poniedziałek, 23 maja 2011

"Vae victis", czyli bardzo wybiórcza historia Anglii (2)


Feudalna kotłowanina, jaka panowała w Europie do końca średniowiecza, miała dla Anglii ten pozytywny skutek, że doprowadziła do końca klasę feudałów starego typu. Rodowe rycerstwo, którego tradycja sięgała Wilhelma Zdobywcy praktycznie wybiło się nawzajem podczas tzw. wojny dwóch róż (tak naprawdę róża była jedna, a drugą wymyślono już potem dla równowagi i pięknego efektu literacko-artystycznego). Poprzedzająca ją tzw. wojna stuletnia spowodowała również i to, że łucznicy, którzy nie byli szlachtą, a odgrywali niezwykle ważną rolę w bitwach, jakie Anglicy toczyli na polach Francji, uświadomili sobie swoją wartość również jako członkowie społeczeństwa.

Do końca średniowiecza wyczerpała się formuła eksploatacji chłopa poddanego (serf). Osobiste poddaństwo (serfdom) zanikło, a to spowodowało, że rozwój społeczeństwa angielskiego poszedł w zupełnie innym kierunku niż polskiego. Można zaryzykować stwierdzenie, że czasy Kazimierza Wielkiego to ostatni okres, kiedy jeszcze wszystko miało szansę na pomyślny obrót. Później ze stulecia na stulecie chłopu było już tylko gorzej. Tymczasem z wolnych i szanowanych warstw – mieszczaństwa i zamożnego chłopstwa, które ma szansę wejść do klasy gentry, Henryk VII może dobierać sobie urzędników całkowicie zależnych od niego. Henryk VIII również prowadzi tę politykę. Podobne zjawiska pojawiają się również np. we Francji, gdzie Burbonowie kreują szlachtę „sukni” (w odróżnieniu od starej szlachty „miecza”). W XVIII wieku w Rosji zrobi to samo Piotr Wielki, który wylansuje „dworian” zamiast starych bojarów.

Każdy słyszał o Henryku VIII, postaci niezwykle kontrowersyjnej. Był człowiekiem, który uważał się za „obrońcę wiary” i szczerze nienawidził reformacji. To jednak on doprowadził do zerwania z Kościołem rzymskim (choć do końca życia bronił Kościoła Anglii przed wpływami kontynentalnych „heretyków”). To on skonfiskował majątki klasztorne, zamykając same klasztory, a mnichów przepędzając. Bunty w obronie starej religii tłumił krwawo. Znowu wyrosła warstwa rządząca ściśle związana z monarchą, w której interesie było utrzymanie niezależności od Rzymu. Edward VI, chorowity a wielce pobożny chłopak, pozwolił swoim doradcom i wychowawcom na pchnięcie Kościoła Anglii w kierunku protestantyzmu europejskiego. Panowanie nieszczęsnej Marii, która za wszelką cenę chciała przywrócić stary porządek, okazało się niezbyt skuteczne, choć nie wiemy, co by się stało, gdyby pożyła nieco dłużej.

Elżbieta I nie ma litości dla buntujących się katolików. Za jej czasów w Ulsterze (dzisiejsza Irlandia Północna) pojawiają się pierwsi protestanccy osadnicy. Za panowania Stuartów będzie ich więcej – ze Szkocji i z Anglii. Katolicy oczywiście istnieją i nawet próbują spisków (Guy Fawkes w 1605, tzw. spisek prochowy mający na celu wysadzenie Parlamentu, choć istnieją tez teorie, że była to prowokacja mająca na celu kompromitację katolików w oczach społeczeństwa), ale pozycja ich przeciwników jest już nie do podważenia.

Szkoci, którzy w swojej masie stali się protestantami wcześniej do Anglików i to w postaci bardziej od Anglików radykalnej, po stuleciach walki o utrzymanie niezależności od południowych sąsiadów, zawsze popierający Francuzów („naturalnych” wrogów Anglików), w 1603 roku stają w obliczu objęcia tronu Anglii przez ich własnego króla, Jakuba VI. Jako Jakub I, pierwszy Stuart na tronie angielskim, przez niektórych uważany za uczonego idiotę, wymyśla sam termin „Wielka Brytania”, choć dużo jeszcze czasu upłynie zanim nazwa ta stanie się oficjalna. Zamówione przez króla tłumaczenie Biblii (The Authorised Version) staje się podstawą rozwoju angielszczyzny literackiej – i to po obu stronach Oceanu Atlantyckiego.

Szkoci mają jednak swoje ambicje, a próby narzucenia im hierarchii kościelnej na wzór angielski (biskupów), przynosi bunt, który trzeba stłumić siłą. Na to trzeba pieniędzy. Karol I (syn Jakuba) zwołuje więc parlament. A kto pamięta późniejszą rewolucję francuską, ten wie, co się dzieje kiedy monarcha zwołuje przedstawicieli narodu z braku pieniędzy. Niezadowoleni posłowie, zdominowani przez purytanów, a więc angielskich przeciwników Wysokiego Kościoła (czyli tego zorganizowanego hierarchicznie „po katolicku”), doprowadzają do wojny domowej, obalenia monarchii i egzekucji króla Karola. (Szybko mi się to napisało, ale rzecz była dużo bardziej złożona i trwała znacznie dłużej). Karol I, człowiek uparty i oderwany od rzeczywistości, jest w niektórych kręgach Kościoła Anglii czczony jako męczennik. Przez kolejną dekadę Anglia będzie krajem ponurym, gdzie wolno się modlić, pracować i się bogacić, ale z bogactwa nie korzystać (bo to grzech). Podobno w domu Olivera Cromwella wcale tak ponuro nie było, ale w kraju purytanie narzucili właśnie taki porządek.

To, że w 1660 roku na tron przywrócono Stuarta, Karola II, było m.in. wynikiem braku przywódcy odpowiedniego formatu, bo po śmierci Olivera Cromwella, jego syn okazał się totalną porażką, i okazało się, że nie ma nikogo, kto by miał jakiś pomysł na Anglię.

Wielka Brytania do dziś jest monarchią, a więc kontynuuje się tradycję sięgającą Wilhelma Zdobywcy. Oliver Cromwell doprowadził do największej dla monarchii zbrodni, mianowicie królobójstwa. John Milton, autor jednego z najważniejszych poematów w literaturze angielskiej „Raj utracony” (Paradise Lost), napisał nawet usprawiedliwienie dla tego czynu.

I na tym przykładzie możemy zaobserwować stosunek Anglików do historii własnego kraju. Przed Parlamentem, twarzą zwrócony ku opactwu westminsterskiemu, stoi piękny pomnik Olivera Cromwella. Monarchiczna Brytania oddała cześć „potworowi”, który monarchię obalił. „Ale przyczynił się do rozwoju Parlamentu”, odpowie pierwszy lepszy Anglik i za te zasługi pomnik mu się należy. John Milton zaś uważany jest za jednego z największych poetów angielskich… bo on po prostu „wielkim poetą był”, a jego poglądy polityczne z perspektywy czasu nie wydają się tak ważne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz