wtorek, 3 stycznia 2012

Czym się kierować, czyli różne drogi do celu

Rozmaite są ścieżki dochodzenia do rzeczy wielkich i jeśli ktoś podaje proste recepty w postaci łatwych do zastosowania algorytmów postępowania, dopuszcza się nadużycia. Prawda jest bowiem taka, że choć faktycznie można wyróżnić pewne cechy charakteru ludzi sukcesu, które wydają się stałe, zaś ludzie ich pozbawieni wydają się skazani na niepowodzenie, to porównanie różnych karier ludzi, których nazywamy ludźmi sukcesu, jasno pokazuje, że wcale nie muszą być podobne.

Niektórzy twierdzą, że do osiągnięcia sukcesu wystarczy robić to, co robili ci, którzy już ten sukces osiągnęli. Być może jest tak w przypadku sukcesu w handlu ziemniakami lub innymi towarami pierwszej potrzeby. Konkurencja jest tam olbrzymia, ale jeżeli jakiś „mistrz” branży udostępni nam historię swojego życia, to być może uda nam się ją powtórzyć. Jednakowoż przy wszelkich spektakularnych sukcesach wynikających z twórczej zmiany oblicza naszej planety, tępe naśladownictwo może prowadzić do wielkiego rozczarowania i śmieszności. Nie można być drugim Henrym Fordem, Stevem Jobsem czy Billem Gatesem. Niejednokrotnie pisałem jak bardzo drażni mnie nazywanie kogoś nazwiskiem człowieka o światowej sławie poprzedzonym przymiotnikiem „polski/a”. Jest to żałosne, ponieważ wskazuje, że człowiek taki jest tylko czyimś odbiciem i to bladym. Prawdziwi ludzie twórczego sukcesu nie potrzebują porównań do jakichś wzorów, bo sami są niepowtarzalni.

Niedawno przygotowałem ćwiczenia z rozumienia ze słuchu dla swoich studentów, które oparłem o wykład Steve’a Jobsa na Uniwersytecie Stanford. Opowiedział trzy historie ze swojego życia. Jedną z nich nazwał „łączenie punktów”, co było nawiązaniem do prostej łamigłówki polegającej na łączeniu punktów liniami, co w rezultacie daje obrazek. Nie wiem, czy dzisiaj w czasopismach dla dzieci coś takiego drukują. Za moich czasów z pewnością tak było. Oczywiście Steve Jobs użył tego zwrotu jako metafory. Chodziło mu bowiem o to, że spotykają nas w życiu pewne rzeczy (punkty), które dopiero z perspektywy czasu możemy ze sobą powiązać i ułożyć sobie klarowny obraz tego, co nas doprowadziło do sytuacji, w której się aktualnie znajdujemy.

W przypadku Steve’a Jobsa jednym z takich punktów były jego studia, które porzucił po pół roku, stwierdziwszy, że jego przybrani rodzice wydają na nie fortunę, a on i tak z nich nie skorzysta. Co ciekawe jednak, nie przestał chodzić na kurs typografii. Uczęszczał na niego przez 18 miesięcy tylko dlatego, że zajmowanie się krojami czcionek wydało mu się bardzo atrakcyjne. Jak sam przyznał, nie miał wówczas zielonego pojęcia do czego mu się taka wiedza może przydać. Chcę to w tym momencie szczególnie podkreślić, ponieważ zarówno ja sam, kiedy byłem młody, jak i kolejne pokolenia uczniów i studentów, których uczyłem, niejednokrotnie zadają pytanie „A po co mi to? Do czego mi się to przyda w życiu?” Steve Jobs kompletnie nie wiedział do czego mu się przyda znajomość różnego rodzaju kroju czcionek, kiedy się ich uczył.

Ta wiedza przyszła po kilku latach, kiedy już opracowywał oprogramowanie dla swoich komputerów, w którym zastosował piękne kroje czcionek. Nagle jeden z punktów połączył z innym punktem i wyszła mu nowa jakość. Ważne jest jednak to, co powiedział w Stanfordzie, a mianowicie, że „punkty można łączyć wyłącznie patrząc wstecz, a nie w przód”. Te słowa wskazują na to, że Jobs nie wierzył w prekognicję, ale przede wszystkim świadczą o tym, że wcale nie miał od początku do końca jakiejś genialnej wizji swojego przyszłego przedsięwzięcia. To wszystko znaczy, że w jego życiu pojawiały się różne punkty, ale z samego tego faktu jeszcze nic nie wynika. Dopiero ich łączenie w pewną całość zaczęło owocować sukcesami. Ludzie naprawdę twórczy potrafią bowiem w genialny sposób wykorzystać to, co umieją, niekoniecznie pytając uprzednio po co to umieją. W tym wypadku pytanie „Do czego mi się to przyda?” z góry założoną odpowiedzią negatywną („do niczego!”) jest metodologicznie błędne, ponieważ prawidłowe pytanie brzmi „Jak by tu wykorzystać tę wiedzę?” Innymi słowy, „Jak powinienem połączyć te punkty, które na swojej drodze już minąłem, żeby nic się nie zmarnowało?”

Zupełnie inna była droga Soichiro Hondy, który najpierw założył swoją firmę motoryzacyjną, a dopiero potem, po dojściu do pewnego etapu, na którym zabrakło mu wiedzy na temat technologii, zapisał się na Politechnikę w Osace, aby niezbędną wiedzę nabyć. Tam dość szybko podpadł wykładowcom przedmiotów, na które nie  chodził, ponieważ tej konkretnej wiedzy, którą oni oferowali akurat on nie potrzebował. Chodził tylko na te zajęcia, z których wiedzę chciał wykorzystać do swoich bardzo ściśle sprecyzowanych celów. Zanim go skreślono z listy studentów, zdążył się nauczyć czego potrzebował i wdrożyć to w życie w swojej fabryce. Na dyplomie mu nie zależało.

Soichiro Honda od samego początku wiedział czego chce i co mu do osiągnięcia celu będzie potrzebne. Człowiek o tak klarownej wizji może sobie pozwolić na odrzucenie tego, co wg niego jest zbędne. Niewątpliwie tak precyzyjnie określony cel i niesamowita wiara w jego osiągnięcie w młodym wieku to olbrzymi atut. Wystarczy się jednak rozejrzeć wśród ludzi nie tylko młodych, ale i tych w sile wieku czy zupełnie starych, żeby się przekonać, że jakieś 95-99% z nas takiego daru nie posiada. Większość z nas miota się między własnymi niesprecyzowanymi pragnieniami a „dobrymi” acz sprzecznymi między sobą radami ze strony rozmaitych bardziej lub mniej życzliwych osób.

Dlatego wydaje mi się, że przykład Steve’a Jobsa jest bardziej „ludzki” i „dla każdego”, ponieważ każdy z nas jest w stanie w pewnym momencie się zatrzymać i „połączyć punkty”, czyli wszystko to, co do tej pory w życiu robił i się nauczył. Steve Jobs w swojej mowie do studentów Uniwersytetu Stanford zachęcał ich, żeby byli szaleni i żeby realizowali własne życie i własne marzenia, a nie cudze. To jest bardzo ważne, ponieważ, jak pisałem wczoraj, wielu z nas zdawszy sobie sprawę, że realizujemy już nie nasz plan tylko przychodzący do nas z zewnątrz, podświadomie się buntuje i torpeduje własne działania, na poziomie świadomym dziwiąc się własnej porażce. Odgadnięcie jednak tego, jakie są nasze prawdziwe pragnienia nie jest łatwe. Trzeba mieć naprawdę silną osobowość, żeby być w stanie odrzucić to, co nam oferują, najczęściej w zupełnie dobrej wierze, rodzice, nauczyciele, wykładowcy, czy szefowie w pracy. Trzeba mieć dużo odwagi, żeby rzucić np. ciepłą choć nudną i wcale nie najlepiej płatną posadkę i zacząć realizować swoje własne plany.

Na koniec zacytuję słowa samego Steve’a Jobsa, który mimo wszystko zachęca nas, żebyśmy to zrobili:

Pamiętanie o tym, że kiedyś umrzesz jest najlepszym sposobem jaki znam na uniknięcie myślenia o tym, że masz cokolwiek do stracenia. Już teraz jesteś nagi. Nie ma powodu, dla którego nie powinieneś żyć tak, jak nakazuje ci serce.

1 komentarz:

  1. Pamiętanie o tym, że kiedyś umrzesz jest najlepszym sposobem jaki znam na uniknięcie myślenia o tym, że masz cokolwiek do stracenia. Już teraz jesteś nagi. Nie ma powodu, dla którego nie powinieneś żyć tak, jak nakazuje ci sercem - cudne!

    OdpowiedzUsuń