wtorek, 26 marca 2013

13 minut opóźnienia a sprawa polska



Należę do wyborców, którzy mają swoje poglądy, ale ponieważ żadna z obecnie istniejących partii politycznych nie odpowiada im wszystkim, chętnie słucham dyskusji politycznych, zwłaszcza przed wyborami i jestem otwarty na wszystkie propozycje, które są w stanie mnie przekonać. W żadnym wypadku więc nie należę do żadnego z elektoratów żelaznych, gdyż jestem elektorem chwiejnym. O ile w przypadku tych właśnie tzw. żelaznych elektoratów wszelkie kampanie wyborcze to po prostu strata pieniędzy, bo ich członkowie i tak swoje wiedzą i zdania nie zmienią, ja chętnie dam się przekonać. Oczywiście jest jeden problem, a mianowicie moja mała wiara i moje pierwsze wykształcenie. Wbijano nam bowiem do głowy na uniwersytecie, że historyk musi mieć krytyczne podejście do źródeł. Przyznam szczerze, że nie ułatwia to życia, ponieważ ograniczone zaufanie do wszelkich informacji i ich źródeł powoduje swego rodzaju paraliż decyzji. Przyjmując jednak pozycję bezstronnego (no niestety w tym momencie jestem już trochę za stary i zbyt wiele się naczytałem o hermeneutyce, żeby wierzyć w obiektywizm czyichkolwiek opinii, włącznie z własnymi) obserwatora, można dostrzec wiele ciekawych, a przy tym zabawnych rzeczy, które w jakiś tam sposób rekompensują ten brak „amerykańskiego” entuzjazmu.

Należę do tych, którzy się rozczarowali do rządu Platformy Obywatelskiej, choć niekoniecznie z tych samych powodów, z których krytykuje go Prawo i Sprawiedliwość, czy inne partie. Uważam, że partia ta zachorowała na gierkowszczyznę, prowadzi beznadziejną politykę zagraniczną, zwłaszcza w stosunku do Unii Europejskiej, buduje sobie elektorat przy pomocy mnożenia stanowisk urzędniczych i generalnie jest zaprzeczeniem tego, czym miała być. Biurokratyzuje pracę nauczycieli i naukowców, działa przeciwko drobnemu biznesowi, wyraźnie biorąc stronę biznesu wielkiego, najlepiej zagranicznego (od razu zastrzegam, że nie jestem przeciwnikiem obcego kapitału na polskim rynku). Na dodatek na samym początku Donald Tusk pokazał, że ma cholewę zamiast gęby, mieląc podpisy w sprawie referendum na temat jednomandatowych okręgów wyborczych. Jestem więc krytyczny wobec rządu Donalda Tuska i wobec niego samego jako szefa swojej partii, z której wyeliminował wszystkich polityków o jakiejś osobowości, czyli o samodzielnej pozycji.

Nie umiem jednak, no po prostu nie umiem, „jechać” po całości. Osobiście uważam, że za te punkty, które mnie się nie podobają, powinno się odsunąć PO od władzy, ale nie umiem się przyczepić jakiejś drobnostki, w imię tego, żeby tylko tej krytykowanej grupie za wszelką cenę „dowalić”.

Dzięki linkowi znajomego na Facebooku trafiłem dziś na tekst na portalu „W polityce”: http://wpolityce.pl/wydarzenia/49936-promocyjny-falstart-wroclawskiego-pendolino-pedzacy-z-grzegorzem-schetyna-na-pokladzie-pociag-zaliczyl-opoznienie . Właściwie już sam tytuł mówi sam za siebie. Puścili szybki włoski pociąg, który miał pokazać, jak to można szybko jeździć, zaangażował się w to człowiek uważany niegdyś za prawą rękę Donalda Tuska, choć po ciosie między oczy ze strony tegoż obecnie chyba znający swoje miejsce w szeregu, a ten pociąg się wziął, panie dziejku, i spóźnił. „Ha! Ale plama!” zda się krzyczeć artykuł „Blamaż na całej linii!” Wniosek, jaki można byłoby wyciągnąć z całej treści artykułu jest taki, że teraz, po tym trzynastominutowym opóźnieniu włoskiego szybkiego pociągu, Grzegorz Schetyna, a wraz z nim jego suzeren Donald Tusk, powinni otworzyć sobie brzuchy przy pomocy krótkiego miecza tantō i w ten sposób zmyć z siebie tę hańbę. No dobrze, trochę mnie poniosło. Żyjemy w końcu w kulturze zachodniej, więc chyba wystarczyłoby, żeby się po prostu podali do dymisji, a szybki włoski pociąg Pendolino posłali na żyletki.

Najbardziej jest jednak żal dzieci, uczniów szkoły podstawowej, które czekały na pana Grzegorza na peronie i MARZŁY przez dodatkowe 13 minut! W historii Polski gorzej cierpiały już chyba tylko dzieci z Wrześni z powodu prześladowań ze strony pruskich władz oświatowych.

No dobrze, popastwiłem się nieco nad tekstem gorliwego krytyka PO, ale teraz trochę poważniej. Szczerze mówiąc to spóźnienie szybkiego pociągu na krótki czas mnie nieco przygnębiło na tej zasadzie, na której w depresyjny nastrój wprawiła mnie niedawno nasza reprezentacja w piłce nożnej. Najgorsze jest bowiem to, że w naszych umysłach zadomawia się na stałe pewien kod-wirus, który syczy nam w głowie „nic wam się, Polacy, nigdy nie udaje i już nie uda”. Jest to paskudne uczucie, choć kompletnie irracjonalne. Przyszłość jest cały czas otwarta i wszystko się zdarzyć może. Nasz problem, jak się zdaje, polega jednak na tym, że nie potrafimy wyciągać wniosków z własnych doświadczeń i nieustannie brniemy w stare błędy. Ale pewne wpadki przytrafiają się również „wielkim tego świata”, np. zawieszenie którejś wersji Windowsa (nie pamiętam już której) na premierowej prezentacji. Zawiesiło się bo zawiesiło, a i tak te Windowsy kupowaliśmy.

Do rządu i pewnie konkretnie do Grzegorza Schetyny można się przyczepić o niejedno i należy to robić! Fanatyczny wyborca PiS pewnie przyjmie artykuł o falstarcie Pendolino z wielką radością, a przy okazji spotkań towarzyskich będzie go przytaczał jako dowód na kolejną niekompetencję rządu Tuska. Zwolennicy PO wzruszą ramionami i generalnie się tym artykułem nie przejmą. Kiedy w krytyce osiągamy pewien poziom nadgorliwości, czytelnik taki jak ja, czyli, jak już się określiłem „chwiejny elektor”, zaczyna jednak dostrzegać, że choć owa krytyka jest słuszna, to jednak zastosowane środki retoryczne posunęły sprawę do absurdu. Takie zabiegi odstraszają obserwatora, który stara się być bezstronny. W tym wypadku na szczęście tylko śmieszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz