wtorek, 13 grudnia 2011

Krótka uwaga w rocznicę ogłoszenia stanu wojennego


Dzisiaj dzień szczególny, bo to rocznica ogłoszenia stanu wojennego. Wiele się przy tej okazji mówi o braku sprawiedliwości, bo do tej pory nie osądzono i nie skazano komunistycznych zbrodniarzy. Kara to niewątpliwie jeden z elementów sprawiedliwości, przynajmniej w takim pojęciu jakie sobie wypracowaliśmy od zarania gatunku ludzkiego. Co więcej, z całą pewnością oficerowie SB czy milicji, którzy aktywnie brali udział w dławieniu pierwszej „Solidarności”, jeśli jeszcze żyją pobierają wysokie uposażenie emerytalne. Mimo prób zrównania ich emerytur do emerytur tych, którzy zajmowali mniej uprzywilejowane stanowiska, jak się wydaje nigdy dojdzie do skutku. Ale znowu mówimy o karach.

A co z zadośćuczynieniem dla ofiar? To jest temat niezmiernie ciekawy. Dzisiaj można było w telewizji usłyszeć wdowę po zamordowanym górniku z kopalni „Wujek”. Ciężko jej było z czwórką dzieci i nadal jest ciężko. Inny starszy pan prześladowany przez bezpiekę mówi, że dzisiaj jego oprawcy się z niego śmieją, pytając złośliwie „no i po co było walczyć?” Jeżeli wierzyć temu, co głosi polska prawica, a w tym wypadku jestem skłonny w to wierzyć, działacze „Solidarności”, którzy doszli do władzy dzięki porozumieniu z komunistami, otoczyli tych ostatnich skuteczną opieką, tak że do tej pory włos im z głowy nie spadł, a do tego doszła polityka iście chrześcijańskiego przebaczenia. No i to jeszcze rozumiem, bo w końcu skoro się jakoś tam z nimi umówili, to tych umów dotrzymują. To oczywiście tłumaczy to, dlaczego jeszcze komunistycznych przestępców nie ukarano.

Nic natomiast nie tłumaczy, dlaczego o rodziny ofiar „Wujka”, czy w ogóle tych prześladowanych przez komunistów szarych działaczy „Solidarności” nikt nie zadbał! Jasne, że przecież trzeba było budować kapitalizm, a w kapitalizmie zasada jest prosta, a mianowicie „śmierć frajerom”, ale choćby dla zrobienia dobrego wrażenia na wyborcach należało ofiarom komunizmu i ich rodzinom pomóc.

Od komuchów i od tych solidarnościowców, którzy się z nimi skumali może i nie ma się czego spodziewać. Zawsze powiedzą, że w kraju bieda, budżet przeciążony, nie ma kasy na wiele rzeczy, więc na polepszenie warunków materialnych rodzin walczących z komuną też nie ma. Ale przecież w międzyczasie rządził też PiS, partia spoza „układu”. Może jestem niedoinformowany, bo może rząd Marcinkiewicza, czy potem Jarosława Kaczyńskiego coś w tej sprawie zrobił, ale mało się o tym mówiło? Nie wiem. Pamiętam tylko becikowe. Rzecz w tym, że Jarosław Kaczyński zawsze dbał o swój wizerunek tego, który kogoś ukarze i w ten sposób zaspokoi powszechne poczucie sprawiedliwości, ale mało się słyszało o tym, że komuś zadośćuczyni cierpienia i prześladowania. Józef Piłsudski o swoich legionistów, nawet tych szeregowych, dbał.

Brak pieniędzy czy powolność legislacyjna mogłaby coś tłumaczyć, ale np. jednorazowe zapomogi dla ofiar katastrofy smoleńskiej znalazły się bardzo szybko. Czy stać nasz kraj na zadośćuczynienie wszystkim ofiarom stanu wojennego? Przecież na odszkodowania czekają wciąż właściciele przedwojennych kamienic i majątków (i to nie tylko Żydzi!). Ofiary i rodziny ofiar grudnia 1970 też się doczekać na jakiś gest ze strony państwa nie mogą. (Znalazłem w internecie wzmiankę o jakichś jednorazowych 50 tysiącach z 12 lutego 2008 roku dla nich właśnie, ale nie wiem, jak się sprawa potoczyła dalej). 

Takie pytania oczywiście można sobie ciągle zadawać, ale jakiś symbol ze strony państwa, dający ofiarnym obywatelom do zrozumienia, że o nich nie zapomniało, byłby chyba na miejscu. Dlaczego mówi się o tym tak mało i rzadko? Zasadniczą kwestię stanowi pytanie, czy ktokolwiek myśli o tym, żeby rodziny ofiar komunizmu nie żyły w nędzy. Cały czas bowiem żyjemy w takim oto dyskursie, że jedni mówią, że trzeba kogoś karać, inni, że oni nie są mściwi i karać nie będą, a najśmieszniejsze i najstraszniejsze równocześnie jest to, że my wszyscy też się dajemy w ten dyskurs wkręcić i zapominamy o tym, że pewni ludzie, aktywni w obalaniu komuny, w kapitalizmie sobie nie poradzili.
Oczywiście ci, którzy żyją sentymentem wobec PRL nie kryją złośliwej satysfakcji i przyłączają się niejako do kpin byłych esbeków śmiejących się z dzisiejszej sytuacji materialnej wielu aktywnych działaczy pierwszej „Solidarności”.

Na kaznodziei darwinowskiego kapitalizmu oczywiście nie ma co liczyć, na (post)komunistów oczywiście też nie. Może więc PiS, wraz ze swoimi klonami podniesie ten problem? Nie powinno chyba być tak, że 30 lat po ogłoszeniu stanu wojennego wdowa po górniku z kopalni „Wujek” mówiła, że było ciężko i nadal jest ciężko.

5 komentarzy:

  1. Pieniądze dla solidaruchów niech płaca ci którzy teraz sa przy żłobie z własnych kieszeni a nie moich . Za Ojczyznę to ginie sie z usmiechem na ustach i z okrzykiem Niech żyje tak jak ci którym głowy6 scinali w Tower a nie domaga sie pieniędzy . Jak sie chce pieniędzy to jest sie najemnikiem a nie bohaterem na sztandary .

    OdpowiedzUsuń
  2. Andrzej, rodzinom żołnierzy, którzy giną na obcej ziemi w imię obcych interesów będzie się płacić również z Twoich podatków i nic na to nie poradzisz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ano nic na to nie poradzę , ze będziesz płacił za leki pełna odpłatnosc a nawet jak nie to i tak zapłacisz bo wg rządu który wybrało z 15 % społeczeństwa odpłatnosc na papierze nie równa sie odpłatnosci w rzeczywistosci , Nie mam na to wpływu tak jak i nie miałem ani na Solidarnosc ani na stan wojenny ani na Mazowieckiego Tuska czy Kaczora ale nikt nie zmusi mnie abym wielbił i cenił tych którzy oszukali naród i zastraszyli go tak , że teraz mozna jechac po nim jak po starej kobyle .

    Walczyłes o to aby twoich kolegów wyrzucili to teraz nie domagaj sie odszkodowania bo gdyby ludzie wiedzieli co im szykuje solidarnosc to nie komunisci wisieli by na drzewach zamiast lisci tylko solidaruchy , przynajmniej ci z kierownictwa .
    Ale jest jak jest i trzeba zachowac godnosc i honor i mówic Dośc fanfaronadzie i współczesnemu kłamstwu !!

    OdpowiedzUsuń
  4. Problemem który dotknąłeś jest konsekwencją braku winnych, jak niema winnego to znaczy że brak możliwości ukazania - udowodnienia jego winy, to jest osądzenia, więc niema konsekwencji winy, czyli brak winy oznacza NIEwinność ...

    Jeśli ktoś popełnił przestępstwo np. zdrady stanu a potem np. wziął udział w ustaleniach Okrągłego stołu to gdybyśmy uznali go winnym zbrodni wcześniej popełnionych co nam to powiem o jego póżniejszych działaniach ?

    Czyli nikt już nigdy nie odpowie za stan wojenny, po poza czasem mijającym to nie może odpowiedzieć bo to by podważało ciągłość władzy ...


    Jak można sobie wyobrazić państwo zwane RFN bez denazyfikacji ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam, że często się sam zastanawiam nad tym, co często sami stawiamy sobie jako zarzut, że nie jesteśmy konsekwentni w karaniu winnych, że insurekcja warszawska skończyła się na powieszeniu kilku portretów, podczas gdy jakobini we Francji wyrżnęli arystokrację itd. itp. U nas faktycznie wiele rzeczy się rozmywa, co bierze się chyba z tego, że wielu ludzi jest jakoś ze sobą powiązanych, doskonale pamiętam z lat 1980-81 rodziny, gdzie ojciec tego czy innego kolegi był np. partyjnym dyrektorem państwowej firmy a matka równocześnie gorliwą działaczką "Solidarności". A w ich domu panowała idealna harmonia. Tam gdzie podział był na zasadzie brat kontra brat, tam już bywały ostrzejsze konflikty, ale nie sądzę, żeby potem brat bardzo nastawał na ukaranie brata. Ze stanem wojennym dodatkowy problem polega na tym, że do dziś pokaźny odsetek narodu nie widzi w nim nic złego. To jest w ogóle temat na całą osobną dyskusję, ponieważ obecnie przyczepiono się tylko wątpliwego tłumaczenia gen. Jaruzelskiego, że mogli wkroczyć Rosjanie, co podobno było nieprawdą (przecież nie musieli wkraczać, wystarczyłoby żeby wyjechali ze swoich jednostek na terenie Polski), ale zapomina się, że wielu ludzi było zwyczajnie "festiwalem 'Solidarności'" zmęczonych. To jest temat na osobną dyskusję, ponieważ wiąże się bezpośrednio z gotowością uczestnictwa i korzystania z demokracji. Na to wielu ludzi nie było gotowych wtedy ani nie jest gotowych dzisiaj.

    Ale tak naprawdę ja faktycznie tylko dotknąłem problemu winy i kary. Osobiście mnie nikt nie prześladował, ani nikogo z moich bliskich, oprócz wujostwa z Radomia, którzy oberwali już w 1976 a potem za "Solidarności" (ale to dalsza rodzina), więc nie czuję się emocjonalnie ani moralnie uprawniony do nawoływania do surowego karania kogokolwiek. Generalnie sam jestem człowiekiem, który jest dość skłonny do wybaczania, choć nie do zapominania. To, co zawsze proponuję, to kroki do przodu i kroki pozytywne. Rozumiem to tak, że należy się skoncentrować na budowie lepszych propozycji dla społeczeństwa, a wtedy ono powinno przestać głosować na tych, którzy przynieśli im zło i w ten sposób wyeliminować ich z życia publicznego. Pozytywnym krokiem byłoby też ufundowanie rent dla ofiar komunizmu (wiem, że to trochę jak ZBoWiD za komuny, do którego zapisywało się tym więcej ludzi, czym dłuższy czas upłynął od wojny), ale to przyniosłoby konkretnym ludziom konkretne dobro. Natomiast koncentracja na osądzaniu winnych, przynosi jedynie poczucie satysfakcji. Polska prawica, która powinna dopilnować tych rzeczy, koncentrowała się na programie negatywnym, czyli na eliminacji zła (w ich mniemaniu oczywiście), zamiast na budowaniu dobra. Tak to wielu ludzi przynajmniej odebrało. Z całą pewnością wdowa po górniku doznałaby pewnej satysfakcji z osądzenia generała Kiszczaka, ale w niczym nie poprawiłoby to jakości jej życia.

    OdpowiedzUsuń