wtorek, 23 lipca 2013

Wakacje w Berlinie: dzień trzeci (cz. II)



Przeszedłszy na drugą stronę Sprawy weszliśmy do portyku berlińskiej katedry (Berliner Dom), która jest budowlą naprawdę imponującą. Znowu, jak na protestancki dom modlitwy, charakteryzuje się iście bizantyjskim przepychem. Nie poświęciliśmy jej jednak zbyt wiele czasu, ponieważ godziny były już późno-popołudniowe, a w naszym planie była jeszcze Museuminsel (Wyspa Muzeów) i jeszcze dwa inne punkty na mapie Berlina.

Na Wyspie Muzeów znajduje się pięć monumentalnych gmachów mieszczących w sobie Altes Museum, Neues Museum, Alte Nationalgalerie, Pergamonmuseum i Bodemuseum.
Pięć muzeów jednego dnia, to jest dawka niestrawna nawet dla wielkiego miłośnika zabytkowych artefaktów, a na dodatek mieliśmy tylko dwie godziny do zamknięcia wszystkich muzeów, ponieważ pół godziny zajęło nam stanie w kolejce po bilety. Nie ma możliwości zakupu biletów do samego Muzeum Pergamońskiego, które mnie najbardziej interesowało, natomiast system jest taki, że trzeba kupić bilet na 4 muzea z pięciu, bo do Neues Museum należy wykupić bilet osobny. Wejście do czterech muzeów kosztuje osobę dorosłą 19 euro. Jeżeli ktoś uważa, że narzekam na drogie bilety wstępu w Berlinie, powinien był usłyszeć włoską rodzinę (może kilka lat młodsza ode mnie para z dwoma nastoletnimi córkami)!

Muzeum Pergamońskie to po prostu marzenie każdego miłośnika historii. Wielki ołtarz Zeusa robi niesamowite wrażenie. Oto budowla znana ze zdjęć w praktycznie wszystkich podręcznikach do historii starożytnej stała przed nami w całym swoim majestacie i wielkości. I to nie żadna rekonstrukcja, ale ta sama monumentalna i „lekka” zarazem budowla wzniesiona w latach 180-160 p.n.e. przez Eumenesa II jako dowód wdzięczności za pokonanie Galatów. To z rzeźb i płaskorzeźb dookoła niej uczyliśmy się greckiego mitu o walce bogów z gigantami. W dodatku po schodach zabytku można chodzić. Wolno też robić zdjęcia.

Chętnie spędziłbym tam cały dzień, ale czekały przecież inne sale. Od Ołtarza z Pergamonu przechodzi się do sali z pozostałościami architektury i rzeźbami z okresu hegemonii Rzymu, by zaraz potem przenieść się o tysiąclecie wstecz, a mianowicie do zachowanego fragmentu bramy Isztar z Babilonu (czasy Nabuchodonozora II). Ogromna budowla z niebiesko glazurowanej cegły ze złocistymi lwami po prostu powala na kolana.

Dalej natykamy się na ogromny posąg Gilgamesza, legendarnego (bo bohatera epickiego mitu) ale historycznego zarazem króla Uruk, co oznacza, że przenieśliśmy się o kolejne dwa tysiące lat wstecz! Kolejne sale olśniewały starożytnymi rzeźbami i płaskorzeźbami ze starożytnej Syrii, Asyrii i Babilonu. Kiedy przeszliśmy do sal, w których wyeksponowano wczesnomuzułmańskie mihraby, a nawet misternie rzeźbione mury miasta z okresu Umajjadów, pomimo ich piękna miałem wrażenie, że z fascynującej wyprawy w głąb dziejów wróciłem do czasów niemal współczesnych, bo odległych od naszych „jedynie” o 1500 lat.

Z pewną paniką skonstatowaliśmy, że za kilka minut nie wpuszczą nas już do żadnego muzeum, ponieważ ostatni goście są wpuszczani najpóźniej na godzinę przed zamknięciem.
Wyboru dokonałem zresztą już wcześniej – galeria sztuki i Stare Muzeum (z m.in. starożytnościami egipskimi, których trochę poznaliśmy swego czasu w British Museum i w Luwrze) przegrały z Bodemuseum. Przewodnik obiecywał ciekawy zbiór zabytków bizantyjskich, których byłem bardzo ciekawy, ponieważ wcześniej z artefaktami z cesarstwa wschodniorzymskiego się nie zetknąłem. Przemierzywszy jednak istny labirynt sal i salek z obrazami i meblami mniej znanych mistrzów włoskiego renesansu, z północno- i południowoniemieckim gotykiem (po muzeach i kościołach Gdańska czy Torunia, mam przesyt niemieckich drewnianych tryptyków, krucyfiksów i rzeźb świętych, choć gdybym się na nie nastawił, z całą pewnością było je za co podziwiać) w końcu zdecydowałem się spytać pracownika muzeum, gdzie mogę znaleźć eksponaty bizantyjskie. Rzeźby i mozaiki z Egiptu pod panowaniem Konstantynopola, tudzież z innych miejsc Bliskiego Wschodu epoki bizantyjskiej zajmowały dwie sale. Nieco rozczarowany, choć znowu nie aż tak bardzo, opuściłem Bodemuseum. Przeszliśmy na wschodni brzeg Sprewy, gdzie od ulicznego sprzedawcy precli kupiliśmy dwie „pizze” na cieście preclowym.

Posuwając się Monbijoustraße doszliśmy do Oranienstraße, w którą skręciliśmy w kierunku północno-zachodnim, żeby zobaczyć ogromną synagogę ze lśniącą kopułą, widoczną z daleka, która mieści berlińskie Centrum Judaizmu. Podobnie jak synagogi rzymskiej, berlińską strzegła grupa policjantów.

Obok imponującego budynku starej poczty wsiedliśmy do tramwaju, żeby pojechać w kierunku Dorotheenstadt Friedhof, czyli cmentarza, na którym spoczywają słynni Niemcy. Nie wiedziałem, czy tramwaj skręci w Friedrichstraße w lewo, czy też w pożądane prawo, więc zaryzykowaliśmy podróż „o jeden przystanek za daleko”, który sprawił, że przejażdżka tramwajem stała się po prostu przejażdżką tramwajem, zaś do cmentarza i tak musieliśmy taką samą odległość pokonać piechotą. Nie żałuję, bo per pedes można więcej zobaczyć.
Friedrichstraße przeszła w Chaussestraße („ulica szosowa” brzmi trochę jak masło maślane, ale co ja tam będę Niemców poprawiał). Spodziewaliśmy się cmentarza gdzieś na końcu ulicy, ale okazało się, że znajdował się za niepozornym murem między kamienicami.

Brama, która znajdowała się pośrodku prowadziła jednak wcale nie na Dorotheenstadt Friedhof, ale na cmentarz francuskich protestantów. Zdezorientowany, wyszedłem na ulicę i ruszyłem dalej wzdłuż cmentarnego muru, by dojść do zupełnie niepozornego wejścia przy samym jego końcu. Należało pokonać jakieś 40 metrów alejki wzdłuż bocznego muru cmentarza „francuskiego” (jak się okazało, na jego końcu była otwarta furtka), żeby stanąć naprzeciwko posągu Marcina Lutra i szeregu nagrobków, które wydały mi się niezwykle skromne, zaś sam cmentarz zadziwiająco mały. W porównaniu z polskim przepychem sepulkralnym, był to niepozorny parczek.

Co jednak od razu uderzało w oczy, to różnica między dużymi grobowcami ludzi, o których praktycznie nikt dzisiaj nie pamięta (jakiś pruski minister, czy kupiec), a minimalnej wielkości nagrobkami pisarzy i filozofów. Bertold Brecht i jego żona, Helena Weigel-Brecht, leżą pod ziemią pokrytą bluszczem, zaś o samym tym fakcie informują dwa proste kamienie z nazwiskami zmarłych (bez dat, ani żadnych dodatkowych informacji). Skromne też wydają się pomniki filozofów: Georga Wilhelma Friedricha Hegla, czy Johanna Gottlieba Fichtego.

Po całodziennej wędrówce wsiedliśmy do tramwaju, a następnie do RE1 w kierunku Erkner.





 Berliner Dom (katedra berlińska)

 Altes Museum
  Alte Kunstgallerie
Neues Museum
Po lewo Neues Museum, w głębi Pergamonmuseum, po prawo kolejka po bilety wstępu

Ołtarz Zeusa i Ateny z Pergamonu

"Gigantomachia", czyli wojna bogów olimpijskich z gigantami



Brama Isztar
 Gilgamesz z Uruk



Rekonstrukcja wnętrza pałacowego z asyryjskiej Niniwy


Motyw "dobrego pasterza" na długo przed epoką hellenistyczną i chrześcijaństwem (?)
Syryjski bóg burzy, rolnictwa i urodzaju Hadad, popularnie zwany Baalem (panem), posągi tego typu Stary Testament określa jako baale, stawiane przez Kananejczyków



To już średniowiecze - muzułmańskie mihraby, czyli nisze w meczetach wskazujących kierunek na Mekkę, czyli kierunek modlitwy

Fragment murów miejskich z epoki Umajjadów

 Bodemuseum

 Bodemuseum - hall wejściowy


Bodemuseum - późnośredniowieczna sztuka włoska zapowiadająca renesans



Niemiecka sztuka gotycka

Ten człowiek to Daniel Chodowiecki, jeden z pierwszych Polaków, którzy zrobili karierę "na Zachodzie" - wysłany na naukę kupiectwa, został dyrektorem Pruskiej Akademii Sztuki













Wreszcie sztuka bizantyjska...




 Berlińska Wielka Synagoga: Centrum Judaizmu

Budynek starej poczty przy Oranienstraße


 Nagrobek Heinricha Manna, nieco mniej znanego brata Thomasa Manna, również pisarza

Grób małżeństwa Brechtów


 Skromny nagrobek Hegla

 Również niezbyt imponujący obelisk na grobie Fichtego




Drogi Czytelniku, jeżeli męczą Cię długie teksty, jeżeli kierujesz się myśleniem raczej politechnicznym, lub nie trawisz "lania wody", możesz sobie poniższy  fragment spokojnie darować ;)

O muzeach  
 (taka sobie myśl)

Idea muzeum jako miejsca, gdzie można zobaczyć ciekawe eksponaty z przeszłości, jest piękna. Ilekroć idę jednak do któregoś, mam nieodparte wrażenie, że z muzeami to jest trochę tak, jakby ktoś nas zaprosił do zwiedzenia ogromnej biblioteki i oczekiwał, że prześlizgując się wzrokiem po okładkach wyniesiemy z niej jakąś wiedzę. Każdy eksponat muzealny można porównać do tekstu, każdy coś mówi i to na dodatek często nieznanym nam języku. Odczytanie choćby części tego, co się da odczytać ze starobabilońskiej statuetki wymagałaby od nas solidnych studiów nad rejonem i jego dziejami (i nie mówię tu o inskrypcji w piśmie klinowym, bo ta wymagałaby lat poznawania pisma i języka). Nagle jednak znajdujemy się w sali, gdzie wystawione artefakty pochodzą z innej epoki i innego kręgu kulturowego, poznanie którego wymagałoby dodatkowych lat studiów. Pomijając już aspekt wiedzy i umiejętności odczytania informacji, jaki dany obiekt ze sobą niesie, często się zdarza, że przy pewnym artefakcie chcielibyśmy zatrzymać się na dłużej i go, jeśli nawet nie zbadać, to po prostu kontemplować. Tymczasem czas nas goni, bo muzeum ma bowiem takich artefaktów setki. Oczywiście pewne eksponaty możemy sobie potem obejrzeć w książkach, albumach lub w internecie, ale przecież nie będzie to to samo. Idea muzeum nosi więc w sobie jakąś wewnętrzną sprzeczność, bo zakłada, że muzeum nas czegoś nauczy, a równocześnie przytłacza ogromem materiału, którego nie da się ogarnąć pamięcią. Praktycznie w każdym muzeum można by spędzić kilka lat badając artefakt po artefakcie, ale przecież nikt tego nie robi. Po każdej wizycie w muzeum mam nie tylko poczucie niedosytu, ale wręcz wyrzuty sumienia, że tyle rzeczy przeoczyłem, że tyle z nich potraktowałem lekceważąco, czy to ze znudzenia czy po prostu ze zmęczenia. A przecież każdy obiekt to wytwór pracy ludzkich rąk i twórczego umysłu. Nie pochyliwszy się nad danym dziełem i nie poświęciwszy mu odpowiedniej ilości czasu, nigdy nie okażemy należytego szacunku istocie ludzkiej, która żyła przed wiekami, a której życie mogło być niezwykle ciekawe. Zostaje nam tylko dziarski marsz wśród cudów przeszłości i co najwyżej jakiś wyraz powierzchownego zachwytu, który musi natychmiast ustąpić następnemu obiektowi do podziwiania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz