sobota, 24 grudnia 2011

Boże Narodzenie a sekularyzm (5)

Jako agnostyk, lub, jak się ostatnio dowiedziałem z Wikipedii, „miękki ateista”, a przy tym człowiek zaznajomiony z warsztatem badawczym historyka, kompletnie nie wierzę w baśń o narodzeniu Jezusa podaną nam przez św. Łukasza. Fascynuje mnie jednak moc tego tekstu, który tak silnie oddziaływał na wiele narodów, zapładniając ich kulturę. Tradycja szopek, jasełek, wieczerz wigilijnych, czy uczt świątecznych, kolędy i pastorałki, a wszystko to przystosowane do specyfiki danej grupy etnicznej i narodowej, stanowi cenne dziedzictwo naszej części świata. Oczywiście zdając sobie sprawę z umowności daty, oraz z tego skąd ta data się wzięła, można powiedzieć, że święto to jest w dużym stopniu kontynuacją starych indoeuropejskich tradycji starszych od chrześcijaństwa.

Jestem dość sceptyczny wobec transcendencji, choć jakiejś jej formy nie wykluczam, ale zdaję sobie sprawę z siły powtarzania obrzędów. Jeżeli grupa ludzi wpada w pewien rytm cyklicznego powtarzania tych samych (a raczej takich samych, bo przecież te same być nie mogą, ale celowo napisałem „tych samych”) rytuałów, a rytuałem może stać się cokolwiek, jakiś gest, jakieś słowa, niekoniecznie mądre, ludzie odczuwają radość wykrycia pewnej prawidłowości we własnym życiu. Prawidłowość ta daje im poczucie robienia właściwych rzeczy we właściwym czasie, a to z kolei napełnia ich poczuciem bezpieczeństwa. Rytuały mogą mieć charakter religijny, ale wcale nie muszą. Ich potęga polega bowiem jedynie na powtarzalności. Ponieważ tak naprawdę „nic dwa razy się nie zdarza”, jak to napisała Wisława Szymborska, za wszelką cenę próbujemy oswoić rzeczywistość, w której przyszło nam żyć. Ponieważ polega ona na nieustannej zmienności, poszukiwanie czegoś statycznego i zakorzenionego stało się dla naszego pojmowania świata, zakorzenionego przede wszystkim w języku i jego metaforach priorytetem, czymś co sprawia, że możemy powiedzieć „Może niewiele wiem o świecie i o swojej przyszłości, ale wiem na pewno, że 25 grudnia nadejdzie Boże Narodzenie”. Mircea Eliade uważał, że powtarzalność rytuałów jest zabiegiem antyhistorycznym, ponieważ powtarzając w cyklicznych odstępach te same gesty i słowa, chcemy, by były to cały czas TE same (właśnie dlatego użyłem tego zwrotu powyżej), choć tak naprawdę są one tylko TAKIE same. Celem mszy w kościele jest dokładne odtworzenie sytuacji z Wieczernika, choć obawiam się, że z tego nie zdaje sobie sprawy nawet niejeden ksiądz.

Świat się jednak zmienia i nie ma też co rozpaczać, że tak się właśnie dzieje. Niektóre tradycje wygasają, czyli wymierają w sposób naturalny, kiedy nikomu już nie zależy na ich kultywowaniu. Inne są czasami brutalnie niszczone, często poprzez eksterminację ich depozytariuszy.  W tym ostatnim przypadku mamy do czynienia z ludzką tragedią i ludzie dobrej woli buntują się przeciwko takim sytuacjom. Czasami nie czeka się jednak na naturalną utratę energii i mocy przyciągania pewnych tradycji, tylko próbuje się na siłę przyspieszyć ich wygasanie. Takie zachowanie powoduje szereg kontrowersji, jak choćby te przypadki w krajach anglosaskich, gdzie ktoś prowadzi „krecią” politykę stopniowej eliminacji elementu chrześcijańskiego ze świąt, które jednak z tym chrześcijaństwem od wieków były związane. Takie działania „cichaczem”, mówiąc szczerze, budzę we mnie pewną odrazę. Nie mam nic przeciwko ludziom, którzy wprost powiedzą „Jestem ateistą, mam gdzieś Boże Narodzenie, nie obchodzę tego święta i chciałbym, żeby ono zniknęło”. Takie słowa byłyby ostre, może w jakimś stopniu cyniczne, a na pewno brutalne, ale przynajmniej wszyscy wiemy w takiej sytuacji, jak się do takiej wypowiedzi ustosunkować. Kiedy jednak sama nazwa Christmas zostaje zastąpiona jakimś Winter Holiday, czy Snow Festival, a usprawiedliwieniem takiej zmiany wprowadzanej praktycznie „tylnymi drzwiami” jest poszanowanie uczuć ludzi innych wyznań, którzy w dodatku przeciwko samemu świętu ani jego nazwie nic nie mają, to zdecydowanie uważam takich ludzi za godnych pogardy. Albo jesteś prawdziwym człowiekiem i potrafisz bronić swoich przekonań z otwartą przyłbicą, albo cierpliwie czekasz aż sytuacja sama się zmieni. Jeżeli jednak ktoś chowa się za cudze poglądy, które w dodatku nie do końca są z zgodne z jego poglądami, to lepiej, żeby ktoś taki nie podejmował żadnych działań.

W cały mit o narodzeniu Jezusa nie wierzę, ale Boże Narodzenie lubię. Lubię też ludzi religijnych obchodzących to święto. Co prawda uważam, że największa jego siła tkwi w cykliczności, ale szanuję wszelkie próby ludzkości wydobycia się poza skorupę własnych ograniczeń i przebicia się do jakiejś transcendencji. Z tego względu uwielbiam bożonarodzeniowe pieśni o charakterze religijnym, które mają w sobie pewną moc wynikającą właśnie z tego ludzkiego wysiłku wyjścia ku temu, co jest poza naszym światem. Próby te uważam za skazane na niepowodzenie, bo słowa tych pieśni to nadal tylko rzeczywistość językowa, ale sam akt („strzelisty” chciałoby się napisać) wart jest szacunku.

To dlatego wszelkie „White Christmas”, „Jingle Bells”, John Lennon czy George Micheal śpiewający o zimowym święcie i śniegu, odbieram jako swego rodzaju papkę, od której mnie mdli. Lubię natomiast posłuchać polskich pieśni o pasterzach (automatycznie umieszczanych gdzieś w Tatrach), poloneza z tekstem Franciszka Karpińskiego „Bóg się rodzi”, ze względu na jego moc oddziaływania na psychikę Polaka, jak również stare angielskie „Christmas carols”. Proponuję posłuchać kilku z nich. 



Tymczasem zastała nas Wigilia. Wszystkim Czytelnikom tego bloga życzę radośnie spędzonego czasu wśród ludzi, których kochają i którzy Ich kochają. Obfitości na stole, energii do dobrej zabawy oraz wszystkiego tego, czego sami sobie, Moi Drodzy, w te Święta życzycie, tego i ja Wam serdecznie życzę! Wesołych Świąt!

4 komentarze:

  1. Baśń o narodzeniu Chrystusa pewno jest po prostu baśnią ale wokół takich baśni rodzi sie historia i toczą losy ludzkie vide Napoleon Stalin czy choćby nasz Wałęsa . Ta bajka i to co z niej wynikneło przetrwała 2000 lat i choc głoszą , że chyli sie ku upadkowi to chyba te wiadamości są nieco przedwczesne . W kazdym razie idę zaraz do kuzynki gdzie akurat przy spotkaniu wigilijnym / tak się złożyło przywitamy meza jej córki prawdziwego Anglika a nie polaczka jakich teraz w Anglii wielu .Choinka sie pali ale dzieci wybyły i pojechały gdzieś tam choc spotykamy sie u rzeczonej kuzynki . I to tez ciebie czeka szacownu kolego miekki ateisto ..niestety ... i wtedy koleda nabiera innego wydźwieku . No dodałem troche dziegciu do ogólnej radosci słuchajac najpierw koled Violetty Villas a potem Centralnego Chóru WP co akurat podnosi na duchu gdy iles męskich głosów zaspiewa jednym głosem . No to na tyle .Wszystkiego najlepszego !!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Andrzej, też Ci życzę wszystkiego najlepszego, ale wybacz, jak walisz tekst typu "prawdziwy Anglik, a nie jakiś polaczek", to z Ciebie wychodzi właśnie "polaczek" i to taki z lat 70., kiedy o cudzoziemca było u nas trudno, a znajomość z gościem z zagranicy (choćby zwykłym amerykańskim, niemieckim, czy francuskim ćwokiem) nobilitowała. Ja akurat pracuję z prawdziwymi Anglikami i zapewniam Cię, że to są tacy sami ludzie, jak my.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bo ja jestem prawdziwy Polak z lat 70 i wcale sie tego nie wypieram - boso ale w ostrogach i wtedy Polska znaczyła Polskę a nie tylko sprezdany za grosze kraik , którego ludnośc mami sie hasłami o wolnosci i niepodległosci .Natomiast jako realista uważam , że jak wejdziesz między wrony to kracz jak i ony stad dla Polki maz rodowity Anglik powinien stanowic ostoje jakieś stabilizacji i zakorzenienia w obcym skadinad kraju . Małżeństwa miedzy Polakami w Anglii sa po prostu wypełnieniem polskiego getta nowymi ludźmi z ciągłym pytaniem wróca nie wróca , a szanse asymilacji z rodzimym społeczeństwem uważam za zerowe . Ale kto to wie jak to bedzie z córką mojej kuzynki -oczywiscie życzę jej czyli im wszystkiego najlepszego .

    OdpowiedzUsuń
  4. Wracając do meritum sprawy całośc twoich rozważań naprawde pięknych i logicznych w swoim rozumowaniu mozna podsumowac plebejsko - Od świąt do świąt i tak co roku ... a jak ktos nie wierzy to jego sprawa ... i tak prezenty musi kupić !

    OdpowiedzUsuń