wtorek, 4 grudnia 2012

Upadek (miniopowiadanie)



Alicja pewnym krokiem wkroczyła przez szklane drzwi do jasno oświetlonego holu. Zatrzymała się na ułamek sekundy, żeby się rozejrzeć, ale od razu dostrzegła Grzegorza. Trzydziestodwuletni przystojny mężczyzna w ciemnogranatowym garniturze i błękitnej koszuli podszedł do niej odsłaniając w uśmiechu dwa rzędy śnieżnobiałych zębów, które lśniły niczym klawisze nowego fortepianu.
- Dzień dobry, pani Alicjo – odezwał się jeszcze w ruchu, ale już zwalniając.
- Dzień dobry panu – odpowiedziała szczupła brunetka średniego wzrostu, której urodę można było określić jako klasyczną. Na wargach pokrytych delikatną szminką koloru malinowego zaczaił się tajemniczy uśmiech.
- Zapraszam na kawę.
            Propozycja Grzegorza spotkała się z podniesieniem kącików zmysłowych warg Alicji, której krótkie „Z przyjemnością” mogło oznaczać dosłownie wszystko.
- Basiu, dwie kawy poproszę do mojego biurka – wykrzyknął Grzegorz do koleżanki, którą akurat mijali.
            Dotarłszy do stanowiska pracy Grzegorza, ten wprawnym ruchem odsunął krzesło od biurka w taki sposób, żeby Alicja mogła swobodnie usiąść. Kiedy sam zajął swoje miejsce, zapytał:
- Co sprowadza moją najlepszą klientkę?
       Alicja nadal się uśmiechała, ale jakby mniej tajemniczo, ponieważ wesołe iskierki w jej oczach wskazywały na coś pomiędzy rozbawieniem a tryumfem.
- Czy przypomina pan sobie naszą ostatnią rozmowę, panie Grzegorzu?
       Zapytany uniósł wysoko brwi, co sprawiło, że zaczął przypominać niewinne dziecko, które jest bezradne wobec trudnego pytania. Po chwili jednak przybrał zwyczajny wyraz twarzy, co wskazywało, że odzyskał pewność siebie, a może raczej że ta poprzednia zdziwiona mina była tylko pewnym rodzajem kokieterii z jego strony.
- Rozmawialiśmy na temat oprocentowania mojego kredytu, panie Grzegorzu – powiedziała Alicja aksamitnym altem, który każdego mężczyznę wprawiał w stan pośredni między onieśmieleniem a niepohamowanym pożądaniem.
- Naturalnie, przypominam sobie – odpowiedział Grzegorz głośno przedtem przełknąwszy ślinę. Po chwili, odzyskawszy pewną równowagę, ciągnął już pewniej:
- Naturalnie mówiliśmy o tym, że oprocentowanie w naszym banku jest najniższe.
- Właśnie! – Alicja aż klasnęła w dłonie. – Mówił pan coś jeszcze. Przypomina pan sobie?
Tym razem Grzegorz odzyskał już poczucie równowagi i z wielkim rezonem odpowiedział:
- Ależ oczywiście, pani Alicjo! – znowu uśmiechał się szeroko czarując kobietę blaskiem swoich doskonale wypielęgnowanych zębów. – Powiedziałem wówczas, że jeśli znajdzie pani niższe oprocentowanie pożyczki niż w naszym banku, my natychmiast zmniejszymy nasze oprocentowanie do poziomu tegoż!
Koniec swojej wypowiedzi zwieńczył uśmiechem tak szerokim, że ponad bielą jego zębów ukazała się czerwień dziąseł, co w chwili jego największego tryumfu sprawiło, że nagle wydał się Alicji żałosny.
         Bez słowa wyjęła z torebki złożoną na pół kartkę i wręczyła ją nadal uśmiechającemu się szeroko mężczyźnie.
- C…cc…co to jest? – spytał rozkładając papier. Widok zamierającego uśmiechu na jego twarzy wydał się Alicji bezcenny.
- Jeśli pan pamięta, jestem nauczycielką.
- Taaak – Grzegorz odpowiedział przeciągle, jakby przeczuwając jakieś niebezpieczeństwo i chcąc je odwlec.
- Ten dokument, który pan ma przed sobą, to decyzja przyznania mi pożyczki z kasy zapomogowo-pożyczkowej. Oprocentowanie zero! Słyszy pan? Z e r o ! – ostatnie słowo wypowiedziała akcentując każdą głoskę.
Uśmiech Grzegorza dawno gdzieś przepadł, zaś mężczyzna w granatowym garniturze i błękitnej koszuli zaczął zrazu delikatnie, a potem już bardzo wyraźnie się trząść. Nie trzęsły mu się ręce czy głowa. Cały się trząsł, a po chwili całą jego twarz, która zrobiła się czerwona, pokryły krople potu. Ku swojemu przerażeniu Alicja zauważyła, że włosy Grzegorza najpierw zrobiły się szare, by zaraz przejść w biel. Młody mężczyzna, którego skóra nagle się pomarszczyła, wypuścił papier, zaś obie jego dłonie powędrowały w kierunku głowy. Chwyciwszy w nie nagle posiwiałe włosy, zaczął je wyrywać całymi garściami.
            Alicja była tak zdziwiona i zarazem zafascynowana niespodziewaną transformacją Grzegorza, że nawet nie zauważyła, że sąsiednie biurka również zaczęły się trząść. Dziewczyna nazwana przez Grzegorza Basią leżała na podłodze, zaś przed nią leżały skorupy potłuczonych filiżanek w czarnej kałuży kawy.
            Grzegorz, wyrwawszy sobie wszystkie włosy, zaczął zrywać z siebie całe płaty skóry oraz krwiste kawały mięśni i organów wewnętrznych, odsłaniając biel kości. Alicja wstała. Tym razem odwróciła głowę, żeby zobaczyć co się wokół niej dzieje. Ujrzawszy ludzkie szkielety przy sąsiednich biurkach, oraz same biurka rozsypujące się najpierw w drzazgi a potem dosłownie w proch, ponownie uniosła kąciki zmysłowych warg.
            Stała dumnie pośród walących się murów przygniatających to, co jeszcze niedawno wydawało się wszechpotężną świątynią Mamony. Ohydny gruby wąż w okularach, w którym rozpoznała dyrektora banku, resztką sił czołgał się w jej kierunku.
            - Teraz zwyciężyłaś – zasyczał. – Ale to nie koniec. Z nami nie można wygrać.
       W miarę syczenia jego objętość malała, tak że w końcu stał się niewielkim sznurkiem wielkości zaskrońca. Alicja przestała się uśmiechać. Na jej twarz wstąpił wyraz śmiertelnej powagi i siły. W końcu się ruszyła. Rozdeptawszy węża, wolnym i dumnym krokiem wyszła na ulicę bez słowa mijając przechodniów, którzy stali jak zaczarowani, nie mogąc się nadziwić upadkowi potężnej instytucji, która jeszcze niedawno kusiła ich tanimi kredytami.
Zza chmur wyjrzało słońce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz