czwartek, 26 maja 2011

"Vae victis", czyli bardzo wybiórcza historia Anglii (4)

Bezwzględność dziejów Anglii najlepiej ilustruje los warstwy biednych i średnich chłopów, którzy nie przestawili się na nowy typ myślenia. Termin „rewolucja agrarna” w odniesieniu do Anglii jest mało znany, ponieważ podręczniki szkolne kładą nacisk na „rewolucję przemysłową”. Słabością terminu „rewolucja agrarna” jest też fakt, że trwała ona niemal dwieście lat, stąd tak naprawdę trudno mówić o rewolucji. Od czasów Tudorów do połowy XVIII wieku trwało tzw. „ogradzanie”, czyli zawłaszczanie wspólnej ziemi, należącej do całej społeczności danej wsi i między nią podzielonej na zasadzie użytkowania (nie własności). Od XVI wieku wielcy właściciele ziemscy zaczęli takie „wspólne grunty” zawłaszczać i ogradzać. Najczęściej w celu przekształcenia ich w pastwiska dla owiec, co wówczas było najbardziej opłacalne.
            Na prawie do ogrodzenia (enclosure) ziemi mogli skorzystać też zamożni chłopi, którzy potrafili przedstawić dokument własności. Ponieważ większość chłopów nie wiedziała jak się wystarać o taki akt, była z ziemi, na której żyła, rugowana. W ten sposób zamożni chłopi powoli przedostawali się do stanu ziemiańskiego „gentry”, a bogata arystokracja ziemska bogaciła się jeszcze bardziej.
            Sytuacja wyglądała mniej więcej tak, że do połowy XVIII wieku praktycznie znikła klasa chłopska jako taka. Farmerzy, którzy zachowali własność ziemi, byli po prostu przedsiębiorcami działającymi na zasadach rynkowych (kapitalistycznych). Cały sposób pojmowania siebie jako „chłopów” znikł. (Przy okazji przypomnijmy, że warstwa chłopów poddanych – serfs, zanikła wraz z końcem średniowiecza). Owszem bogaty właściciel ziemski mógł wydzierżawić kawałki swojej posiadłości drobniejszym farmerom, ale to się odbywało na zasadzie ściśle rynkowej, nie mającej nic wspólnego z systemem feudalnym.
            Przypomnijmy sobie, do kiedy trwał stary porządek wywodzący się wprost z feudalizmu w Polsce. W wielu jej regionach do komunistycznej reformy rolnej! Polscy rolnicy natomiast to w prostej linii potomkowie chłopów pańszczyźnianych, bo przecież w czasach kiedy Europa Zachodnia przechodziła na system czynszowy, u nas z roku na rok zwiększano dni pańszczyzny, sprawiając, że w XVIII wieku sytuacja polskiego chłopa była dużo gorsza niż w średniowieczu. Osobistą wolność, a potem również ziemię (przynajmniej częściowo) nadają mu zaborcy!
            Tymczasem tysiące angielskich chłopów było bezlitośnie rugowanych z własnej ziemi, którą oni i ich przodkowie uprawiali od stuleci. Kto wiedział, jak „załatwić” sobie dokument i miał pieniądze na budowę ogrodzenia (to też było ważne!), ten sobie ziemię zawłaszczał i ogradzał. Pozbawieni środków do życia wieśniacy, którym nie udało się załapać do pracy u ziemianina, ruszali do miast. W jakimś sensie rewolucja przemysłowa, choć z jednej strony pozbawiała pracy rzesze rzemieślników, zapewniała zatrudnienie za głodową stawkę tymże „niezagospodarowanym” chłopom. Kiedy Fryderyk Engels pisał o położeniu klasy robotniczej w Anglii i odnosił się do czasów sobie współczesnych, popełniał nadużycie, ponieważ za jego życia warunki życia robotników były już o wiele lepsze. Gdybyśmy jednak przenieśli jego obserwacje koniec wieku XVIII, byłyby ze wszech miar słuszne. Autorzy podręczników do historii próbowali i nadal próbują wzruszyć uczniów faktem, że gdyby żyli w Anglii przełomu XIX i XX wieku, musieliby już ciężko pracować po 16 godzin na dobę za kromkę chleba.
            W XVIII wieku wśród przybyszów do miast panował nie tylko kapitalistyczny wyzysk, ale również poczucie beznadziei topionej w ginie – najpopularniejszym wówczas napoju alkoholowym. Kogo to wzruszało? Praktycznie nikogo! Owszem, pojawiali się myśliciele głoszący potrzebę zmiany nieludzkich warunków życia robotników, ale nikt się nie zajmował tym, że oni najpierw zostali wyrzuceni z własnej ziemi i z własnej wsi.
            Gospodarka agrarna nowego typu sprzyjała zwiększeniu produktywności. Niejaki Jethro Tull (tak, na cześć tego człowieka nazwała się grupa rockowo-folkowa w latach 70. ubiegłego stulecia) wprowadził w swoim gospodarstwie szereg maszyn rolniczych. Tak samo jak w przemyśle, tak samo w rolnictwie, Anglia zaczęła przodować na tle Europy. Lepsze plony to więcej żywności dla rozrastającej się populacji. Na dobrą sprawę więc, rewolucja agrarna, mimo osobistej tragedii tysięcy ludzkich jednostek, społeczeństwu jako całości wyszła na dobre. I znowu – zero sentymentów. Nie było jeszcze związków zawodowych czy innych zrzeszeń, które mogłyby rugowanych z ziemi reprezentować i bronić. Słabsi musieli odejść. Ci, którzy ogrodzili sobie ziemię, byli sprytniejsi i bardziej bezwzględni. To oni jednak wprowadzili rolnictwo angielskie na wyższy poziom. Zanikły stare obyczaje ludowe, a kraj pokrył się lasem kominów. Procesu zainicjowanego przez najbardziej chciwych nie dało się jednak ani cofnąć, ani nawet zahamować.
            Adam Smith w swoich „Badaniach nad naturą i przyczynami bogactwa narodów” wprost pisał, że system ekonomiczny, gdzie wszyscy wspólnie gospodarują i każdy zajmuje się po trochu wszystkimi zajęciami, a więc gdzie nie ma podziału na wyspecjalizowane grupy zawodowe i gdzie nie występuje własność prywatna, ludzie pozostają na bardzo niskim poziomie rozwoju cywilizacyjnego. Trudno się z tym nie zgodzić. Trudno się też nie zgodzić ze skądinąd smutnym faktem, że to chciwi i bezwzględni najbardziej się do tego rozwoju przyczyniają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz