czwartek, 5 kwietnia 2012

O rzepie to rzecz

Ponieważ zbliżają się Święta, dziś temat związany z… jedzeniem. Otóż dawno nie jadłem już rzepy. W domu moich łódzkich dziadków i rodziców robiło się surówkę z czarnej rzepy. Obraną i startą na paseczki mama moczyła przez jakiś czas w mleku, żeby wyciągnąć z niej „goryczkę”, po czym mleko odcedzała, do rzepy zaś ścierała na takie same paseczki jabłko. Całość doprawiała śmietaną, solą i chyba odrobiną cukru (za ten cukier nie dam głowy).

Ponieważ dawno takiej surówki z rzepy nie jadłem – prawdopodobnie z tego prostego powodu, że jedząc inne rzeczy, i, nie oszukujmy się, z powodu pośpiechu, o tej pysznej potrawie po prostu zapomniałem, kiedy przy ostatnich zakupach zobaczyłem czarną rzepę, postanowiłem ją zakupić i zrobić do pulpetów z ziemniakami taką właśnie surówkę.

Z tego powodu, że, jak się okazało, tej rzepy kupiłem nieco za dużo na jeden obiad, ale już za mało na dwa, postanowiłem z jedną sztuką zrobić eksperyment. To był oczywiście eksperyment dla mnie, bo jak zaraz się okaże, ludzie znają całe mnóstwo sposobów na przyrządzenie tego smacznego i jakże polskiego warzywa.

Otóż czy to z jakichś pamiętników z XVII wieku, czy może z powieści historycznych pamiętałem, że nasi przodkowie, zanim w XIX wieku upowszechniło się spożycie zamorskich ziemniaków,  jedli rzepę pieczoną. Wstawiłem więc nadwyżkową sztukę do piekarnika na 40 minut i czekałem na efekt. Bardzo byłem ciekaw, czy taka pieczona rzepa nie będzie przypadkiem gorzka, bo surowa ma przecież charakterystyczny ostry posmak. Upieczona całkowicie mnie zaskoczyła i to bardzo pozytywnie!

Po obraniu skórki (piekłem wraz z nią) i przekrojeniu na pół doszedłem do wniosku, że może trzeba ją było trzymać w piekarniku nieco dłużej, bo wtedy byłaby nieco bardziej miękka, ale i tak była w porządku. W smaku przypominała mi nieco ziemniaka ale z charakterystycznym posmakiem kalarepki. Ha! Dopiero przed chwilą doczytałem i zrozumiałem dlaczego – rzepa, choć z wyglądu przypomina buraka, tak naprawdę jest odmianą kapusty. Co więcej, jej pełna nazwa to kapusta właściwa typowa. Nie byłoby jednak prawdziwe twierdzenie, że rzepa smakuje jak kapusta. Smakuje tak, jak wyżej wspomniałem – jak słodkawy ziemniak z lekkim posmakiem kalarepki. Przyszło mi do głowy, że przechwałki rzepy z wierszyka Jana Brzechwy, w którym „chwaliła się rzepa przed całym ogrodem, że jest bardzo smaczna z miodem”, nie byłyby tak absurdalne, jakby autor sugerował (implikując samochwalstwo i głupotę tego warzywa). Niemniej tak daleko się w swoim eksperymencie nie posunąłem, tylko pokrojone kawałki upieczonej rzepy posypałem solą oraz położyłem na niej odrobinę świeżego masła. Smakowało mnie i smakowało mojej rodzinie – niestety porcyjki były malutkie. Niemniej doszliśmy do wniosku, że kuchnia europejskiej biedoty przed rozpowszechnieniem się amerykańskiej bulwy, wcale nie musiała być taka najgorsza, jeżeli tylko wystarczało dla wszystkich rzepy.

Wracając do wspomnień z lat młodości, to mama mojego nieżyjącego już przyjaciela również robiła surówkę z rzepy. Smak tego warzywa znaliśmy więc od wczesnego dzieciństwa. Dlatego obaj byliśmy bardzo zaskoczeni, kiedy nasza wspólna koleżanka, osoba niezwykle inteligentna, najlepsza studentka na roku, bywała w świecie (zamożni rodzice) już za komuny, któregoś razu z wielkim zachwytem oznajmiła nam o swoim „rewelacyjnym odkryciu”, które polegało na tym, że po raz pierwszy w życiu w jakiejś restauracji „z czystej ciekawości” zamówiła surówkę z rzepy, a ta okazała się „fantastyczna”. Był to czas, kiedy gdy tylko mogliśmy sobie z kogoś pożartować, robiliśmy to bez krzty miłosierdzia. Posypały się więc komentarze o „księżniczce”, „wielkiej pani”, co to po prostu „normalnego” jedzenia nie znała.

Oczywiście dzisiaj patrzę na to z większym dystansem, ponieważ doskonale wiem, że każdy z nas dokonuje całego szeregu „odkryć” na własny użytek na bardzo różnym etapie życia i nie ma w tym niczego złego, ani nie ma powodu do wstydu, że tak „późno”. Co to właściwie znaczy „późno”? Późno na co? Wobec czego późno? Jakie stosuje się kryterium w ocenianiu akuratności czasu do nauczenia się czegoś, czy dokonania jakiegoś prywatnego „okrycia”?

Oczywiście, gdybyśmy z naszymi nowymi fascynacjami wyskoczyli jak Filip z konopi i oznajmili całemu światu, że oto do nas należy pierwszeństwo w „odkryciu” jakiegoś zjawiska, moglibyśmy się narazić na śmieszność, ponieważ najczęściej okazuje się, że pewne rzeczy ludzie odkryli już dawno i od dawna je stosują. Niemniej nic nie powinno nam odbierać satysfakcji z naszego osobistego dojścia do pewnych prawd, czy też wykształcenia pewnych umiejętności, które do tej pory były nam obce. Takich radości wszystkim życzę jak najczęściej!

Tymczasem podaję kilka linków do bardzo ciekawych przepisów na rzepę:

Na rzepę pieczoną z rozmarynem:

Ciekawy blog kulinarny z kilkoma przepisami na rzepę:

Też ciekawy przepis:

Jeżeli rzepy nie jadacie – to gorąco polecam. To piękne staropolskie smaczne i zdrowe warzywo. Chyba nie bez kozery nasi przodkowie ukuli powiedzonko „Zdrowa jak rzepa”!

2 komentarze:

  1. Czolem koledze :)
    kolejny interesujacy wypis :). Dodam, ze tu na prerii jadamy rzepe z pary (20-30 minut) jak i pokrojona na plastry i sparzona wrzatkiem (mozna w tym wrzatku zostawic na pare minut - jest latwiej strawna) - w kazdym razie pusznosci ... jak sie czlek przyzwyczaji. Nie na darmo chyba mowiono drzewiej, ze czlek byl 'krzpeki jak rzepa' .

    OdpowiedzUsuń
  2. Czołem, czołem! Dzięki za miłe słowa i za kolejne pomysły na rzepę. Ciekawy jestem, jak w Ameryce jest ze spożyciem brukwi (rutabaga). W Polsce zwyczaj jedzenia tego warzywa się nie przyjął, ponieważ pokoleniu mojej babci brukiew kojarzyła się przede wszystkim z okupacją niemiecką i brakiem żywności, zaś brukiew nazywała rośliną pastewną, którą jedli Niemcy no i z braku alternatywy również Polacy. Wiem, że Niemcy do dziś jedzą brukiew - kolejną roślinę z rodziny kapustowatych o podziemnej bulwie.

    OdpowiedzUsuń