sobota, 11 września 2010

Gall Anonim raz jeszcze

Może niektórzy Czytelnicy mojego bloga pamiętają wpis, kiedy próbowałem prześledzić z pewnego dystansu drogę własnych skojarzeń. Otóż pod koniec sierpnia po odwiedzinach kościółka św. Idziego w Inowłodzu nie mogłem się pozbyć z głowy Ewy Demarczyk i jej wykonania tekstu Galla Anonima. Ten Gall Anonim nadal za mną chodzi, a wraz z nim początki Polski. Przy okazji analiza jego Kroniki nasuwa ogólną refleksję, że to, co uznajemy za stare czy wręcz starożytne, ma korzenie najczęściej w naszym dzieciństwie i opowieściach starszych w tymże dzieciństwie zasłyszanych. To ten porządek kojarzy nam się z czymś starym i wręcz odwiecznym. To dlatego domorosłym "konserwatystom" polskość kojarzy się z sanacją, a niektórym wręcz z PRLem, choć oczywiście oglądanym nie ze strony rządowej.

Gall Anonim był nadwornym kronikarzaem Bolesława Krzywoustego. Pisząc swoją kronikę (po łacinie oczywiście) wzorował się na klasykach i to nie tylko w warstwie lingwistycznej, ale w aparacie pojęciowym. Gall jest pierwszym rejestratorem polskiej rzeczywistości, który używa słowa "ojczyzna" (patria) i buduje pewną legendę Królestwa Polskiego, które królestwem było tylko pod koniec życia Bolesława Chrobrego, na początku panowania Mieszka II i pod koniec rządów Bolesława Szczodrego (Śmiałego). Od Mieszka I mija dopiero nieco ponad sto lat, a kronikarz-cudzoziemiec pisze o Polsce jakby to było utrwalone wielowiekową tradycją państwo.

Gall stosuje wstawki rymowane. Musimy pamiętać, że w XII wieku rymy dopiero przenikają do europejskiej poezji ze świata arabskiego. Ani w poezji greckiej, ani w rzymskiej, ani w germańskiej to zjawisko nie występowało. A w Polsce nieznany z imienia ani nawet z pochodzenia (to "Gall" jest raczej umowne), wstawia rymowane pieśni w swoją Kronikę i to od razu pieśni ważne, utrwalające, a wręcz tworzące legendy.

Dwa posty temu napisałem, że obecnie dla Polski nie chciałbym więcej legend. Nie oszukujmy się jednak - nasza rzeczywistość jest tworzona przez język w tak wielkim stopniu, że legenda dla pewnych bardzo konkretnych zjawisk jest może nawet ważniejsza od suchych faktów historycznych. Jak te legendy są potem wykorzystywane dla bieżących celów politycznych, to już inna sprawa. Inną też sprawą jest jak dalece twórca legendy posuwa się ku granicy ze śmiesznością. Tutaj niestety kochany Mistrz Wincenty (zwany Kadłubkiem) przekroczył granice przyzwoitości, choć jego intencje były równie szlachetne, jak Galla Anonima.

Jak by nie patrzył, to właśnie czytając Galla wnikamy w tę Polskę, która dopiero się kształtowała. Studiując kroniki obserwujemy z jednej strony okruchy faktów, a z drugiej ulegamy urokowi narracji twórcy tekstu. Warto je studiować z obu względów.

Idąc dalej tokiem moich skojarzeń, przypomniałem sobie widowisko telewizyjne z czasów Gierka o Bolesławie Krzywoustym i jego pokonaniu Niemców cesarza Henryka V. Czesław Niemen napisał wtedy do tekstu (przetłumaczonego na polski, oczywiście) Galla Anonima melodię i zrobił z niego monumentalną pieśń.



Gall napisał, że taką oto pieśń śpiewali woje Bolesława po zdobyciu Pomorza. Trudno sobie jednak wyobrazić upojonych zwycięstwem (a pewnie miodem i piwem) mężczyzn wykonujących tak monumentalny utwór. Istnieje zresztą podejrzenie, że Gall sam tę pieśń zmyślił, bo skąd u niepiśmiennych tarczowników Bolesława taka znajomość słownictwa marynistycznego. W ten sposób, jak to zwykle ja, dokonuję dekonstrukcji tego, co sam tak bardzo podziwiam. Zapomnijmy jednak przez moment o wiwisekcji utworu literackiego, a tym bardziej muzycznego. Proponuję jeszcze raz się wsłuchać w głos nieodżałowanego Czesława Wydrzyckiego, szerzej znanego jako Czesław Niemen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz