czwartek, 11 października 2012

O klasie średniej i potrzebie ideologii jej budowania



Zdrowa demokracja wymaga silnej klasy średniej. Znacie to? Po raz pierwszy zetknąłem się z takim stwierdzeniem w latach 80. ubiegłego stulecia podczas swoich studiów historycznych. Na początku lat 90. była to mantra nieustannie powtarzana i parafrazowana na różne sposoby (ale z zachowaniem znaczenia) na łamach mojej wówczas ulubionej „Gazety Wyborczej”. Ba! Pamiętam akcję na łamach tejże tworzenia czegoś w rodzaju „klubu klasy średniej”, do którego można się było zapisać deklarując miesięczny dochód powyżej jakiejś tam kwoty (nie pamiętam już jakiej). W ten sposób gazetowi aktywiści swoją ideologiczną gorliwością połączoną z kopem zasadzonym w d… wszystkim tym, którzy zarabiali mniej (a więc wykluczyli ich z klubu) ośmieszyli ideę, która sama w sobie jest jak najbardziej zdrowa, rozsądna i dla każdego przejrzysta i zrozumiała.

Podczas studiów historycznych na Uniwersytecie Łódzkim profesor Szczygielski, który był wielbicielem polskiego parlamentaryzmu przedrozbiorowego twierdził, że ustrój Rzeczypospolitej szlacheckiej dotąd był ustrojem całkiem zdrowym, czyli że instytucje państwa działały sprawnie i w prawidłowym kierunku, dopóki ton polskiej polityce nadawała średnia szlachta. Oczywiście musieli być przywódcy, a ci mogli się nawet wywodzić z rodów bardzo bogatych, ale o poparciu dla nich decydowała szlachta ani nie bardzo bogata, ani też nie herbowa biedota. Ruch egzekucyjny w XVI wieku mający na celu ulepszenie i umocnienie państwa poprzez m.in. ukrócenie władzy magnaterii, był ruchem właśnie średniozamożnej szlachty. Wydarzenie wieku XVII zmieniły scenę polityczną Rzeczypospolitej, zaś wiek XVIII przyniósł upadek i kompromitację idei polskiego parlamentaryzmu, czego nie byli w stanie już naprawić patrioci pod jego koniec, gdyż sytuacja geopolityczna była już zgoła inna, a wzmacnianie państwa nie służyło mocarstwom ościennym, które owo państwo postanowiły rozdrapać między siebie.

Wiek XVIII to czasy, kiedy sytuacja zaczęła wyglądać całkiem podobnie do obecnej. Pojawiły się stronnictwa polityczne, ale nie wokół jakichś tam ideologii, ale wokół wodzów, czyli w tym wypadku magnatów. Radziwiłłowie mieli swoje koterie, mieli je też Czartoryscy. I nie przypominało to np. działalności Jana Zamojskiego w XVI wieku, który też był magnatem, bo ten był przede wszystkim bardzo mądrym człowiekiem i działał na rzecz dobra wspólnego, czyli Rzeczypospolitej. To, że przy okazji jego prywatna fortuna również wzrosła nie powinno nikogo dziwić, ponieważ był to również doskonały gospodarz (menadżer, jakbyśmy to dziś powiedzieli). Był to polityk, który umiał też sobie pozyskać poparcie średniej szlachty, czyli tej warstwy społeczeństwa, która myślała zdrowo i konstruktywnie.

Magnaci osiemnastowieczni byli nastawieni przede wszystkim na interesy własne i mimo gęby pełnej górnolotnych frazesów, tylko te się dla nich liczyły. Kiedy na Sejmie Czteroletnim uchwalono powołanie 100-tysięcznej armii, Karol Radziwiłł, choć gorliwy przeciwnik wszelkich reform tego sejmu, zgłosił gotowość oddania państwu swojej prywatnej armii, ale pod warunkiem zachowania komendy przez jej dotychczasowych oficerów. Oznaczałoby to ni mnie ni więcej tylko to, że wojsko Radziwiłła nadal byłoby wojskiem Radziwiłła, tylko że byłoby utrzymywane z pieniędzy państwowych.

Magnaci mogli się rozpanoszyć ponad granice przyzwoitości m.in. dzięki temu, że nastąpiło wielkie rozwarstwienie majątkowe, czyli pojawiły się coraz większe rzesze szlachty ubogiej (gołoty, czyli z ruska mówiąc „hołoty”), która mając prawa polityczne, a nie posiadając majątku stała się narzędziem w rękach najbogatszych, którzy prowadzili przede wszystkim swoje własne prywatne rozgrywki.

Ciemnota i bieda to najwięksi wrogowie demokracji. Nie ma ludzi zupełnie niepodatnych na manipulację, ale biedaka nawet nie trzeba jej poddawać, wystarczy go nakarmić. Człowiekowi o niewielkiej wiedzy z kolei wystarczy tandetna retoryka i poklepanie po plecach przez „wielkiego pana”. To są mechanizmy uniwersalne i ponadczasowe.

Wielkie rozwarstwienie społeczne daje pożywkę populizmowi, a na populizmie budowano tyranie. Dzięki populizmowi chrześcijanie pokonali starą religię rzymską, dzięki populizmowi pewna grupa marksistów objęła na dziesięciolecia władzę nad sporym kawałkiem świata.Sławoj Żiżek, którego książkę właśnie pożyczyłem i powoli czytam (powoli, bo mam na szczęście trochę pracy), wyraża pewne zdziwienie, że obecnie to światowa prawica uprawia taki sam populizm, jak na początku XX wieku lewica. Całkowicie się z Žižkiem tutaj zgadzam, a obserwując polskie realia trudno o bardziej trafną diagnozę. Przecież to toruńska rozgłośnia i partia przez nią popierana zagospodarowuje teraz z całkiem niezłym skutkiem wszystkich tych, którzy czują się wykluczeni. Wykluczonymi z powodu przynależności do mniejszości, np. seksualnych, zajmują się inne partie, ale to nie ma z populizmem wiele wspólnego. Rzecz w tym, że ludźmi, którym się finansowo nie wiedzie, nie zajmuje się obecnie lewica, tylko partie, które lubią się określać jako prawicowe.

Szczerze mówiąc gwiżdżę na to, czy populizm jest prawicowy czy lewicowy, bo problem polega na czymś innym, a mianowicie na tym, że w ogóle istnieje pożywka dla populizmu, a więc że w ogóle istnieją całe rzesze ludzi niezadowolonych ze swojego losu z powodu zwyczajnej biedy. Jeżeli więc ci, którzy mają się za oświeconych, a obecnie intelektualiści, którzy lubią się określać jako lewica, za takich się właśnie mają, chce, żeby wyeliminować populizm, musi przede wszystkim dołożyć wszelkich starań, żeby ludzi edukować oraz przede wszystkim zapewniać im godziwe warunki życia i rozwoju.

Sławoj Žižek słusznie zauważa, że prawica oraz piewcy kapitalizmu są takimi samymi ideologami, jak lewicowcy, choć próbują się przedstawić jako jedynie obserwatorzy twardej rzeczywistości. Chcą bowiem wszystkim wmówić, że ich poglądy na świat wypływają z czystego pragmatyzmu. Kiedy się np. słucha Janusza Korwina-Mikke, który od ponad 20 lat kolejne pokolenia młodzieży przyciąga swoją demagogią (na szczęście jest on na tyle autodestrukcyjny, podobnie zresztą jak Jarosław Kaczyński, że większość wyrasta z zaczadzenia jego poglądami na świat), przy pierwszych kilku zdaniach można dać się złapać na pozorną logikę jego wypowiedzi, a to z tego względu, że tej logiki jest tam naprawdę sporo. Mało komu, zwłaszcza ludziom młodym, przyjdzie do głowy zweryfikowanie tych poglądów z rzeczywistością. Kiedy się np. ktoś spyta o kraj, gdzie ideały całkowicie wolnego rynku i całkowitego wycofania państwa zostały ziszczone, czasami pada przykład Stanów Zjednoczonych, a czasami Tajwanu. Kiedy się wchodzi w szczegóły, korwinowcy wpadają we wściekłość i rzucają inwektywami każdego nazywając socjalistą i lewakiem, zaś Stany Zjednoczone okazują się krajem od lat rządzonym przez takich lewaków właśnie i dlatego ten kraj też czeka zagłada. Mało kto rozumie, że koncepcja Korwina-Mikke jest czystą ideologią, a cała jego koncepcja nie ma nic wspólnego z realiami świata. Nie popierają go biznesmeni, bo jak widać przy każdych wyborach jakoś mało ma pieniędzy na kampanię wyborczą, bo biznesmeni, jako pragmatycy, popierają inne partie, które pomogą im uzyskać przewagę na rynku, jeśli nie monopol. Ludziom realnie działającym w biznesie nie zależy bowiem wcale na tym, żeby mieć konkurencję. Na dodatek, gdyby nie instytucja państwa, jako strażnika bezpieczeństwa prowadzonych interesów, same przedsiębiorstwa, a tak naprawdę wielkie korporacje przejęłyby funkcje państw, a wtedy biada nam wszystkim, bo tam nie ma nawet pozorów demokracji. Natomiast obserwując historię, państwem, które przychodzi mi do głowy, kiedy myślę o wcieleniu idei korwinowców to przedrozbiorowa Rzeczpospolita w XVIII wieku, kiedy cały kraj był w prywatnych rękach skłóconych między sobą rodów magnackich. Wszyscy wiemy, do czego to doprowadziło.

Wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę z niedoskonałości demokracji. Prosta logika wskazuje, że tzw. większości nie stanowią ludzie najmądrzejsi, bo tych zawsze było dużo mniej niż tych pozostałych. Niemniej kompletne matołki też nie stanowią większości społeczeństwa. Śmiem twierdzić, że większość z nas to po prostu przeciętniacy i intelektualne lenie, których przy odpowiednim pobudzeniu można przymusić do intensywnego myślenia, zwłaszcza, że mimo wszystko większość posiada zdrowy instynkt samozachowawczy. Jeżeli ktoś tych przeciętniaków oderwie od „Tańca z gwiazdami” czy innego telewizyjnego badziewia, i pokaże, że oni też mogą zrobić coś dla samych siebie i przy okazji dla innych, można z każdego wykrzesać choć odrobinę (a wierzę, że z wielu bardzo dużo) społecznej energii, która zaowocuje pozytywnymi działaniami.

Jeżeli przeciętny obywatel, ten który potencjalnie mógłby stanowić zdrową klasę średnią, jest spychany do roli starorzymskiego proletariusza, czyli głupiego konsumenta państwowej pszenicy i oliwy, tudzież publicznych igrzysk, to faktycznie wtedy biada demokracji i krajowi, w którym taka demokracja panuje. Demokracja wymaga minimum świadomości własnej roli w społeczeństwie i poczucia odpowiedzialności za całość.

Dlatego właśnie tak istotny jest dostęp do wiedzy, którą powinna dostarczać darmowa publiczna oświata i szkolnictwo wyższe. Każde wykluczenie z cyklu edukacyjnego to de facto wykluczenie ze świadomego życia publicznego. Oczywiście nie każdy system oświatowy przygotowuje do życia obywatelskiego, a śmiem twierdzić że nasz robi to w bardzo niewielkim stopniu. Niemniej dostępność do oświaty to podstawowa wartość, taka sama jaką było wprowadzenie państwowych diet dla uczestników Zgromadzenia Ludowego w starożytnych Atenach, co oznaczało, że mogli w nim uczestniczyć nie tylko ci, którzy mieli czas i pieniądze, ale każdy obywatel. Z całą pewnością nie można powierzyć decyzji o wadze państwowej gromadzie ludzi ciemnych, ale jest to często argument demagogiczny, ponieważ przy okazji, niejako mimochodem, prowadzi do eliminacji ogromnych grup ludzi rozsądnych i odpowiedzialnych. Jeżeli Tomasz Lis na spotkaniu ze studentami mówi o tym, jak bardzo ciemne jest polskie społeczeństwo, to może nie do końca całkowicie mija się z prawdą, ale niejako daje sygnał politykom – „tą hołotą nie macie się co przejmować, bo to ciemna masa”.

Jeszcze większą zbrodnią jest z góry założyć, że skoro większość ludzi i tak nie nadaje się do (współ)rządzenia krajem, to po co im w ogóle jakaś oświata. Na tej zasadzie korwinowcy chcieliby sprywatyzować całe szkolnictwo, żeby wykształcenie zdobywały dzieci zamożnych, a dzieci z rodzin uboższych, chyba w myśl Sokratesa z „Państwa” Platona, klepały taką samą biedę, jak ich rodzice, a już broń Boże nie pchały się w przyszłości do polityki.

Alexis de Tocqueville podróżując po młodych wówczas Stanach Zjednoczonych nie mógł się nadziwić wiedzy o świecie tzw. prostych ludzi. Kiedy wdał się w dyskusję z pewnym na pozór zwyczajnym farmerem i spodziewał się odpowiedzi na poziomie ówczesnego europejskiego hreczkosieja, zaskoczyła go szeroka wiedza tego rolnika na temat społeczeństwa, geografii i światowej polityki . Jego wiedzę przypisał mądrej szkole publicznej. Szkoły w USA były bowiem i do tej pory są w zdecydowanej większości publiczne. Nie wypowiadam się teraz na temat ich poziomu, bo to odrębna kwestia, ale fakt ten zadaje kłam ideologiom dążącym do absolutnego sprywatyzowania wszystkiego.

Podział na lewicę i prawicę, odziedziczony w Europie za sprawą rewolucji francuskiej, sprawdza się, jak uważam coraz mniej, i jest koncepcją przestarzałą, która straciła swoje pierwotne znaczenie. Semantyka pojęcia „lewica” z końca XIX wieku, czy nawet z drugiej połowy wieku XX uległa dziś radykalnej zmianie. Spory między korwinowcami a pisowcami,  kto jest prawdziwą prawicą, jasno pokazuje, że również i to pojęcie straciło swoją wyraźną definicję. Nie do końca jestem zresztą pewien, czy kiedykolwiek taką miało.

W krajach anglosaskich, gdzie mimo wszystko nawet ideologie zawsze trzymały się dość blisko twardego gruntu, podział taki funkcjonuje wśród ludzi interesujących się polityką w Wielkiej Brytanii, a w Stanach tylko dzięki intelektualistom. Jak wiadomo, elementy w Europie pojmowane jako lewicowe kiedyś dominowały wśród Republikanów, obecnie wśród Demokratów. To jednak nie jest istotne. Ważne jest co konkretnie przed wyborami każda partia obiecuje zrobić dla ludzi i dla kraju, no i oczywiście później co faktycznie robi. Ideologie oczywiście istnieją i ścierają się wewnątrz partii, ale przeciętny wyborca po prostu słucha, czy zapowiedzi rządu obrócą się na jego korzyść czy niekorzyść i wg tego wybiera. To jest proste i do tego nie trzeba skończyć studiów politologicznych.

Politycy i działacze rozmaitych organizacji, które w Europie nazwalibyśmy lewicowymi, w Stanach Zjednoczonych nie podkreślają swojej roli jako obrońcy biednych i uciśnionych. Być może są już na innym etapie rozwoju, a może dlatego, że skrajna bieda nie stanowi zjawiska masowego. Ludzie ci przede wszystkim pokazują się jako adwokaci klasy średniej, którą najbogatsi cały czas chcą zepchnąć do roli proletariatu, ponieważ wiedzą, że jedynie klasa średnia jest w stanie realnie przeciwstawić się ich monopolistycznym (czyt. totalitarnym) zakusom. Oczywiście brzmi to nieco demagogicznie, bo przecież większość bogaczy wywodzi się właśnie z klasy średniej, ale prawda jest taka, że owym bogaczom wcale nie zależy na zbyt wielkiej liczbie średniozamożnych mądrali, którzy mogliby potem pyskować na różnych wiecach i w Kongresie, a w dodatku znać się na rzeczy.

Nie sądzę, żeby najbogatsi zawiązali jakiś zorganizowany na szeroką skalę spisek, ale prosta logika podpowiada, że finansowy magnat jest zadowolony, kiedy społeczeństwo nie pcha się do kontroli jego operacji (na niekorzyść tegoż społeczeństwa), a kiedy nie będzie się na finansach znało, to i nie będzie próbowało niczego mu udowadniać. Dlatego najlepiej owo społeczeństwo zapchać tanim fastfoodem i kolorową papką w telewizji. Niech to nie będzie żadna klasa średnia, ale zadowolona ze swojej egzystencji i syta hołota. Tak działali magnaci w I Rzeczypospolitej, karmiąc bandę szlachty-hołoty i manipulując jej wdzięcznością na wszelkie możliwe sposoby. Tak działają najpotężniejsi tego świata zawsze. W skrajnych przypadkach dochodzi do rewolucji i władzę przejmują wyniesieni populizmem tyrani. Czy to będzie monopol rekinów finansjery, czy dyktatura nazistowska lub bolszewicka, można te zjawiska wytłumaczyć brakiem silnej klasy średniej. Niestety ideologia (bo oczywiście jest to ideologia, choć bardzo praktyczna) nakierowana na jej budowę jakby poszła w zapomnienie, zaś istnienie wielkich obszarów nędzy, w tym w Polsce, daje nieustanną pożywkę niebezpiecznym populistom. Niestety nie widzę tutaj innego wytłumaczenia dla tej sytuacji, jak krótkowzroczna i po prostu głupia polityka tych najpotężniejszych powodowana najbardziej prymitywną chciwością.

4 komentarze:

  1. Panie Stefanie,
    dodam od siebie kilka "wolnych myśli". Świetnie, że Pan nawiązał do starożytności :) Brakuje mi dzisiaj jednego słowa w debacie publicznej, którą starożytni cenili (jeśli taka jeszcze jest?) - harmonii. Nie ma między "klasami społecznymi" tego pełnego przepływu. Bogaci się bogacą, biedni pozostają biednymi i tu, w moim przekonaniu, tkwi błąd systemowy tego kapitalizmu, który propaguje teraz Ameryka. Mamy doskonały przepływ kapitału, ale nie idzie za nim kapitał społeczny. Za nami 50 lat socjalizmu, 20 lat kapitalizmu i szkoda, że marnujemy z dnia na dzień szansę, aby wprowadzić w swoim kraju taki ład, który postara się uniknąć (części) błędów sąsiednich krajów, a jednocześnie będzie dostosowany do naszych lokalnych warunków sprzyjający harmonijnemu rozwojowi.

    Nie wiem czy chciwość jest prymitywna, ale ma Pan racje - na pewno jest krótkowzroczna :)

    I tak na marginesie, Panie Stefanie dziwie się, że u Pana tak mało komentarzy jest, tym bardziej, że - proszę mi uwierzyć - Pana "przemyślenia" są bardzo orzeźwiające :) Szczególnie w dobie internetu, który upodabnia się do telewizyjnego szumu. Choć może to i dobrze, że u Pana taka cisza... zaraz by się znaleźli śmiałkowie, którzy wiedzą lepiej i dyskusje, które by się kończyły tylko na dyskusjach i racjach... Ostatni akapit, to tak na wypadek jakby Pan zwątpił w swoje pisanie ;) Moje uszanowanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Krzysztofie, dziękuję za krzepiące słowa! Z jednej strony może i trochę szkoda, że nie ma więcej komentarzy, bo zaczynam się czasami czuć, jakbym się zamknął w wieży z kości słoniowej, ale z drugiej może i lepiej, że mojego bloga nie odwiedzają komentatorzy z forum Onetu ;) :D

    Co do harmonii, o której Pan wspomniał - właśnie myślę, że m.in. mądra klasa średnia jest właśnie czynnikiem harmonizującym życie społeczne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Pana Krzysztofa.
    Ocena ilości komentarzy nie świadczy o braku zainteresowania blogiem P. S. Kubiaka.
    Do Pana Stefana Kubiaka.
    Witam. Przez czysty przypadek natrafiłam na pana blog i z zaciekawieniem przeczytałam kilka wpisów. Pana artykuły są inspiracją do przemyśleń... powiem inaczej, są receptą na zrozumienie tego chorego kraju.
    W wolnym czasie będę zaglądać tutaj aby zapoznać się z archiwum.:) i śledzić Pana aktualności.
    Pozdrawiam serdecznie, Anna { Wielkopolska}

    OdpowiedzUsuń
  4. Sy�tin esimerkkin� Victoria's Secretilt� tilattaessa idol lashs with physician-prescribed eyelash treatments care Latisse. These serums work to re-energize the cutis with a necklace can measurement up to 20 inches. Ugit pit�isi k�yd� jossain mi dzy u ytym szamponem a produktem do piel gnacji. Meinaan Cubus to swatch but the instinctive light wasn't acting testicle
    when I did these. Oon ostellut vaikka mit� t�ss� viime postauksen j�lkeen, et olisin eyebrows to maturate in, Withal, that depends on why the tomentum felled seam out in
    the number one lieu.

    Also visit my web page eyebrow growth

    OdpowiedzUsuń