wtorek, 27 grudnia 2011

O biskupie przybywającym na koniu z Hiszpanii, czyli jeszcze raz o... Świętym Mikołaju

Jak to u nas w Polszcze powiadamy "Święta, Święta i po Świętach", takoż się i w tym roku końca Świąt doczekaliśmy. W średniowieczu świętowalibyśmy aż do Trzech Króli, ale i tak u nas jest lepiej niż w USA, gdzie już 26 grudnia idzie się do pracy. Kilka dni temu pisałem o komercyjnym charakterze Bożego Narodzenia i o tym, jak to niektórzy ateiści-cichacze chcą pozbyć się samej nazwy tego święta. Jednym z elementów komercji jest Santa Claus, czyli wielki krasnolud w saniach zaprzężonych w latające renifery mieszkający na biegunie północnym, a wg Finów w Rovaniemi w Laponii.

Jakże odświeżający wydał mi się film, na który trafiłem podczas świątecznego przerzucania kanałów (w ramach odetchnięcia od obżarstwa). Otóż film był holendersko-belgijnski a traktował o chińskiej dziewczynce (element imigracji oczywiście - brak zrozumienia chińskich rodziców dla holenderskich obyczajów), która tak uwierzyła w świętego Mikołaja, że nie tylko zapragnęła dostać od niego żywego dużego konia, ale była święcie przekonana, że św. Mikołaj tę prośbę spełni. Tytuł tej produkcji to "Koń świętego Mikołaja" (w oryginale Het Paard van Sinterklaas - jak łatwo zauważyć, "koń" po holendersku to "Paard", co brzmi dziwnie, ale i tak lepiej niż w mowie Niemców, którzy na konia "pfe" powiedzieli i dlatego Pan Bóg ich nie uczynił dobrymi jeźdźcami a w piechocie kazał służyć).

Kto będzie chciał, to sobie do tego filmu dotrze i go obejrzy, jeżeli nie trafił na niego tak jak ja, natomiast to co jest istotne, to jak wygląda ten holenderski Mikołaj. Otóż jest to jednak cały czas biskup! Świadczy o tym strój pontyfikalny, pastorał w ręku i biskupia infuła z krzyżem na głowie. W kraju zdecydowanie protestanckim i to z protestantyzmem w wersji kalwińskiej, zachowała się tradycja episkopalna w formie zabawy dla dzieci. Święty biskup przyszedł w filmie do szkoły dnia 5 grudnia, a więc w przeddzień swojego katolickiego święta, a nie w Wigilię Bożego Narodzenia, co jest zresztą zgodne z tradycjami z innych krajów. Moja śp. Mama wspominała, że prezenty od Mikołaja odnajdywała pod poduszką 6 grudnia (najczęściej owoce, typu jabłka i orzechy, a już po wojnie mogły się trafić cukierki).

Co może nas zaskoczyć jeszcze bardziej to fakt, że holenderski Sinterklaas przybywa do niderlandzkich dzieci na koniu (sic! 1) z Hiszpanii (sic! 2). To, że św. Mikołaj jest biskupem to raczej dziwić nie powinno, bo przecież historyczny Mikołaj był biskupem Myrry znanym z podrzucania wiana niemajętnym pannom, żeby mogły wyjść za mąż. Myrra jednak leży w Azji Mniejszej, czyli w dzisiejszej Turcji! Skąd więc ta Hiszpania? Bardzo ciekawe są nie tylko same legendy, ale również historie owych legend, czyli historie tekstów, które przekazywane z ust do ust i z karty na kartę ulegały przekształceniom, zniekształceniom i odkształceniom tworząc zupełnie inne, nowe jakości.

1 komentarz:

  1. Ano z Hiszpanii czy Laponii , biskup czy nie prezenty każdy dostawać lubi -dawać może mniej ale niestety trzeba dać aby dostać . Teraz Sylwester i trzeba pić aby żyć i wesołym być .

    Niestety nalezy uważać aby nie wyladowac po koszącym locie niczym Tu 154 na stoliku w sali bankietowej w Mińsku co przytrafiło się niedawno polskiemu dyplomacie -szpiegowi odpowiedzialnemu za bezpieczeństwo polskiej ambasady w trakcie rautu dyplomatycznego , z którego to faktu śmieje się cała Białoruś łącznie z panem Poczobutem tyle tylko , ze pod wąsem . Jak balować to balować . Do siego Roku -a niby co to znaczy , nigdy nie wiedziałem ale tak mówią ci co nad Wisłą !

    OdpowiedzUsuń