poniedziałek, 11 czerwca 2012

Książkowe "Mistrzostwa Europy"


Żyjemy w czasach, w których cieszyć powinna każda inicjatywa zmierzająca do propagowania czytelnictwa i rzeczywiście cieszy. Czasami jednak akcje pewnych osób przybierają formy tak absurdalne, że nie usprawiedliwia ich nawet szlachetny cel.

Pisałem niedawno o tym, co myślę na temat wszelkiego rodzaju rankingów układanych przez czytelników. Listy „książek najlepszych” lub „książek wszechczasów”, albo takich, które „musisz przeczytać przed śmiercią” to najczęściej arbitralne wybory autorów tychże. Postawienie nawet najlepszego kryminału Stiega Larssona (sfilmowane lubię, czytać niekoniecznie) obok np. Dostojewskiego, albo Jamesa Joyce’a obok Tyrmanda, to jakieś co najmniej wielkie nieporozumienie.

A tymczasem pewna grupa na Facebooku o prowokującej nazwie „Book z wami”, którą „zalubiłem” jakiś czas temu, bo jak na początku wspomniałem, wszystko, co się z czytelnictwem wiąże, uważałem za warte popierania, ogłosiła książkowe „mistrzostwa Europy”, na podobieństwo tych piłkarskich. Zestawiają więc po dwa tytuły, a ludzie głosują. Dzisiaj się dowiedziałem, że Imię róży Eco „zadziwiająco łatwo” pokonało Cień wiatru Zafona. Cień wiatru akurat mi się bardzo podobał jako urocza rozrywka wakacyjna, ale zwycięstwo książki Umberto Eco nie powinno chyba budzić żadnych wątpliwości.

Ponieważ umknęły mi najwidoczniej wcześniejsze wpisy grupy, nie bardzo rozumiałem, na czym polega zasada ustalania zwycięzców, więc wszedłem na owej grupy „oś czasu”. To, co tam przeczytałem, zdjęło mnie zgrozą.

Otóż pisano o meczu Faust kontra Jesień średniowiecza, a więc naprzeciwko siebie ustawiono dramat pisany wierszem i naukowe opracowanie historyczne. Przypomniała mi się pewna prowokacja, jakiej dokonał mój zmarły przyjaciel wobec dwóch swoich nastoletnich sąsiadów (połowa lat 80. ubiegłego stulecia): „To kto wg was jest lepszy, Bruce Lee, czy Pink Floyd?” „Jasne, że Bruce Lee’, bez cienia wahania odpowiedziały bałuckie łobuziaki. Pytanie mojego druha było jednak żartem nastawionym na konkretny efekt. Czym jest jednak porównywanie arcydzieła dramatu autorstwa Goethego z rzetelną, acz oczywiście świetnie napisaną pracą badawczą historyka Johana Huizingi? Na myśl przychodzą oczywiście uwagi spod mojego ostatniego wpisu na temat dzielenia tekstów na kategorie. W końcu Mommsen dostał Nobla z literatury, choć napisał monumentalne dzieło historyczne, a stało się tak z powodu braku takiej kategorii. Co innego jest jednak unikać kategoryzacji tekstów, tam gdzie nie ma takiej potrzeby, a co innego jest zestawianie ich w celach porównawczych.

Kiedy przeczytałem, że Wiedźmin wygrał z Iliadą Homera, to przy całym szacunku dla Andrzeja Sapkowskiego i jego twórczości, „wymiękłem”. Pomyślałem sobie, że może ja i jestem „trickster” i autorytetom się nie kłaniam, przewrotny bywam i obrazoburczy (tak mi się przynajmniej wydaje w zarozumiałości swojej), ale chyba jednak pewnego Rubikonu nigdy nie przekroczę.  „Odkliknąłem” lubienie grupy „Book z wami”, bo tam, gdzie z naprawdę wartościowej rzeczy robi się coś na poziomie „Szansy na sukces” czy innego „You can dance”, nie chcę przynajmniej, żeby mi się kojarzyło z książkami. Mam do nich zbyt wiele szacunku.

3 komentarze:

  1. Stefan, przecież to zabawa ;) Nie śledziłam tego dokładnie, ale wcześniej były jakieś "eliminacje" i wybierano te książki do zestawień. Nic dziwnego, że "Wiedźmin" wygrał, bo bardzo niepatriotycznie byłoby stawiać na Greków ;).

    Zestawienia kanonu literatury wysokiej z popkulturą rzeczywiście nie ma zbyt wielkiego sensu, ale co tu dużo kryć większość ludzi czyta fantastykę i kryminał a nie Joyce'a. I ja wcale nie postrzegam tego jako fenomenu negatywnego. Skandynawski kryminał, na przykład, to kawał dobrej prozy, mocno zakorzenionej w europejskiej tradycji realistycznej i przedstawiającej solidne tło społeczno-kulturowe.

    Czytam sporo literatury niższego nurtu, bo po prostu sprawia mi to przyjemność. A czytanie niekoniecznie musi być czynnością elitarną. Jak się ludzie chcą bawić, to niech się bawią - co w tym złego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że ludzie czytają różne rzeczy, a w większości kryminały i fantasy. I faktycznie nie ma w tym nic złego. Drażnią mnie jednak tego typu "zabawy", które całość spłycają i na dobrą sprawę nie wiadomo czemu służą. "Nie porównuje się szampana do coca-coli", jak powiedziała Maria Callas.

      Usuń
  2. True story, nie porównuje się. Można było lepiej określic kategorie ;)

    OdpowiedzUsuń