niedziela, 8 stycznia 2012

Wilczy apetyt, czyli o akcjach i akcyjności

Nie żyjemy w czasach, kiedy faktycznie w przyrodzie występowała jakaś równowaga. Osobiście uważam, że równowaga w przyrodzie to też piękny mit. W pewnych rejonach świata pewne gatunki wyginęły wytępione przez inne gatunki bez interwencji człowieka. Nie o to jednak chodzi. Rzecz w tym, że niestety, skoro człowiek już tę równowagę naruszył, czasami musi w przyrodę interweniować. Wiedzą o tym leśnicy i myśliwi. Osobiście za tymi ostatnimi nie przepadam, ponieważ gdyby to byli ludzie, którzy faktycznie, tak jak lubią siebie przedstawiać, dbają o przyrodę i przyczyniają się do mądrej gospodarki leśnej, to jeszcze byłoby pół biedy. Są to jednak ludzie, którym przyjemność sprawia zabijanie zwierząt w sytuacji, kiedy wcale nie potrzebują mięsa tych zwierząt do jedzenia. Nie jest też prawdą, że są to ludzie, którzy polują na najsłabsze osobniki gatunku i w ten sposób przyczyniają się do jego wzmocnienia. Nie oszukujmy się, często jest wręcz przeciwnie – polują na najokazalsze i najzdrowsze osobniki.

Gdyby można było ufać myśliwym, tak samo jak gdyby można było ufać ekologom, czyli gdyby wszyscy ci ludzie robili to, co deklarują, że robią, stanąłbym jednak po stronie myśliwych, zaś w Bieszczadach pozwoliłbym im na sezonowy odstrzał wilka. Jeżeli ten środek byłby jednak zbyt drastyczny, dlaczego nie przeprowadzić akcji odłowu żywych watah wilczych i przenieść ich w inne rejony świata? Pamiętam z dzieciństwa takie akcje dotyczące populacji dzikich królików. Rzecz w tym, że nie ufam myśliwym, a ekologów, zwłaszcza po zastopowaniu przez nich budowy obwodnicy Augustowa, uważam za szalonych szkodników.

W Bieszczadach dodatkowym problemem jest, że państwo, które wzięło na siebie odpowiedzialność za szkody wyrządzone przez wilki, nie ma pieniędzy na wypłatę odszkodowań, w związku z czym tracą ludzie. Jakkolwiek bardzo jestem za ochroną przyrody  (m.in. dlatego zamieszkałem na Podlasiu), to gdziekolwiek ktoś chce z całego regionu zrobić wielki rezerwat, gdzie będą rządzić zwierzęta, mam mieszane uczucia. Owszem, niechby i tak się stało, ale wtedy ten, który to proponuje powinien utrzymać ludzi, którzy w tym rejonie mieszkają, lub zapewnić im mieszkania i pracę w innych rejonach kraju. Kiedy bowiem jakieś mieszczuchy wzruszają się losem zwierząt, automatycznie potępiają ludzi, którzy z tymi zwierzętami żyją na co dzień i którzy są w dużym stopniu sami częścią ekosystemu. Mieszczuchy nie są, ale chcą być „cool”, dlatego czy cokolwiek rozumieją czy też nie, z dzikim entuzjazmem przyłączają się do akcji.

Akcyjność może przynosić pozytywne skutki w postaci trwałych zmian w nawykach. Ma niestety tę wadę, że przyłączając się do akcji mało kto myśli i w ten sposób staje się przedmiotem manipulacji – często szlachetnej, ale równocześnie czasami głupiej czy wręcz szkodliwej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz