to można zabić wroga publicznego,
a to można zabić embrion lub nieprzytomnego starca – i na wszystko znajdujemy
mnóstwo argumentów – często całkiem sensownych). Potępiamy przywłaszczanie
sobie cudzej własności, ale już kiedy działamy osłonięci powagą
państwa/społeczeństwa, czy innej instytucji, rabujemy, konfiskujemy i pobieramy
opłaty bez najmniejszych skrupułów.
Jednakże postawienie sprawy w taki sposób, że otwartym
tekstem mówimy, że zasady to jedno wielkie samooszustwo, ponieważ w
rzeczywistości ludzie kierują się raczej instynktami i interesami, raczej zgodnie
nazwiemy zimnym cynizmem, a więc zastosujemy kategorię w najwyższym stopniu
godną potępienia.
Wielu z nas szanuje raczej ludzi z zasadami (niczym ten
pijak z dowcipu Aloszy Awdiejewa), niż cynicznych lawirantów i cwaniaków.
Dlatego z próby ustalenia pewnego zespołu reguł współżycia chyba nigdy nie
zrezygnujemy i wydaje się, że to bardzo dobrze. Rezygnacja z pewnych utopii
prowadzi bowiem do potworności, z którymi nie umiemy sobie poradzić
(bolszewicy, Hitler, Pol Pot). Z drugiej strony wiara w stałość zasad jest
pewną naiwnością, ponieważ jako gatunek raczej się przystosowujemy do zmiennych
okoliczności niż trzymamy się starego, co nam zresztą przyniosło tak wielki
sukces w opanowaniu naszej planety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz