piątek, 15 marca 2013

O pewnej recenzji, czyli "brązowić" czy też "odbrązawiać"



Na „Baczyńskiego” jeszcze się nie wybrałem, ale myślę, że zrobię to w przyszłym tygodniu. Niemniej przeczytałem recenzję Krzysztofa Vargi w „Gazecie Wyborczej”. Stało się tak tylko dlatego, że skomentował go mój kolega na Facebooku. Nie będę pisał o filmie, bo go nie widziałem. Nie mogę również w związku z tym ocenić recenzji Krzysztofa Vargi, ani polemiki mojego kolegi (której Varga pewnie i tak nie przeczytał). To, co przykuło moją uwagę to temat samej krytyki i oczywiście polemiki z tą krytyką.

Cały dlugi tekst Vargi można streścić w jednym zdaniu: Film nie odbrązawia bohaterskiego wizerunku Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Mój kolega Darek z kolei uważa, że film jest w porządku, bo jednak odbrązawia.

Mój problem polega na tym, że mnie tego typu spory na poły śmieszą, a na poły nudzą. Tzn. bardziej wierzę tutaj mojemu koledze niż Krzysztofowi Wardze, ale i tak problem „odbrązawia czy nie odbrązawia”, jest wałkowany w dyskusjach krytyków odkąd pamiętam, a z kolei nie pamiętam, żeby to zagadnienie komukolwiek przyniosło jakiś pożytek.

Jako historyk z pierwszego wykształcenia, myślę, że jestem impregnowany na brąz.  To właśnie podczas studiów historycznych oduczyłem się czcić jakichkolwiek idoli, ponieważ przestudiowanie biografii „wielkich” zawsze pokazuje, że byli to ludzie podlegli wszystkim mechanizmom, jakie zna psychologia, socjologia i jeszcze kilka innych –logii. Nie ma więc ziemskich bogów, półbogów i herosów, choć bywają prawdziwi bohaterowie i mężowie stanu. Trzeba tylko pamiętać, że bohaterem się bywa, a mężowie stanu zanim dokonali czegoś wielkiego, popełniali mnóstwo błędów, a najczęściej po największych sukcesach następował ich upadek. Niemniej za kilka lub wręcz jeden czyn stawiamy tym ludziom pomniki. Czy to źle? Niekoniecznie. W końcu potrzebujemy przykładów pożądanych zachowań.

Gorzej jest oczywiście, kiedy pomnik jest zbudowany z tekstów. Wtedy ten, który dokonał jednego lub kilku wspaniałych czynów okazuje się bohaterem od kołyski aż do śmierci, choćby to była zwyczajna śmierć w łóżku. Już tam hagiograf się postara, żeby każdemu momentowi życia takiego człowieka nadać wiekopomne znaczenie. Tak starannie budowane pomniki kolejne pokolenia najczęściej właśnie „odbrązawiają”.

Zarówno „brązowienie’ jak „odbrązawianie” najczęściej odbywa się z powodów politycznych. Jeden reżim „brązowi” swoich bohaterów, a kolejny ich „odbrązawia”. Spiżowy „Komendant/Marszałek/Dziadek” pod rządami komunistów stał się wręcz faszystą. Nie trzeba dodawać, że oba skrajne obrazy były skrajnie nieprawdziwe.

Z pisarzami i poetami rzecz się ma podobnie, ale jednak trochę inaczej. Nauczycielki języka polskiego od małego uczą kultu literatów i stąd już przed II wojną światową Witold Gombrowicz miał z czego żartować – uwielbiamy Słowackiego, bo „Słowacki wielkim poetą był”. Brązowienie jest tutaj procesem mniej planowym (choć oczywiście Broniewskiego trzeba było wykreować na wielkiego piewcę komunizmu, choć był to alkoholik wcześniejszym życiorysie niekoniecznie z komunizmem związanym). Już w liceum, gdzie na szczęście nasza polonistka nie kazała nam bić czołem przed pisarzami, doszedłem do wniosku, że pisarz odbrązowiony jest pisarzem o wiele ciekawszym, niż statua ze spiżu. Szalony Witkacy, zbuntowany Hłasko, czy depresyjny Wojaczek z pewnością właśnie dlatego byli autorami, których czytaliśmy z wielką chęcią, że nikt im pomników nie stawiał.

W liceum też omawialiśmy wiersze Tadeusza Gajcego i Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. O ile pamiętałem to ostatnie nazwisko ze szkoły podstawowej, gdzie faktycznie musieliśmy raczej podziwiać jego pomnik z brązu niż poznawać młodego człowieka, którego życie przypadło w czasie strasznej wojny i który przy okazji pisał doskonałe wiersze. W liceum po raz pierwszy zacząłem sobie intensywnie wyobrażać, jak jego życie mogło naprawdę wyglądać. Baczyński był polskim chłopakiem wychowanym w przedwojennym patriotycznym duchu. Jego wiersze jednak dalekie są zarówno od młodzieńczej ckliwości, czy patriotycznej egzaltacji. To są dojrzałe wiersze. Nawet jeśli nawiązują do bieżących wydarzeń, które młody człowiek obserwował, nie jest to żadna wierszowana publicystyka, ale doskonała i ponadczasowa liryka. Za to Baczyńskiemu należy się miejsce w panteonie poezji polskiej i nie tylko. Szczerze mówiąc nic innego mnie nie obchodzi. Gdyby ktoś próbował go „odbrązowić” w takim sensie, że zmieszałby z błotem jego wiersze, pewnie wytoczyłbym przeciwko takiemu komuś ciężkie działa. Jeżeli ktoś jego życie pokazuje w miarę prawdziwie – to dobrze, a właściwie tym lepiej. Poeta nie musi być bohaterem, aniołem czy czymkolwiek innym. Wystarczy, że pisze dobre wiersze.

„Brązowienie” nie zawsze bywa złe. Właściwie znowu należy podchodzić do sprawy w kontekście sztuki w osiąganiu wyznaczonego celu. Jeżeli reżyser postawił sobie za cel wystawienie jakiejś postaci pomnika, to trzeba po prostu oceniać, czy nie zrobił tego zbyt prymitywnymi środkami. Eisenstein zbudował bardzo piękny pomnik Aleksandrowi Newskiemu i dopiero po obejrzeniu filmu historyk zaczyna sobie przypominać, że nie wszystko mogło się tak wydarzyć, jak reżyser zechciał przedstawić.

Podobnie jest z odbrązowaniem. Jeżeli zastosowane przez reżysera środki są zbyt bezpośrednie i widz nie ma wcale wrażenia, że chodzi o prawdę, ale o „odbrązowienie” na siłę, pozostaje w nim tylko niesmak.

Celem reżysera powinno być dobre opowiedzenie dobrej historii. Jeżeli przy okazji coś „brązowi” lub „odbrązawia”, to niech sobie to robi na zdrowie. Jest tylko jeden warunek – cokolwiek robi, musi to zrobić dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz