poniedziałek, 3 grudnia 2012

O uboju rytualnym, zabijaniu zwierząt i innych strasznych rzeczach



Pewien mój znajomy pracuje w firmie, która zajmuje się ubojem rytualnym. Firma została założona i jest prowadzona przez Polaka o korzeniach, o ile się nie mylę, katolickich, ale oczywiście samego uboju dokonują fachowcy z odpowiednimi certyfikatami swoich społeczności religijnych. Znajomy, który swego czasu pracował również w państwowych zakładach mięsnych, nie może się nachwalić doskonałej organizacji pracy w tej koszerno-halalowej ubojni, ponieważ świadczy ona usługi zarówno dla społeczności żydowskiej jak i muzułmańskiej.

Ponieważ wcześniej się naczytałem materiałów propagandowych na temat barbarzyństwa rytualnego podrzynania zwierzęciu gardła i czekaniu aż się wykrwawi, wyraziłem swoje nieprzychylne zdanie na temat tego „procederu”. Znajomy spokojnie wytłumaczył mi, że kilkakrotnie był świadkiem uboju rytualnego i jest przekonany, że zwierzę cierpi mniejszy stres, niż w wielkiej ubojni przemysłowej, gdzie zwierzęta są ogłuszane strzałem ze specjalnego pistoletu. Wskazują na to, jak mi powiedział, badania krwi ubitego zwierzęcia, gdzie współczynnik chemiczny wykazuje poziom stresu, wyraźnie pokazały, że zwierzęta pozbawiane życia w sposób rytualny cierpią mniej. Oczywiście ja tutaj znowu mogę brać takie rzeczy na wiarę, bo przecież się nie znam, a mordowanym zwierzęciem nikt z nas nie był. Nie mam powodu nie wierzyć znajomemu, bo w prywatnej rozmowie nie miał raczej interesu przekonywać mnie co do wyższości uboju rytualnego nad nierytualnym, zwłaszcza, że chyba zna mój zdystansowany stosunek do wszelkich religii.

Z jego opowieści wynika, że szocheci, czyli żydowscy rzeźnicy rytualni przez pięć dni w tygodniu pracują w tej ubojni w Tykocinie, a na szabat lecą do Izraela, gdzie na stałe mieszkają i którego są obywatelami. Rzeźnik halal jest polskim Tatarem posiadającym certyfikat imama z Sokółki.

Otóż z opisu znajomego sam akt uboju wygląda tak, że zwierzę jest wprowadzane do specjalnej klatki, czy też na specjalne stanowisko, gdzie można je unieruchomić, co jest niezwykle ważne, żeby można było dokonać precyzyjnego cięcia. Szocheci posługują się długimi nożami, które są ostre niczym brzytwa, co również jest bardzo istotne. Po dokonaniu cięcia w odpowiednim miejscu, zwierzę faktycznie ostatecznie traci życie w wyniku upływu krwi, ale z kolei już sam doczytałem, że cięcie tak ostrym narzędziem nie powoduje bólu, ponieważ da się je porównać do skaleczenia palca bardzo ostrym nożem. Zazwyczaj jest tak, ze dopiero widok płynącej zeń krwi uświadamia nam, że zrobiliśmy sobie krzywdę. Zarzynana rytualnie owca lub krowa nie ma szans na zobaczenie krwi, ponieważ przecięcie tętnicy szyjnej w przeciągu 3 sekund pozbawia je przytomności. Teoretycznie więc wykrwawia się już bez udziału świadomości. Piszę „teoretycznie”, bo przecież tego nigdy się nie dowiemy.

Zabijanie zwierząt to nie jest dla mnie łatwy temat. O ile mnie pamięć nie myli, do jakiegoś 10 roku życia byłem prawie jaroszem ku rozpaczy babć i rodziców, ponieważ nie mogłem przemóc obrzydzenia do mięsa. Napisałem „prawie”, ponieważ ze smakiem jadałem wędliny i kotlety mielone. Długo nie mogłem się przemóc do zjedzenia kurczaka. Jednym z powodów był chyba jednak brak chęci do jedzenia niezmielonego mięsa (gryzłem, gryzłem i nie mogłem przełknąć, więc w końcu dawano mi spokój, a babcia robiła mi kotlet mielony z piersi kurczaka), a z drugiej, widząc mięso na kościach nie mogłem powstrzymać swojej wyobraźni, która podsuwała mi obrazy żywego ptaka biegającego po podwórku i dziobiącego ziarno, którego trzeba było pozbawić życia, żeby go teraz zjeść. Kiedyś byłem świadkiem zabicia takiego biegającego po podwórku koguta. Otóż jeden z moich wujków złapał go, wprawnym ruchem położył na drewnianym pieńku i siekierą uciął mu głowę. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby jego chwyt nie okazał się niestety niezbyt „wprawny”, bo oto pozbawiony głowy ptak mu się wyrwał i zaczął biec przez podwórko. To m.in. wtedy zaczęły mnie nurtować dylematy na temat istoty życia, duszy i roli mózgu (w tym wypadku ptasiego móżdżku). Muszę jednak uczciwie przyznać, że przy szynce czy kiełbasie takich dylematów nie miewałem.

Jako dziecko spędzające wakacje na wsi niejednokrotnie widywałem tzw. ubój gospodarczy, kiedy to dziadek, czy któryś z jego sąsiadów z pomocnikiem przytrzymywali świnię, uderzali ją obuchem siekiery (młodszym wyjaśniam – to ta nieostra jej strona) w łeb w celu ogłuszenia, a następnie wbijali nóż w serce zwierzęcia. Widziałem też prowadzone na rzeź cielę, które ryczało, a z oczu ciekły mu łzy. Mój nieżyjący już wujek twierdził, że zabić świnię to dla niego żaden wyczyn, bo mu jej nie żal, ale jak ma zabić cielaka, zawsze mu się serce ściska. 

„Humanitaryzm” takiego uboju tłumaczy się właśnie tym aktem „miłosierdzia” w postaci ogłuszenia przed zadaniem śmiertelnego ciosu nożem. Otóż niejednokrotnie słyszałem, że trafiają się pewne zwierzęta, o których się mówi, że mają „twardy łeb” i tak łatwo nie dają się ogłuszyć. Na wsiach zdarzało się, że po jednym ciosie obuchem zwierzę się zrywało i uciekało swoim rzeźnikom. Słyszałem historię o tym, że pewien chłop musiał kilkakrotnie zadać cios w łeb zwierzęcia, żeby je pozbawić przytomności. Nikt mi nie powie, że jest to metoda, która jest mało dla owego zwierzęcia stresująca.

Oczywiście większość mięsa spożywanego przez współczesne społeczeństwa pochodzi obecnie z ubojni przemysłowych, gdzie do ogłuszania służą specjalne „pistolety” czy też elektrody. Niestety te nowoczesne narzędzia również nie zawsze działają, a co gorsza, o ile prosty chłop zadawał tyle ciosów obuchem, ile było trzeba, żeby zwierzę jednak ogłuszyć, to w ubojni przemysłowej, gdzie robota jest taśmowa, nikt nie „poprawia” udaru i jeżeli trafi się zwierzę, dla którego jego siła okazała się za słaba, i tak jest mechanicznie przesuwana, a raczej przewracana (jest kilka drastycznych filmów na ten temat dostępnych na YouTube) i proces zadawania śmierci doświadcza w pełni świadomie. Nawet jeśli ogłuszanie kończy się sukcesem, nadal nie wiadomo jak przebiegają procesy „emocjonalne” (z braku lepszego słowa) na niższych poziomach egzystencji zwierzęcia, bo przecież na stres reaguje cały organizm. Tak czy inaczej, przychylam się raczej do uwierzenia mojemu znajomemu, który twierdzi, że badania krwi zwierząt ubijanych z ogłuszaniem i tych pozbawianych życia rytualnie, wskazują na niższy poziom stresu tych ostatnich.

Ostatnio na ten temat dyskutowałem nieco z moim kolegą buddystą-wegetarianinem, który wierzy, że dzięki zwykłemu powstrzymywaniu się od jedzenia mięsa z czasem zatrzymamy proceder pozbawiania zwierząt życia w ubojniach przemysłowych, natomiast uboje rytualne świadczą o potwornym barbarzyństwie i prymitywizmie religii, które je praktykują. Kiedy natomiast w zeszłym tygodniu się okazało, że polski Trybunał Konstytucyjny uznał ubój rytualny (koszer i halal) za niezgodny z polskim prawem (jako niehumanitarne traktowanie zwierząt), przyjął to jako bardzo dobrą wiadomość, ponieważ uznał, że oto „dołączyliśmy do krajów cywilizowanych”.

Niestety decyzja polskiego Trybunału nie została tak entuzjastycznie przyjęta przez wszystkich, bo oto brytyjskie czasopismo Meat Trade News Daily poświęcone, jak tytuł wskazuje, handlowi mięsem, w niewybrednych słowach ją skrytykował, słusznie skądinąd zauważając, że oto pozbawia się społeczności żydowskiej i muzułmańskiej możliwości życia wg zasad swojej religii. Komentarze na stronie internetowej (bo nie chce mi się wierzyć, że zrobił to oficjalnie dziennikarz, jak to podano w Onet.pl) były jeszcze bardziej niewybredne, bo wprost dyszały do Polski i Polaków nienawiścią (że Polacy najpierw zapędzili Żydów do komór gazowych, a teraz udają świętoszków zatroskanych losem zwierząt, oraz że najlepiej Polaków umiał traktować Stalin). Być może zbyt pobieżnie przejrzałem stronę internetową Meat Trade, bo w artykule takiego tekstu nie znalazłem, ale jeżeli taki fragment został faktycznie opublikowany, polski MSZ powinien puścić pismo angielskich rzeźników z torbami. To, na co Polska jako państwo powinna reagować i jak, to już jest jednak cały osobny problem.

Co do samego zagadnienia zabijania zwierząt, to mam duży dylemat. W sytuacjach, w których trudno mi zająć jakiekolwiek stanowisko moralne, często uciekam w cynizm, i pewnie i tym razem tak będzie, ponieważ uważam, że na obecnym etapie świadomości tzw. ludzkości („tzw.”, bo zarówno ludzkie jednostki, jak i całe grupy znajdują się na bardzo odmiennych etapach) radykalne propozycje narzucane siłą mogą wywołać jedynie poczucie krzywdy i rozgoryczenie tych, których one będą dotyczyć.

Osobiście uważam, że jakościowa różnica między zwierzętami a ludźmi jest w rzeczywistości jak najbardziej ilościowa. Być może różnica w świadomości jest taka jak między geniuszem matematycznym a człowiekiem o ograniczonych zdolnościach sądzenia. To takie moje przypuszczenie, bo oczywiście nie mam na to żadnych dowodów.

Kładzenie kresu życiu, jakiemukolwiek, to nie jest coś, co pozwalałoby mi się czuć dobrze. Niemniej doskonale wiemy, że tragedia naszej egzystencji polega między innymi na tym, że czasami musimy podejmować decyzje moralnie co najmniej wątpliwe, włącznie z koniecznością zabijania.

Istnieją czyny, co do których większość z nas się zgodzi, że są moralnie naganne. Niemniej ustalanie penalizującej legislatury ich dotyczącej tylko przymnaża problemów, co sprawia że samo prawo staje się moralnie wątpliwe.

Obserwując przeżycia znajomych (zarówno kobiet, jak i mężczyzn), którzy przeżyli zdradę małżeńską lub/i rozwód, trudno nie dojść do wniosku, że jest to jedna z największych krzywd jakie człowiek może zrobić drugiemu człowiekowi. Doprowadza bowiem do tragicznych spustoszeń w osobowości osoby pokrzywdzonej. Wyobraźmy sobie jednak, że oto jakiś szlachetnie myślący legislator ustanawia karę więzienia za zdradę. To byłby czysty absurd, a krzywdy ludzkiej byłoby jeszcze więcej.

Osobiście uważam też, że aborcja nie jest czynem, który należałoby moralnie pochwalić. Oczywiście w sytuacji zagrożenia życia matki, czy ciąży wynikającej z gwałtu nie mam wątpliwości, że kobieta powinna mieć prawo wyboru. W przypadku beztroskiego podejścia do seksu i niechęci do przyjęcia odpowiedzialności za jego konsekwencje, decyzja o zabiciu nowego życia jest wg mnie czymś z gruntu złym. Niemniej znowu groźba kary więzienia dla kogoś, kto jednak taką decyzję podejmuje, niczego nie rozwiązuje, a tylko przymnaża problemów i cierpień tym, którzy żyją.

Zabijanie zwierząt nie jest ani przyjemne, ani eleganckie. Indianie Ameryki Północnej (Południowej chyba też) modlili się do ducha zwierzęcia, które zamierzali upolować, w celu uzyskania jego przebaczenia. Podejście szlachetne, „ekologiczne”, ale tak czy inaczej kończyło się śmiercią zwierzęcia. Gdyby jednak owego zwierzęcia nie uśmiercono, plemieniu groziłaby śmierć głodowa. U Inuitów w ogóle trudno sobie wyobrazić dietę wegetariańską. Nawet niemała część praktykujących buddystów tybetańskich żywi się mięsem. Jeżeli więc nie nastąpi zdecydowana przewaga „masy krytycznej” wegetarian wśród mieszkańców naszej planety, mięso będzie stanowić istotną część ich diety. Dyktat wegetarian i narzucanie ich zasad przy pomocy organu legislacyjnego a następnie wymiaru sprawiedliwości byłby wielkim nieporozumieniem – podobnie jak w wyżej wymienionych przykładach (zdrady, aborcji).

Jeżeli więc zgodzimy się, że zwierzęta się jednak zabija, bo ogromne rzesze ludzi spożywają ich mięso, nie powinniśmy udawać świętoszków i wprowadzać prawo penalizujące jeden rodzaj uboju, zwłaszcza, że przesłanki, na których oparto zarzut wobec uboju rytualnego, są mało przekonujące, jeśli nie z gruntu fałszywe. Natomiast faktem pozostaje, że społeczności żydowska i muzułmańska w Polsce dostały od naszego Trybunału Konstytucyjnego potężny cios, który z pewnością jest odbierany jako krzywda i prześladowanie religijne.

Ubojnia w Tykocinie to bardzo prężna firma, ponieważ koszerne mięso stamtąd jest eksportowane do całej Europy. Kupują je Żydzi w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii itd. Jednym pociągnięciem pióra sędziowie uznali, że oto ta firma nie ma prawa istnieć i przynosić zysków – w postaci podatków również państwu polskiemu (jeśli kogoś nie wzrusza los izraelskich szochetów, którzy być może znajdą pracę gdzie indziej, tatarskiego rzeźnika halal, polskiego właściciela i innych polskich pracowników, którzy już tak łatwo pracy nie znajdą).

Pewne rzeczy należy załatwiać tylko i wyłącznie przez żmudną pracę – negocjacje, uświadamianie, przekonywanie. Oczywiście tam, gdzie trzeba chronić pryncypia, jak np. życie ludzkie, tam prawo musi być bardzo precyzyjne. W wielu przypadkach jednak przyjmowanie przez prawodawcę lub sąd postawy pryncypialnej, prowadzi do niepotrzebnego zaognienia sytuacji i do moralnych krzywd większych od tych, którym miała zapobiec.

7 komentarzy:

  1. Zapraszam do przeczytania mojego artykułu o uboju rytualnym:
    http://alekwas.blogspot.com/2012/12/uboj-rytualny.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałem, ale przepraszam - oprócz fajerwerków dobrego humoru autora nie znalazłem w tym tekście jakiegoś głębszego zrozumienia tematu. Ubój rytualny nie jest bardziej okrutny od nierytualnego, natomiast trudno sobie wyobrazić, że ludzie religijni z dnia na dzień porzucą swoje obyczaje.

      Usuń
  2. Ciebie niech zamkną najlepiej jak nie masz zielonego pojęcia to nie pisz głupot. rolnicy już przez tą mają po dupie ale to kurde i tak nikogo nie obchodzi bo takim z miasta wydaje się że dużo zarabiają. a po drugie dużo takich ubojni jest i ilu teraz ludzi na bruk pójdzie o tym nikt nie wspomni.

    OdpowiedzUsuń
  3. cena bydła poleciała w dół a Żydzi będą bić w Niemczech wegrzech lub jeszcze gdzies indziej o to w tym wszystkim chodzi żeby w Polsce nie było niczego i żeby żyło się lepiej...

    OdpowiedzUsuń
  4. Stefan Kubiak:
    „Humanitaryzm” takiego uboju tłumaczy się właśnie tym aktem „miłosierdzia” w postaci ogłuszenia przed zadaniem śmiertelnego ciosu nożem. Otóż niejednokrotnie słyszałem, że trafiają się pewne zwierzęta, o których się mówi, że mają „twardy łeb” i tak łatwo nie dają się ogłuszyć.(…)Jeżeli więc zgodzimy się, że zwierzęta się jednak zabija, bo ogromne rzesze ludzi spożywają ich mięso, nie powinniśmy udawać świętoszków i wprowadzać prawo penalizujące jeden rodzaj uboju, zwłaszcza, że przesłanki, na których oparto zarzut wobec uboju rytualnego, są mało przekonujące, jeśli nie z gruntu fałszywe.”(koniec cytatu)

    No właśnie, jedynie „trafiają się”.
    A co oznacza dla zwierząt ubój bez ogłuszania? Prof. Wojciech Pisula powołuje się na wyniki badań naukowych, które wykazały, że zwierzęta przejawiają fizyczną aktywność przez około 30 sekund po podcięciu gardła, a ich mózg może zachowywać aktywność nawet do około 3 minut. Oznacza to, że zwierzę ma świadomość tego, co się z nim dzieje, podczas gdy jest transportowane do kolejnych etapów uboju takich jak ćwiartowanie i zdejmowanie skóry.
    Z kolei stanowisko Europejskiej Federacji Lekarzy Weterynarii (FVE) mówi że: „Z punktu widzenia dobrostanu zwierząt, a także szacunku dla zwierząt jako istot posiadających świadomość, proceder uboju bez ogłuszania jest niedopuszczalny bez względu na okoliczności”.
    Profesor Andrzej Elżanowski, bioetyk, podsumowując konferencję, wytknął Inspekcji Weterynaryjnej niewywiązywanie się z ustawowego obowiązku kontroli przestrzegania ustawy o ochronie zwierząt. A także oddanie w 2011 roku nadzoru nad przeprowadzaniem uboju w gestię przedstawicieli związków wyznaniowych, co tym samym pozbawiło polskie służby weterynaryjne możliwości kontroli nad tym procederem. (Źródło: ekologia.pl)
    Stefan Kubiak:
    „(…) Być może różnica w świadomości jest taka jak między geniuszem matematycznym a człowiekiem o ograniczonych zdolnościach sądzenia.”(koniec cytatu)

    Zadziwia mnie ta wypowiedź, jako że jest Pan wykładowcą (jeśli dobrze zrozumiałam), a porównanie uważam za wyjątkowo niefortunne. Ból fizyczny, związane z tym cierpienie oraz strach są odczuwalne w takim samym stopniu zarówno przez geniuszy jak i osoby upośledzone umysłowo, ponieważ ból nie zależy od stopnia inteligencji (myli Pan chyba inteligencję ze świadomością życia). A naukowcy już dawno udowodnili, że zwierzęta, tak samo jak człowiek, odczuwają ból i związany z tym strach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnie porównanie akurat nie jest niefortunne, ponieważ odzwierciedla mój dylemat dotyczący stanu świadomości zwierząt i ma zilustrować dokładnie to, to Pan/Pani ma na myśli, czyli, że ból fizyczny jest odczuwany tak samo. Jednakowoż wychodząc z tego założenia, musiałbym, i wszyscy musielibyśmy zostać wegetarianami i w ogóle nie pozbawiać zwierząt życia. Robimy to jednak. Kwestia humanitaryzmu uboju pozostaje wg mnie tematem otwartym: http://www.grandin.com/ritual/rec.ritual.slaughter.html, http://www.grandin.com/ritual/kosher.box.variables.time.lose.sensibility.html .

    OdpowiedzUsuń
  6. Odkąd pamiętam, jestem wegetarianką. Czuję się świetnie i praktycznie w ogóle nie choruję. Jestem zdecydowanie przeciwko zabijaniu zwierząt przez człowieka.
    Mimo różnicy zdań serdecznie pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń