niedziela, 26 czerwca 2011

Potencjalny problem polskiego baristy we Włoszech, czyli zapożyczenia w tłumaczeniach

Napływ nowych słów z języków obcych jest zjawiskiem nieuniknionym. Zapożyczaliśmy obce słowa od samego początku kształtowania się polszczyzny, ponieważ na wiele zjawisk, które przyszły wraz z cudzoziemcami, nie mieliśmy własnych określeń. Język polski nie jest tu oczywiście jakimś wyjątkiem, ponieważ inne języki zapożyczały się i nadal zapożyczają również. Przoduje tutaj chyba język angielski, gdyż w świecie posługującym się tym językiem, nie ma żadnej „akademii” czy innej instytucji przepuszczającej przez swoje sito słowa, które staną się angielskimi, a zatrzymującej słowa, których w języku angielskim by nie chciano. Tam co jakiś czas sprawdza się, czy jakieś słowo jest już na tyle często używane przez rodzimych użytkowników angielszczyzny, że można je uznać za jej cześć i umieszcza się takie słowo w słowniku.
            Tutaj mogą się pojawić pewne rozbieżności między poszczególnymi wydawcami (Oxford, Cambridge, Pearson-Longman, McMillan itd.), ale również między Brytyjczykami, Amerykanami i Australijczykami. I tak, np. w amerykańskim Websterze (ta nazwa jest też dość zwodnicza, ponieważ, o ile dobrze pamiętam, istnieją cztery różne wydawnictwa przypisujące sobie prawo do tej nazwy) znajdziemy swojsko brzmiące słowo „kielbasa” (wyjaśnione jako „Polish sausage”), podczas gdy na próżno byśmy go szukali w słownikach wydanych w Wielkiej Brytanii.
            Generalnie język angielski ma największą liczbę słów w porównaniu z każdym innym językiem, a to dzięki ogromnej liczbie synonimów, które język ten niejako „zebrał po drodze” swojej historii. Niektóre wyrazy przychodziły do angielszczyzny dwa razy. Francuskie słowo „chef” (szef) pojawiło się już w średnioangielskim (a więc w czasach Geoffreya Chaucera) i przekształciło się w „chief”, a więc wódz, przywódca, główny, a także dowódca mechaników na statku parowym. W dziewiętnastym wieku francuski „chef” przyszedł do angielskiego jeszcze raz i tym razem zadomowił się bez zmian w wymowie. Obecny angielski „chef” odnosi się jednak tylko do szefa kuchni.
            Jak już wspomniałem, zapożyczenia są zupełnie normalne i o ile niepotrzebnie nie wypierają wyrazów rodzimych, są potrzebne. Nie chcę się tutaj wdawać w krytykę koszmarków językowych, jakie już się zakorzeniły w języku nauki (np. relewantny). Czasami z chęci nadania swojemu tekstowi znamion „naukowości” ludzie o słabej znajomości angielskiego potrafią wstawić np. frazę „dokument ten wylicza w sposób enumeratywny”, co jest po prostu masłem maślanym, gdyż „enumerate” znaczy po prostu wyliczać.
            Kiedy się słyszy młodych menadżerów lub specjalistów od marketingu z wielkich korporacji, włos się na głowie jeży. Całe mnóstwo angielskich słów używanych w polskich zdaniach i z dodaną polską fleksją to język owych młodych ambitnych krawaciarzy (młodych wykształconych z wielkich miast ;) ). Być może na niektórych laikach rozmowy w tym koszmarnym żargonie robią wrażenie niebywałego profesjonalizmu. Kto jednak ma trochę pojęcia o pochodzeniu i znaczeniu wymawianych przez nich słów, ten nieuchronnie musi ich traktować jak bandę kretynów. Nie znaczy to, że oni nimi faktycznie są. Wręcz przeciwnie, wielu to zapewne wysokiej klasy profesjonaliści, ale poprzez tak skandaliczne kaleczenie języka ojczystego, robią fatalne wrażenie. Kretynami natomiast z pewnością są ci, którzy brak swojej wiedzy fachowej pokrywają wiązanką słów, których być może sami nie rozumieją.
            Najśmieszniejsze sytuacje z wyrazami zapożyczonymi pojawiają się, kiedy trzeba przetłumaczyć jakiś tekst na język, z którego pochodzi taki wyraz. Dzieci w szkole podstawowej potrafią np. zapytać „A jak jest ‘traktor’ po angielsku?” Ale dzieci to dzieci i nie ma im się co dziwić. Kiedy jednak w dwóch sąsiednich zdaniach polski autor używa słów „ustrojowy” i „konstytucyjny” („konstytucyjny” niekoniecznie w znaczeniu „zawarty w konstytucji”) to w języku polskim uniknął powtórzenia poprzez zastosowanie synonimów – jednego polskiego, a drugiego pochodzenia obcego. Jeżeli zechcemy te dwa zdania przetłumaczyć na angielski, powtórzenia nie unikniemy, bo „constitutional” to po prostu ustrojowy. Oczywiście dobrze jest tutaj przekształcić jedno ze zdań, żeby powtórzenia uniknąć. Wtedy istnieje obawa, że autor oryginału może się na takie odstępstwo nie zgodzić.
            Ostatnio fascynuje mnie kariera słowa „barista” w języku polskim. Słowo to nie tylko możemy spotkać w kawiarniach, czy też „barach kawowych” z pretensjami do światowego poziomu. Kilkakrotnie słowa tego wręcz uczono w różnych kanałach telewizyjnych. „Barista” to specjalista od przyrządzania, a więc mielenia, parzenia i podawania kawy. Skąd do nas przyszło to słowo? Akurat do polszczyzny musiało przyjść z języka angielskiego, ponieważ właśnie w angielskim zaczęto go używać w takim a nie innym znaczeniu. Angielskie słowniki podają jednak pochodzenie samego słowa. Otóż „barista” to po włosku po prostu „barman” lub „barmanka”. Jeśli wejdziecie na polską Wikipedię i wpiszecie „barista”, pokaże Wam się odpowiednia definicja. Po lewej stronie są linki do tego samego słowa w różnych językach, m.in. w angielskim. Na próżno będziecie szukać „Italiano”. Włoskim wikipedystom nie przyszło bowiem do głowy, żeby objaśniać tak pierwotne słowo jak „barman”. Zasadnicze pytanie jednak brzmi, co ma sobie wpisać do CV polski specjalista od parzenia kawy, który marzy o pracy w swoim zawodzie we Włoszech. Jeżeli napisze, że jest „barista”, to wezmą go po prostu za barmana, a nie specjalistę od kawy. Myślę, że w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem będzie, jeżeli taki człowiek na wszelki wypadek nauczy się również nalewać piwo i mieszać mocniejsze alkohole z innymi składnikami. Wygląda na to, że wąska specjalizacja w tym wypadku nie popłaca .

3 komentarze:

  1. bardzo fajny blog! ja byłem baristą na studiach i po 10 latach robię dla siebie pyszną kawusie w domu. Umiejętności baristycznych się nie zapomina :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo się cieszę, że mogę znaleźć takie miejsce, w którym wiele się nauczę i dowiem, jeśli chodzi o radzenie sobie z językiem obcym. Ja akurat w planach mam nauczyć się języka angielskiego i wydaje mi się, że najciekawszą opcją będzie skorzystanie z oferty szkoły https://lincoln.edu.pl/ Uświadomiłam sobie, jak ważny jest język angielski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy blog przyznaje;) Po takim doświadczeniu na pewno można zaserwować przepyszną kawę. Ja w domu sobie taką robię, mam sprawdzony sklep https://www.cafesilesia.pl/pol_m_KAWA_WSZYSTKIE-MARKI_KAWA-HAUSBRANDT-202.html i tu się zaopatruje.

    OdpowiedzUsuń