poniedziałek, 24 grudnia 2012

Na Boże Narodzenie słów kilka o pasji i jakości



Jest czas świąteczny, więc i temat powinien być lekki i radosny. Wychodzę jednak z założenia, że każdy tekst powinien być pewną prowokacją do przemyśleń, więc tak gładko to nie będzie, choć spróbuję zakończyć optymistycznie. Wigilia i Święta to m.in. wspaniałe potrawy, z których wiele jadamy tylko raz w roku. Od potraw moja wewnętrzna narracja przeszła do gotowania, a jak gotowanie to gastronomia, Magda Gessler i  polskie restauracje itd. itp.

Kiedyś już poruszałem temat braku w Polsce restauracji prowadzonych przez autentycznych pasjonatów gotowania. Całkiem niedawno natomiast wypowiedziałem się na temat motywacji wewnętrznej. Przypomnę, że chodzi w niej o to, żeby robić coś tylko z wewnętrznej potrzeby zupełnie bez nastawienia na zapłatę czy nagrodę. Myślę, że to, co nasi przodkowie nazwali powołaniem to właśnie ta przepotężna siła każąca robić nam pewne rzeczy niezależnie od tego, czy ktoś nas za nie wynagradza, czy nie. Dlatego prawdziwy aktor to nie jakaś gwiazda i celebryta, ale ktoś, komu reżyser każe grać przez cały sezon kij od szczotki, a ten robi to z ochotą, ponieważ gra na scenie jest jego sensem życia. Wszyscy się chyba zgadzamy, że istnieją zawody, do których powołanie, czyli ta przemożna motywacja wewnętrzna, jest niezbędne, ponieważ bez tego ludzie wybierający taki zawód będą go zawsze wykonywać źle. Widać to najlepiej na przykładzie lekarzy, nauczycieli i duchownych rozmaitych wyznań. W innych zawodach brak autentycznego powołania może nie spowoduje wielkich szkód, ale za to bez trudu rozpoznamy mechanika czy kucharza, którzy się nim kierują.

Kiedy idę do polskiej restauracji mogę się spodziewać dosłownie wszystkiego, od fatalnej jakości jedzenia po potrawy bardzo smaczne, ale doprawdy trudno znaleźć miejsce, gdzie wszyscy wykonują swoją pracę z autentyczną pasją. Wspominałem już kiedyś programy podróżniczo-kulinarne pokazujące często niewielkie restauracyjki w prowincjonalnych miasteczkach Francji lub Włoch, gdzie kucharze po prostu żyją gotowaniem, gdzie mają wypracowane potrawy, które mogliby z powodzeniem podawać w prestiżowych paryskich lokalach, ale również codziennie wyżywają się twórczo bawiąc się w nowe kombinacje składników, przypraw i sposobów obróbki cieplnej.

Oglądając „Kuchenne rewolucje” pani Magdy Gessler, która metody może stosuje kontrowersyjne, ale z całą pewnością ma jak najlepsze intencje wobec odwiedzanych restauracji, można doznać szoku i depresji w jednym, kiedy się widzi ludzi rzekomo zawodowo zajmujących się przygotowaniem posiłków dla ludzi, którzy robią to byle jak, często bez przygotowania zawodowego, ale przede wszystkim bez serca do takiej pracy.

Z radością oglądam zmiany na lepsze, a już najbardziej mnie cieszą zmiany w osobowości kucharzy, którzy z niepewnych siebie partaczy powoli zmieniają się w ludzi zaangażowanych w swoją pracę, a właściwie sztukę. Niestety takich przypadków nie ma zbyt wiele. Częściej pomaga odkrycie przez panią Magdę talentu nie docenionego przez szefostwo i koleżeństwo i ustawienie takiej osoby na należnym jej miejscu. Przykro jest czasami oglądać ludzi, którzy po prostu muszą zostać zastąpieni przez kogoś zupełnie z zewnątrz, co oznacza, że tracą pracę. Przykro, bo zawsze jest jakiś żal, że ktoś traci źródło utrzymania. Niemniej widok tych ludzi przy pracy nie nastawia widza pozytywnie. Jako klient z pewnością nikt nie chciałby kosztować kiepsko przez nich przygotowanych potraw.

Życzyłbym w nadchodzącym roku naszemu krajowi, żeby pojawiło się więcej restauracji prowadzonych przez autentycznych pasjonatów dobrej kuchni, w których pracują kucharze-artyści, a jeśli nie od razu artyści, to w każdym razie ludzie, którzy po prostu kochają gotować i mogliby to robić, choćby im nikt za to nie płacił. Oczywiście im życzę, żeby ich pracę doceniano i jak najbardziej płacono i to dobrze!

Nie trzeba być wielkim filozofem, żeby dostrzec, że rzeczy, w przygotowanie których włożymy więcej pracy, zazwyczaj (bo oczywiście są wyjątki) cechują się wyższą jakością od rzeczy zrobionych byle jak. Doskonale wiem, że nie wszyscy lubią gotować. Dla nich przygotowanie potraw wigilijnych oraz przysmaków na dwa następne dni świąt to ciężka próba, a przede wszystkim męka. Ponieważ w naszym wciąż jeszcze bardzo tradycyjnym społeczeństwie to od kobiet oczekuje się prac związanych z kuchnią, niejedna żona i matka po wielu godzinach w kuchennych oparach ma serdecznie dość samych świąt. W takim przypadku lepiej już chyba zakupić dobrej jakości potrawy gotowe, niż przeklinać Boże Narodzenie. Idealna sytuacja to oczywiście taka, kiedy wszyscy domownicy dzielą pasję gotowania i biorą udział w przygotowaniu świątecznych smakołyków. Wtedy bowiem radość świętowania zaczyna się jeszcze długo zanim zasiądziemy do stołu.

Święta z całą pewnością powinny być czasem relaksu i rozluźnienia. Jeżeli samo ich przygotowanie ma nam zepsuć radość z ich przeżywania, to myślę, że nie ma się co napinać na siłę. Równocześnie jestem przekonany, że czym więcej serca, twórczej inwencji i pracy włożymy w ich przygotowanie, tym lepiej wypadną i wszystkim dadzą więcej satysfakcji. Takiego podejścia wszystkim życzę!

W dzisiejszy wieczór wszystkim życzę wspaniałego stołu pełnego potraw, które są tradycyjnie po polsku postne, ale które chciałoby się jadać częściej! W pierwszy i drugi dzień Bożego Narodzenia również życzę smacznych potraw i trunków na stole, choć oczywiście do tego niezbędne jest idealne zdrowie, żeby je wszystkie przyswoić. Dlatego właśnie życzę również i zdrowia! (Nareszcie wiadomo, dlaczego tak często tego zdrowia sobie nawzajem życzymy).

Wiele wskazuje na to, że nadchodzący rok może być dla nas wszystkich wielkim wyzwaniem, jeśli chodzi o warunki życia. Pewnie nie będzie lekko, ale myślę, że w każdych warunkach warto zawalczyć o to, żeby poprawić jakość tego, co robimy. Sam mam w tym względzie wiele do zrobienia, więc i sobie życzę bardziej pozytywnego podejścia do wszystkiego, czym się zajmuję. Jeżeli popracujemy nad jakością własnych działań nie licząc zbytnio na gratyfikację finansową, istnieje duże prawdopodobieństwo, że polepszy się jakość naszego życia. Najpierw subiektywnie a potem całkiem obiektywnie.

Nie powinniśmy jednak zapominać, że w naszym kraju żyją setki tysięcy ludzi, dla których wszystkie te zagadnienia, które poruszyłem powyżej, nie mają najmniejszego sensu, ponieważ nie stać ich na podstawowe artykuły żywnościowe, a o świątecznych smakołykach nawet nie marzą. Należy oddać wielką chwałę wszystkim organizacjom charytatywnym i ludziom dobrej woli, którzy o nich pamiętają i organizują spotkania wigilijne. Życzę wszystkim, żebyśmy nie musieli się wstydzić jako społeczeństwo, że w kraju, gdzie sklepy są pełne dóbr wszelakich, ludzi obok nas nie stać na jedzenie.

Wszystkiego najlepszego, moi drodzy! Cieszmy się tym, co nas otacza, bliskimi ludźmi, dobrymi potrawami, prezentami. Wesołych Świąt!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz