piątek, 26 października 2012

Jak wygrać najważniejszą grę, czyli o scenie z filmu o Johnie Nashu i ludzkości



W filmie Rona Howarda Piękny umysł opowiadającym o schizofrenicznych cierpieniach geniusza Johna Nasha jest scena ilustrująca rzekomo moment, kiedy ten wpada na swoją słynną teorię gier. Nash siedzi sobie w barze ze swoimi kolegami-studentami, kiedy do lokalu wchodzi kilka dziewcząt, z których jedna zdecydowanie góruje urodą nad innymi. Normalne, czyli biologicznie uwarunkowane zachowanie większości mężczyzn, czyli samców, to otoczenie tej najpiękniejszej (czyli samicy gwarantującej najlepszej jakości potomstwo, choć to oczywiście na planie zupełnie poza świadomością), co pewnie niejeden z nas zna z rozmaitych przyjęć i spotkań towarzyskich. Wygląda to nieco śmiesznie, jak się patrzy z boku, ten wianuszek bubków nadskakujących „bogini” w nadziei, że wybierze któregoś z nich, a w tym czasie inne dziewczyny, narzeczone czy żony przygryzają wargi z wściekłości.

Nash w tej filmowej scenie dochodzi do wniosku, że jeśli teraz wszyscy jego koledzy otoczą tę najpiękniejszą, a ona i tak najwyżej wybierze jednego, jeśli w ogóle, to większość uczestników wydarzenia (gry) będzie przegrana. Z mężczyzn wygra najwyżej jeden, a ta najpiękniejsza już jest zwyciężczynią. Jej nieco brzydsze koleżanki cierpią. Cierpią też odrzuceni faceci. Sami przegrani.

Geniusz dochodzi do wniosku, że sytuację można dość łatwo odwrócić, a wtedy więcej ludzi będzie szczęśliwych, zaś przegrana tylko jedna. Wystarczyłoby bowiem, żeby każdy z mężczyzn zaczął adorować jedną z koleżanek tej pięknej tworząc układ jeden na jedną. Wtedy te brzydsze są szczęśliwe, bo okazały się obiektem zainteresowania. Mężczyźni też są szczęśliwi, bo każdy zdobył kobietę, a jedyną przegraną całej gry jest ta najpiękniejsza.

Cały ten system można przenieść na życie gospodarcze i polityczne, co sprawiłoby, że więcej ludzi mogłoby korzystać na ogólnej grze, w jakiej wszyscy uczestniczymy, czy nam się to podoba czy nie, zaś przegranymi można byłoby uczynić tych najbardziej ambitnych, chciwych, tych samców i samice alfa. Genialne. Po obejrzeniu filmu te dziesięć lat temu pierwsza refleksja na temat tej sceny, jaka mnie naszła, to było pytanie, dlaczego tak rzadko stosujemy taką strategię w praktyce i w związku z tym cierpimy. Potem jednak nadeszła inna myśl. Przecież my, jako gatunek, od zarania dziejów niczego innego nie robimy, tylko gramy wg reguł Nasha!

Natura gdzieś tam próbuje się przebić do naszych zachowań społecznych, a więc co jakiś czas pojawiają się osobniki silne, którym oddajemy nad sobą kontrolę. Nadal ludzie fizycznie atrakcyjni mają zdecydowanie większe szanse na czynności prokreacyjne (choć o prokreacji podczas seksu nikt nie myśli), a piękności otoczone wianuszkiem zakochanych nieszczęśliwie bubków to zjawisko nada nierzadkie, ale tak czy inaczej, „wydoroślenie” z powiedzonka „wreszcie wydoroślej” oznacza ni mniej ni więcej, tylko przyjęcie strategii Nasha. To dlatego m.in. tak rozmnożyliśmy się jako gatunek, a nasi krewni – szympansy, goryle czy orangutany wypadają tak mizernie. Wśród zwierząt bowiem panuje ostrzejsza selekcja materiału genetycznego – słabszy samiec nie ma po prostu prawa do kopulacji, bo to ma tylko ten najsilniejszy. Ten z kolei też najczęściej uprawia seks z najbardziej dla niego atrakcyjnymi samicami.

Przełamaliśmy w jakimś stopniu determinizm biologiczny, choć oczywiście nigdy nie zrobimy tego do końca, chyba, że staniemy się cyborgami. Śmiem twierdzić, że jeżeli ktoś chciałby doszukać się momentu, kiedy jakaś grupa hominidów weszła na wyższy stopień rozwoju i ze swojej kondycji czysto zwierzęcej (tak jak to popularnie pojmujemy, bo śmiem również twierdzić, że o naturze zwierząt wiemy nadal bardzo mało) wspięła się na szczebel, który nazywamy człowieczeństwem, to byłaby to ta przygoda owej grupy, kiedy rannego podczas polowania kolegi nie zostawiono na pastwę wilków, niedźwiedzi, tygrysów czy innych hien, ale zabrano do domu, czyli powiedzmy do jaskini i opiekowano się nim albo do wyzdrowienia albo do śmierci. Może jednym z etapów uczłowieczania zwierzęcego jeszcze hominidy była też strategia kopulacji między osobnikami słabszymi na przekór regule, że samiec alfa bierze wszystko? Być może, bo oczywiście zbyt mało wiemy na ten temat, by móc cokolwiek powiedzieć z pewnością. Możemy się tylko domyślać.

Uważam, że w rozważaniach o rozwoju ludzkości nie powinniśmy się pozwolić zwieść istnieniu monarchii despotycznych, dyktatur czy innych tyranii, które to niejako zaprzeczają stosowaniu strategii Nasha przez nasz gatunek. Owszem, strategia pierwotna, ta najprostsza każąca wygrywać najsilniejszym nigdy z życia naszego gatunku nie zniknęła i pewnie nie zniknie, ale jeżeli choćby pobieżnie przyjrzymy się mechanizmowi wyłaniania się tyranów łatwo zauważymy, że nie są to koniecznie klasyczne samce alfa, ale często spryciarze wykorzystujący strategię Nasha. Tyran, czy dyktator to nie jest najsilniejszy samiec, który wszystkich swoich rywali pokonał w fizycznym pojedynku, ale spryciarz, który przede wszystkim zapewnił sobie poparcie grupy osobników beta, czy nawet gamma. Tyranie wszak pojawiają się na zasadzie wynoszenia do władzy przywódcy sfrustrowanych osobników przeciętnych i miernych. Tenże przywódca wcale nie musi być pięknym osobnikiem godnym rozsiewania swoich genów. Wręcz przeciwnie, tyrana często doprowadza się na szczyt w imię obalenie tych pięknych i silnych (najlepszych, czyli aristoi).

Ci piękni, silni i bogaci też oczywiście nie działają na zasadzie „najsilniejszy/najpiękniejszy wygrywa”, bo jak możemy zaobserwować, uprzywilejowani, choć mogą naprawdę między sobą rywalizować, trzymają się w grupie, gdyż wiąże ich sojusz przeciwko całej reszcie społeczeństwa. Arystokraci rozmnażają się więc wewnątrz „swojej sfery” w celu zachowania dobrego gatunku genów, jak można się domyślać, ale jest to o tyle żałosne, że nie ma nic wspólnego z faktycznie biologiczną jakością, z jaką mamy do czynienie u zwierząt. Arystokraci na dodatek też chętnie tworzą oligarchię bez wyraźnego przywódcy, choć oczywiście jakieś siły kierownicze grupy istnieją.

Nawet wśród osobników, gdzie brutalna siła wydaje się być podstawową normą pozycji w grupie, nie do końca jest tak, że zawsze na czele staje ten najsilniejszy. W rywalizacji o przywództwo tworzą się układy i sojusze, które albo przywódcę utrzymają przy władzy, albo go brutalnie wyeliminują.

Obserwacja strategii przetrwania, rozmnażania się i zdobywania władzy w naszym gatunku pokazuje więc, że tak czy inaczej, stosujemy strategię wymyśloną, a tak naprawdę chyba tylko odkrytą przez Johna Nasha od czasów, kiedy staliśmy się ludźmi. Zaryzykowałby stwierdzenie, że nie tylko ją stosujemy odkąd staliśmy się ludźmi, ale wręcz że staliśmy się ludźmi ponieważ zaczęliśmy stosować tę strategię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz