czwartek, 4 czerwca 2009

Na rocznicę sejmu kontraktowego

Wczoraj zamieściłem fragmenty monumentalnego dzieła dziewiętnastowiecznego historyka krakowskiego Waleriana Kalinki "Sejm Czteroletni".  Jest to jak dotąd najbardziej szczegółowe opracowanie tego fragmentu naszej historii, choć niezwykle kontrowersyjne. Podziw w nim wzbudza benedyktyńska praca badacza źródeł - Kalinka zwiedził chyba wszystkie dostępne archiwa, gdzie mógł znaleźć materiały nt. słynnego Sejmu. Nie był jego zwolennikiem. Jasno wykazał, że tzw. stronnictwo patriotyczne, było od początku wykreowane i sterowane przez szefów dyplomacji pruskiej. Wyraźnie faworyzował Stanisława Augusta, jako jedyny wówczas głos rozsądku. Niemniej pozostałe stronnictwa, łącznie z królewskim, prześcigały się w służalczości wobec Katarzyny II. Na fali nastrojów antyrosyjskich z poduszczenia Prus, polska szlachta wpadła w euforię. Uchwała o utworzeniu 100-tysięcznej armii okazała się totalną mrzonką, ponieważ w kraju bez ustalonego budżetu i instytucji zań odpowiedzialnych, nie bardzo było wiadomo, kto mógłby utrzymać taką potęgę. Fragment o poziomie dyplomacji, mogliście przeczytać wczoraj. Prawda jest taka, że upadek I Rzeczypospolitej był prawdopodobnie nieuchronny. Prusy od samego początku chciały nam zabrać całą Wielkopolskę (Pomorze już miały). Czy Katarzyna utrzymałaby jakąś kadłubową Polskę pod swoją kontrolą? Być może, ale nie sądzę, żeby nas uchroniła przed zakusami Prus. Przy tym egzystencja pod jej kontrolą przypominałaby raczej rzeczywistość późniejszego Królestwa Kongresowego albo PRLu. Przy pamięci potęgi z XVI wieku, perspektywy były tak czy inaczej tragiczne. 

Lubimy sobie ponarzekać na współczesną naszą sytuację, ale myślę, że należy umieć doceniać dobre jej strony. Nie nawołuję do beztroskiego hurra-optymizmu, ale uważam, że obecna sytuacja polityczna Polski, choć mogłaby być lepsza, nigdy tak dobra nie była. No może od czasów Zygmunta Starego.  Nie znaczy  to, że teraz należy wpaść w samozadowolenie. To, że jest dobrze może przecież oznaczać, że w każdej chwili Fortuna może przekręcić swoje koło na naszą niekorzyść. Chodzi teraz o to, żeby jej w tym nie pomagać. 

Ostre dyskusje to nieodłączna część demokracji. Niemniej nie trzeba być mędrcem, żeby rozumieć, że prawdziwą potęgę stanowią ludzie działający zgodnie. Tej niezbędnej odrobiny zgody życzę sobie i nam wszystkim.  

Słuchałem dziś w radio wypowiedzi różnych polityków i działaczy aktywnych w 1989 roku.  Andrzej Gwiazda twierdził, że Okrągły Stół uważał za zdradę i nawoływał do bojkotu wyborów z 4 czerwca. Jego żona stwierdziła, że przez te kontraktowe wybory nie nastąpiła wyraźna cezura zmiany ustroju i odzyskania niepodległości. Pamiętam wywiad ze Zbigniewem Herbertem, który odczuwał "dyskomfort" z tego powodu, że nie było owej wyraźnej cezury. Lokalny ówczesny solidarnościowy poseł z Wysokiego Mazowieckiego wspominał, jak ludzie związani z A.Michnikiem, J.Kuroniem i T.Mazowieckim, przejęli kontrolę nad wszystkim dzięki porozumieniu z komunistami, przez co nie można było przeprowadzić bardziej radykalnych zmian. To wszystko jest prawda i ona wychodzi na jaw, ale nadal uważam, że sprawy miały taki przebieg, jaki mieć mogły. Przecież w 1989 roku jeszcze istniał Związek Radziecki, a w Polsce komuniści kontrolowali wojsko i policję. Czy można było ryzykować postawienie sprawy na ostrzu noża? 

Można powiedzieć, że brak wyraźnej rewolucji w 1989 roku odbija nam się czkawką do dziś, i to też jest w jakimś stopniu racja. Pytanie tylko, co by było, gdyby faktycznie zdecydowanie odsunięto wszystkich ludzi związanych z komunistami od władzy. Czy rozpłynęliby się w niebycie? Czy Andrzej Gwiazda powsadzałby ich do więzień?    Nie wiem, bo gdybanie o przeszłości nie ma większego sensu, chyba, że się pisze grę komputerową.  

Wolę wspominać wszystkie pozytywne aspekty tamtego czasu. Przed nastaniem planu Balcerowicza, który, jak uważam, też był potrzebny (pamiętamy tamtą hiperinflację) , wyzwolono w ludziach wielki potencjał - wielu uwierzyło, że mogą  zostać biznesmenami i bogaczami. Mimo bolesnej weryfikacji tych nadziei, było to zjawisko bardzo pozytywne - stanięcie z rynkiem twarzą w twarz, bez chowania się za bezpieczny zakład pracy. 

O negatywnych stronach transformacji ustrojowej nie chcę pisać, bo każdy je zna i powtarzanie ich byłoby banałem. W każdym razie Kisielowe 20 lat minęło, a my nadal jesteśmy dalecy od wymarzonego ideału. Nie oznacza to jednak, że nie należy do niego dążyć.  Życzyłbym sobie i nam wszystkim odżycia tej wielkiej nadziei na lepszą przyszłość - często ona sama wyzwala wielkie pozytywne moce!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz