niedziela, 5 czerwca 2011

Autonomia uczącego się, czyli wiedza a wykształcenie (5)


Obecnie ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego zaangażowało się w propagowanie kierunków technicznych i ścisłych. No wspaniale, ale dlaczego dzieciakowi, który się garnie do naprawy samochodu w wieku lat 13 każe się uczyć o poetach romantycznych, o których wkrótce i tak zapomni, a chleba z nich jeść nie będzie? Ja nie mam nic przeciwko poezji romantycznej, ale uważam, że nie wolno gasić ludzkiego zapału i marnować potencjału młodych ludzi, zmuszając ich do czegoś, co jest po prostu nie dla nich i oni sami o tym wiedzą.
Na „wyrównywaniu szans” w wydaniu polskim (zresztą amerykańskim też), tracą wszyscy i ci zorientowani akademicko, bo nikt się nimi należycie nie zajmie, jak i ci, którzy chętnie sprawdziliby się w wykwalifikowanej pracy fizycznej, którymi tym bardziej nikt się nie zajmuje, a karmiąc mrzonkami o „wykształceniu” (czy. papierku) marnuje ich zapał i potencjał, w dodatku wpędzając w dodatkowe kompleksy z powodu niepowodzeń w nauce przedmiotów humanistycznych.
Przede wszystkim zniszczono autonomię, czyli naturalną chęć poszerzenia wiedzy w kierunku, który człowieka interesuje. Tego nie robiła zamordystyczna komuna. To zrobił system, który jest… tutaj chciałbym użyć jakiegoś przymiotnika, ale jedyny, jaki mi przychodzi do głowy to … nijaki!
Młodzi ludzie, nawet ci (a może przede wszystkim ci), którzy przychodzą na wyższe uczelnie, często nie tylko nie wiedzą czego chcą, ale nawet nie wiedzą co mogliby chcieć. Nie wiedzą, bo nikt im tego wcześniej nie powiedział. Może dlatego, że nauczyciele, jak i rodzice, sami mają słabą orientację w świecie rzeczywistości niewirtualnej. Pracownicy uczelni też nie są przygotowani do pracy z autonomicznym studentem, czyli studentem par excellence, takim jaki był student od średniowiecza aż do lat komuny, kiedy zaczęła się „sprzedaż wiązana”. Niemniej nawet wtedy, jeśli młody człowiek wiedział, czego chce, to znajdował sposoby na osiągnięcie tegoż.
Will Hunting, bohater filmu Gusa van Santa z 1997 roku, wyśmiewa studenta Harvardu uprzednio dając mu nauczkę w intelektualnej dyskusji. „Płacisz ileś tam tysięcy dolarów za semestr za coś, co mógłbyś mieć za darmo idąc po prostu do biblioteki publicznej” (cytat z pamięci, ale sens oddany). Niech to na razie posłuży za podsumowanie istoty autonomii studenta/ucznia, a także za ilustrację prostej różnicy między wiedzą a wykształceniem (oświatą/edukacją).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz