środa, 6 czerwca 2012

O autostradach przed Euro2012, czyli "langsam, langsam, wir wollen Spass haben"


Stoimy sobie z kolegą w jego warsztacie samochodowym i rozmawiamy. Właśnie wrócił z Holandii. Najszybsza droga przez Niemcy, to oczywiście autostrada i nią też jechał. Przy okazji stwierdził, że wbrew temu, co do tej pory wszyscy dookoła mówią, że w Niemczech „jedziesz jak po stole”, niemiecka autostrada aż taka równa nie jest, ponieważ nawierzchnia nie jest wieczna i się psuje. Stąd zresztą liczne remonty po drodze. „Jak po stole” to się akurat jechało po polskiej stronie, gdzie autostrada jest nowa. Oczywiście takie było osobiste odczucie mojego znajomego. Ja mu akurat wierzę, ale kto może i chce, niech sam sprawdzi.

Tuż po przekroczeniu granicy, już po polskiej stronie, znajomy mój nawiązał sympatyczną rozmowę z dwiema parami niemieckimi. Jeden z mężczyzn był Polakiem od lat mieszkającym w Niemczech (swoją drogą ciekawa historia – najpierw bauer, u którego pracował jego ojciec, uchronił go, tzn. ojca, od wywiezienia do Niemiec, a później ten uchronił go od losu wielu Niemców po wkroczeniu Armii Czerwonej), zaś drugi Niemcem. Jedna z kobiet chyba miała polskie korzenie, bo rozumiała rozmowę, ale chyba w mowie była słabsza.

Wiem, że wtrącanie tych szczegółów niczego do meritum nie wnosi, ale to taka moja słabość.
Do rzeczy więc! Otóż mężczyzna mówiący po polsku miał starą mapę, na której nie zaznaczono jeszcze polskich autostrad. Dlatego kontynuując jazdę autostradą już po polskiej stronie, był bardzo zdziwiony. Ponieważ polski Niemiec czy też niemiecki Polak wraz z żoną i zaprzyjaźnionym małżeństwem jechali do Warszawy na Euro 2012, znajomy mój poinformował ich, że należy jechać prosto autostradą i tylko koło Łodzi trzeba się liczyć z objazdem trasą gorszej jakości.

- Ależ my wcale nie chcemy jechać autostradą – odpowiada gość zza zachodniej granicy. – A jaka to przyjemność jechać autostradą? Oglądać ekrany po bokach? Przecież w ten sposób niczego nie zobaczymy, a my chcemy trochę pozwiedzać!

Niemiec, który po polsku nie mówił też coś wtrącił, co ten mówiący po polsku przetłumaczył. Okazało się, że oba małżeństwa marzyły o tym, żeby zwiedzić po drodze Polskę. Dlatego jechali odpowiednio wcześniej, zamówili sobie po drodze dwa noclegi i chcieli jechać zwykłymi szosami. Wszyscy chcieli bardzo zobaczyć, jakie zmiany nastąpiły w Polsce po czterdziestu latach, bo jak się okazuje, niektórzy z nich byli u nas jeszcze w latach 70.

Kiedy mój znajomy napomknął, że bliżej Warszawy będą musieli się liczyć z korkami, jego rozmówca stwierdził, że to przecież normalne, bo tam gdzie zbiera się większa liczba samochodów, tam tworzą się korki. W Niemczech w końcu znają korki bardzo dobrze.

Piszę o tym po to, żeby ukazać pewien sposób myślenia normalnego człowieka z Zachodu. Panika rozsiewana przez rozhisteryzowanych dziennikarzy jest mało uzasadniona. Oczywiście rozumiem, że chcemy i powinniśmy wypaść jak najlepiej. Kiedy zapraszam do siebie gości, też się staram, żeby ich podjąć jak najlepiej i cierpię, kiedy nie wyjdzie mi jakaś potrawa, którą chciałem się popisać. Na szczęście zawsze się okazuje, że jeżeli ludzie chcą się dobrze bawić, to się bawią, a jedno nieudane danie nie wpływa na ogólny poziom dobrego samopoczucia. Oczywiście wszyscy chyba znamy z rodzinnych imprez różnego rodzaju ciotki-krytykantki, które zawsze znajdą dziurę w całym, ale nie musimy się nimi aż tak bardzo przejmować.

Nie znaczy to, że nie powinniśmy zrobić wszystkiego, co w naszej mocy, żeby wypaść jak najlepiej. Na mistrzostwa piłkarskie mamy to, co najważniejsze – stadiony. Mamy też bazę noclegową i gastronomiczną. O polskich autostradach być może napisze jakiś zagraniczny złośliwiec, ale jak na razie jak zwykle sami okazujemy się największymi masochistami z upodobaniem krytykując wszystko, co się da skrytykować.

Mówiąc szczerze mam sporo obaw co do organizacyjnego powodzenia samej imprezy. Jeszcze więcej co do jej długofalowych następstw. Jeżeli całe przedsięwzięcie się zwróci, będę szczęśliwy. Jeżeli stadiony będą na siebie później zarabiały, będę wniebowzięty. Gorzej będzie, jeżeli spełnią się czarne wizje tych, którzy twierdzą, że te stadiony to będzie teraz skarbonka bez dna, do której będziemy musieli nieustannie wrzucać nasze pieniądze. Takie czarnowidztwo jednak na nic się nie teraz nie zda, bo niczego już nie da się cofnąć. Jedyne, co nam pozostaje, to myśleć „do przodu”. Na czas igrzysk natomiast proponuję się wyluzować i dobrze się bawić. Potem prawdopodobnie czeka nas sporo sprzątania, niewykluczone, że również tego metaforycznego, ale właśnie – to potem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz