wtorek, 30 lipca 2013

Wakacje w Berlinie; dzień ósmy i dziewiąty (ostatni).


Ostatni pełny dzień naszego pobytu w Berlinie poświęciliśmy na spokojne odwiedzenie niektórych miejsc, w których już byliśmy. Na początek zaplanowaliśmy podjechać na Savignyplatz, co okazało się nie takie proste, ponieważ S-Bahny ze stacji Zoologischer Garten nie jeździły z powodu remontu torów. W związku z tym przeszliśmy się piechotą ulicami, których wcześniej nie znaliśmy, mijając m.in. muzeum erotyki Beaty Uhse, a następnie Theater des Westens, na którym afisz zachęcał do obejrzenia musicalu Tanz der Vampire. Na uwagę wg mnie zasługiwał fakt, że teatr był czynny w lipcu, a więc w czasie, kiedy polscy teatromani są pozbawieni możliwości zobaczenia jakiegokolwiek spektaklu, mimo, że sami akurat mają więcej wolnego czasu.

Na Savignyplatz ciągnęła mnie przede wszystkim księgarnia przy Knesebeckstraße, gdzie można również nabyć kolekcjonerskie miniaturowe figurki pruskich żołnierzy (wyglądające zupełnie jak „żołnierzyki”, jakie można było w latach mojego dzieciństwa nabyć w kiosku „Ruchu”) w cenie od 200 do 400 euro za sztukę. Niemniej ta sama „pruska” księgarnia oferowała również antykwaryczne książki w cenie od jednego do czterech euro. Za 2,5 euro nabyłem więc Erinnerungen des Kronprinzen Wilhelm, wydanie z 1922 roku.

Do pełnej satysfakcji brakowało mi tylko obiadu – wyjechaliśmy z Gosen dość późno, ponieważ nigdzie nam się nie spieszyło. Usiedliśmy więc w ogródku „knajpy”-restauracji reklamującej się wizerunkiem grubej kobiety z papierosem w ustach, która prawdopodobnie symbolizowała Dicke Wirtin („grubą gospodynię”) z nazwy lokalu. Skusiło mnie „danie dnia”, jakim był typowy niemiecki chłodnik z ogórków. „Zimna zupa ogórkowa” to danie, które sobie przypomniałem z jakiegoś niemieckiego filmu (niestety nie pamiętam tytułu), którego bohaterką jest kobieta zatrudniona przez hitlerowską szychę partyjną. Niezbyt zna się na kuchni, czego dowodem jest, że podaje zupę ogórkową na ciepło, czym wśród gości swojego pracodawcy wywołuje zdziwienie, śmiech lub oburzenie. Mnie w związku z tym filmem zdziwiło z kolei to, że dla Niemców „normalna” zupa ogórkowa musi być na zimno. Teraz miałem okazję skosztować tej potrawy, w której oprócz jogurtu i śmietany oraz oczywiście ogórków można było wyczuć czosnek i koper. Na drugie danie zamówiłem „obiad ze szkolnej stołówki”, a mianowicie pulpety z ziemniakami w białym sosie i buraczki. Od „stołówkowego” moje danie różniło się tym, że na moim talerzu znajdowały się trzy spore kulki mięsne, zaś sos zawierał kapary. Generalnie jednak ten posiłek przypomniał mi, że jednak żyjemy na tej samej szerokości geograficznej i gusta kulinarne naszych narodów nie są znowu tak bardzo rozbieżne.

Z Savignyplatz podjechaliśmy pod Bramę Brandenburską, ponieważ koniecznie chciałem się przespacerować aleją Unter der Linden, po której dość często przechodził Maksymilian Aue, bohater powieści Jonathana Littela, Łaskawe. Jest to przedłużenie Pariser Platz i prawdopodobnie przed wojną była to ulica pełna uroku. Obecnie stanowi przedłużenie Pariser Platz również w sensie architektonicznym. Jedyną atrakcją tej ulicy są ambasady, w tym szczególną uwagę zwraca ambasada rosyjska, będąca po prostu kontynuacją ambasady sowieckiej, więc i budynek jest pełen bolszewickich ornamentów.

Po zakupie pamiątek z czystym sumieniem podjechaliśmy S-Bahnem do Dworca Głównego, gdzie po raz ostatni spojrzeliśmy na Reichstag i skąd wyruszyliśmy RE1 do Erkner. Z okien pociągu udało mi się zrobić zdjęcie muzeum Barbie oraz, już nieco dalej, „szalonego domu” zaprojektowanego przez architektów z fantazją.

W Erkner okazało się, że autobus do Gosen będzie za ponad pół godziny, więc postanowiliśmy przejść kilka przystanków w obrębie miasteczka piechotą. Minęliśmy więc erknerski ratusz, zegar kwietny zainstalowany pod porośniętym kwieciem klombem, oraz kościół ewangelicki i zegar słoneczny umieszczony przed nim. Kościół Genezareth zasługuje na szczególną uwagę z tego względu, że tablica informacyjna na temat historii Erkner oraz samej świątyni zawiera tekst w trzech językach: niemieckim, angielskim i … polskim, a właściwie niemieckim, polskim i angielskim, bo taka jest kolejność. Sam nie wiem, czym to tłumaczyć, bo chyba nie wielką liczbą Polaków na terenie dawnej NRD?

Po powrocie do Gosen udaliśmy się do miejscowej galerii handlowej, gdzie w miejscowym „Realu” zrobiliśmy zakupy prowiantu i wody mineralnej na następny dzień.

We wtorek 16 lipca wstaliśmy wcześnie rano, ponieważ nie mieliśmy pewności, jak zgrają nam się wszystkie przesiadki i czy zdążymy na naszego Polskiego Busa na lotnisku Schönefeld. Możliwe, że gdybyśmy wyjechali później, spokojnie byśmy zdążyli, ale woleliśmy nie ryzykować. Wszystkie przesiadki przeszły gładko. W Erkner wsiedliśmy do kolejki S3, która kończy swój bieg na stacji Ostkreuz. Stamtąd po kilku minutach zabrał nas S9 i dowiózł prosto na lotnisko. Tam mieliśmy jeszcze ponad godzinę do odjazdu naszego autokaru, więc poplątaliśmy się po lotnisku i wypiliśmy kawę.

Większość miejsc w Polskim Busie, który wyjeżdżał z centrum Berlina, była już wypełniona naszymi rodakami, podobnie jak my wracającymi do kraju. Wi-fi działało dość długo, choć na trasie zdarzały się przerwy. Podróż przebiegła szybko i sprawnie. Wysiadłszy na dworcu Łódź Kaliska mieliśmy wrażenie, jakbyśmy dopiero co z niej odjeżdżali.

Berlin, mimo, że nie jest to miasto, które by wzbudzało we mnie tyle pozytywnych emocji, co Londyn, Paryż, Rzym, czy nawet Praga, zrobił na mnie duże wrażenie. Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie zobaczyliśmy jeszcze wielu rzeczy, które w Berlinie zobaczyć warto. Niemniej to, co sobie zaplanowaliśmy, wykonaliśmy w stu procentach. Na dodatek dzięki Ronniemu zobaczyliśmy też wiele miejsc, których odwiedzenia wcale nie planowaliśmy, za co jestem mu niezmiernie wdzięczny. Refleksjami nad tym wszystkim, czego się nie zawsze da pokazać na zdjęciach, podzielę się w najbliższym czasie. 

 Budynek z charakterystycznym "żaglem" na dachu - niestety nie odkryłem jego przeznaczenia
 Muzeum erotyki Beaty Uhse przy Kanstraße



 Theater des Westens zapraszający na Taniec wampirów

"Pruski" antykwariat z książkami i cynowymi figurkami 






 Knajpa "Dicke Wirtin"

Jestem bardzo rad ze swojego obiadu :)

Pożegnanie z Savignyplatz

Ambasada rosjska przy Unter den Linden

Ostatni rzut oka na Reichstag z peronu Dworca Głównego

Muzeum Barbie - z okien pociągu


"Krzywy dom" z okien pociągu
 Erkner - Dämeritzsee


Erknerski ratusz
Erkner - kwietny zegar
Ewangelicki kościół Genezareth...

... i informacja o nim, jak i w ogóle o Erkner
Zegar słoneczny przed kościołem w Erkner


Pożegnanie z Berlinem, za godzinę zabierze nas stąd Polski Bus

1 komentarz:

  1. Po przeczytaniu notki mam chęć pojechać do Berlina! Bardzo ciekawe.
    Zapraszam do mnie! http://dziennik-filologa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń