niedziela, 19 czerwca 2011

Praca a płaca, czyli za co chcemy być (wy)nagradzani (5)


Na wysoki poziom niechęci jaki często muszą wobec siebie przyjąć, narażeni są również artyści i np. prezenterzy telewizyjni. Niektórzy z nich (zwłaszcza ci ostatni) zarabiają olbrzymie pieniądze. Niemniej nikomu chyba nie przyjdzie do głowy rozumować w ten sposób, że za ten stres należy im się rekompensata. To byłoby, jak mniemam, poniżej ich godności. Artysta, który dużo zarabia (bo oczywiście istnieje cała masa tych przymierających głodem z dziewiętnastowiecznych stereotypów). Artyście płaci się, ponieważ ludzie chcą jego dzieł, lub jego samego, jeżeli to np. aktor czy muzyk. Jeżeli nie chodzi o układy i dojście do konfitur dzięki znajomościom z odpowiednimi ludźmi, to znowu prawo popytu i podaży odgrywa rolę podstawową.

W którymś ze swoich wpisów sprzed kilku, a może kilkunastu miesięcy wspomniałem żal aktora Piotra Skargi z początku lat 90., którego ówczesne zgorzknienie brało się stąd, że ówczesne władze nie odwdzięczyły się aktorom za ich wkład w obalenie komuny. Wykorzystywanie aktorów i w ogóle artystów, jak i intelektualistów przez władze w celach ideologicznego umocnienia rządzących, to cecha ustrojów totalitarnych. Swoich aktorów miał Stalin. Miał też Hitler. W warunkach wolnego rynku, aktor staje się tym, czym był w XIX wieku, a czasem tym, czym był w średniowieczu – komediantem do bawienia ludu. Nieliczni wznoszą się na wyżyny swojego kunsztu i wtedy cały świat ich podziwia. Tak było np. z Heleną Modrzejewską, która dzięki swojej osobowości, pracowitości, talentowi ale również silnemu poczuciu godności, tak bardzo się wyróżniała na tle różnego rodzaju szansonistek i aktoreczek z prowincjonalnych teatrów. Gwiazdorstwo typu hollywoodzkiego jeszcze nie było wynalezione.

Gwiazda to kategoria zupełnie inna. Owszem, bywa, że osoba nazwana gwiazdą jest faktycznie osobą utalentowaną, która w swoim zawodzie osiąga mistrzostwo. Gwiazdą może jednak zostać umiejętnie lansowane zupełne beztalencie. Takich przykładów namnożyło się zwłaszcza w ostatnich czasach, ale trudno tu kogokolwiek winić. Ktoś lansuje, a ktoś to kupuje. Ten, co kupuje, ten płaci i na tym polega cała tajemnica. Popyt i podaż prawie w czystej postaci. „Prawie”, bo istnieją grupy, które owe pozbawione talentu „gwiazdy” podsuwają widzom, a przecież mogłyby podsuwać zupełnie kogoś innego, kto wykazałby się większymi umiejętnościami zawodowymi. Swego czasu Jan Nowicki, prawdziwy aktor (prawdopodobnie na dzisiejszy gust zbyt „aktorski” właśnie, a więc zbyt sztuczny) uwielbiał publicznie krytykować braci Mroczków za to, że ktoś taki jak oni w ogóle się pojawił na planie serialu, a więc w miejscu do niedawna przeznaczonego dla ludzi z wykształceniem aktorskim. Bracia robią wrażenie sympatyczne, ale co do ich gry, trudno się z Janem Nowickim nie zgodzić. Ktoś jednak zechciał ich zatrudnić, publiczności chyba się spodobali i mogli zarabiać pieniądze, o których chyba większość Polaków może pomarzyć. Czy jest w tym coś złego? Nie oceniałbym tego w ten sposób. Skoro jest popyt na takich „aktorów” to ktoś zapewnia podaż po prostu.

Jeśli aktorzy czytają komentarze na forach internetowych, to z pewnością cierpią straszliwie. Wiem, że większość z nich to ludzie naprawdę bardzo wrażliwi, a często przewrażliwieni na punkcie własnych osób i że wszelka krytyka naprawdę ich boli. Co prawda ludzie nie nienawidzą ich tak jak polityków z nie swojej partii, ale w okazywaniu niechęci owi ludzie potrafią być niezwykle perfidni. Jak jednak wspomniałem, aktorzy, czy artyści w ogóle, ustalając cenę za swoją pracę, nie biorą chyba pod uwagę czynnika rekompensaty za strach przed nieżyczliwą publicznością. Być może powinni, ale to i tak nie miałoby większego wpływu na faktyczną wysokość ich wynagrodzenia, ponieważ liczy się raczej to, ile teatr, film czy telewizja chcą im zapłacić.

Skąd się biorą wysokie gaże prezenterów telewizyjnych, jest zagadnieniem dość skomplikowanym. Jeżeli płaci im telewizja prywatna, to nie ma problemu. Jeżeli publiczna, która ciągle „bierze publikę na litość” (czasami próbuje straszyć), tłumacząc, że trzeba płacić abonament, bo brakuje pieniędzy na pewne programy, nasuwa się natychmiastowa podpowiedź – obciąć „gwiazdorskie stawki” i już będzie więcej pieniędzy na „misję”. Czynnik szantażu ze strony znanego prezentera nie powinien być aż tak istotny, ponieważ cała Polska roi się od chętnych do zajęcia ich miejsca. Tutaj trzeba jednak brać pod uwagę czynnik, o którym pisałem jako o jednym z pierwszych, a mianowicie stopień profesjonalizmu. Nie mówię tu o obiektywizmie, który wydaje się w zawodzie dziennikarza czynnikiem najważniejszym, a równocześnie rzadko kto się łudzi, że ktokolwiek z prezenterów naprawdę jest obiektywny. Ten temat zostawmy jednak na boku. Nie chcę się tutaj wdawać w szczegółowe analizy poszczególnych elementów składowych profesjonalizmu prezenterskiego. Niemniej wystarczy włączyć jakiś lokalny program telewizji kablowej, czy jakieś lokalne stacje telewizyjne z własnymi prezenterami, że dostrzec różnicę między profesjonalizmem a amatorszczyzną.

Doskonale pamiętam telewizję Szczepańskiego, czyli tę z lat 70. Kiedy po stanie wojennym szereg znanych z poprzedniej dekady dziennikarzy i prezenterów zastąpili ludzie znikąd, zwykłe odczytanie wiadomości w dzienniku stały się drętwe, beznamiętne i przez to mało atrakcyjne. Wysoki poziom profesjonalizmu prezenterskiego został odbudowany chyba dopiero pod koniec lat 90. Za jakość warto zapłacić, choć nie zaszkodzi się potargować, a niejednemu zarozumialcowi utrzeć nosa też by się od czasu do czasu przydało.

Podsumowując, gdybyśmy analizowali składowe wynagrodzenia tzw. gwiazd, rekompensaty za niechęć tych nastawionych krytycznie sami zainteresowani pewnie by nie umieścili. Natomiast z pewnością mówiliby o ciężkiej pracy, o hektolitrach potu i swoim talencie, który dostarcza widzom/odbiorcom wzruszeń. Może niektórzy mogliby mówić o swojej roli jako tych, którzy kształtują w ludziach szlachetne myślenie czy też przyczyniają się do utrwalenia wartości moralnych. Takiego argumentu mógłby jednak użyć tylko bufon, a choć wśród „gwiazd” takich nie brakuje, nikt się do tego nie przyzna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz