czwartek, 27 sierpnia 2009

Wyznania ekonomicznego ignoranta (4)

Dzisiejszy krótki wpis zacznę od czegoś, co na codzień w ogóle mnie nie interesuje, a mianowicie od piłki nożnej. Wbrew pozorom nie chodzi mi jednak o sport dla sportu, ale znowu o pewną refleksję natury ogólniejszej na tematy ekonomiczne.
Otóż dzisiejsze media podały wiadomość o zwycięstwie czwartoligowej drużyny Piast Kobylin z Zagłębiem Lubin, które gra w ekstraklasie. Na razie wyleciał trener upokorzonego "giganta", bo jakaś ofiara musiała być - kogoś trzeba było rzucić na pożarcie... (no nie bardzo wiadomo przez kogo, ale to w tym wypadku jest nieważne). Zwycięstwo 3:1 odniósł zespół ludzi, którzy piłką nożną zajmują się naprawdę po amatorsku (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), tzn. grają w nią po pracy i nie dostają za to pieniędzy. Zawodnicy Zagłębia Lubin, jak to piłkarze z ekstraklasy zarabiają krocie tylko za to, żeby doskonalić swoją formę i dostarczać emocji kibicom sportowym. Okazuje się, że "amatorzy" okazali się bardziej profesjonalni od piłkarzy zawodowych. O co tu chodzi?
Odkąd pamiętam, w Polsce zawsze na coś brakowało pieniędzy. Już w latach 70. ubiegłego stulecia nauczyciele narzekali, że zarabiają mniej niż niewykwalifikowani robotnicy. Dzisiaj relatywnie dobrze zarabiający lekarze potrafią zastrajkować żądając wyższych poborów. Rządy, czy to komunistyczne, czy potem demokratyczne, zawsze tłumaczą niedociągnięcia w oświacie, służbie zdrowia czy w wymiarze sprawiedliwości brakiem pieniędzy. Od 1989 roku natomiast zaczęliśmy wierzyć, że pieniądze potrafią czynić cuda. Oczywiście wiem, że cudów nie czynią, natomiast ich brak powoduje katastrofy, ale czy aby na pewno? Żyję już na tyle długo, żeby wątpić, że gdyby nagle władze podwyższyły pensje nauczycielom, ci automatycznie zaczęliby pracować lepiej. Mam poważne wątpliwości co do tego, że opryskliwa pielęgniarka po podwyżce w takiej wysokości, jaka jej się marzy, nagle stanie się miłą i troskliwą opiekunką chorych. Brak pieniędzy powoduje zgorzknienie, ale ich wystarczająca ilość nie zmienia tak łatwo ludzi na lepsze. Piłkarze w Polsce zarabiają kilkakrotnie więcej niż wysoko wykwalifikowani fachowcy, a poziom naszej piłki jaki jest, każdy widzi. W maleńkim Kobylinie ludzie zajmujący się sportem "z doskoku" dokopali tym, którzy za swoje wątpliwe umiejętności każą sobie nieźle płacić.
Pieniądze są ważne. Rozmowy o nich nie da się uniknąć nawet wśród dżentelmenów. Myślę jednak, że przypisawanie im roli jedynego stymulatora postępu i wysokiej jakości jest poważnym błędem. Polska jest krajem tragicznie marnowanych szans. Wierzę, że zarówno państwo, jak i przedsiębiorcy nie są na tyle bogaci, żeby płacić np. młodym ludziom więcej niż teraz (rezultat może być taki, że w końcu wszyscy wyjadą do krajów bogatych, na emeryturze osiedlą się w Hiszpanii, a Polska zostanie wielkim pustostanem). Skoro jednak nie mamy pieniędzy, to może warto byłoby wydawać je mądrzej i dawać je tym, którzy bardziej na nie zasługują. Do tego warto, żeby zarówno państwowi jak i prywatni pracodawcy w większym stopniu pomyśleli o pozafinansowym systemie motywowania pracowników. Gdzieś bowiem, w jakichś Kobylinach, istnieją ludzie, którzy nie tylko są świetni w tym, co robią, ale nie są na tyle zdemoralizowani, żeby wymagać za to olbrzymich pieniędzy. Wierzę, że ten potencjał w narodzie jest. Trzeba go umiejętnie uruchomić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz