poniedziałek, 30 stycznia 2012

O pomyśle na Hollywood w Białymstoku (1)

Jednym z największych i najbardziej znienawidzonych wysiłków, jakich ludzie pragną uniknąć, kiedy tylko mogą, jest wysiłek umysłowy polegający na uczeniu się. Przyglądając się temu właśnie zjawisku, doszedłem już dość dawno do wniosku, że myślenie jednak boli, powoduje napięcie nerwowe, a to z kolei przekłada się na całkiem konkretne dolegliwości fizyczne. Z powodu unikania stresu wielu ludzi odczuwa wielką abominację do przyswajania wiadomości i umiejętności.

Opanowanie języka, którego nie nauczyliśmy się w dzieciństwie od naszych najbliższych, wymaga pewnej motywacji. Może nią być perspektywa lepszej pracy, albo atrakcyjnych podróży wakacyjnych lub też chęć nawiązania kontaktów z ludźmi spoza naszego kręgu językowego. Co jednak, kiedy proponowany język żadnego z tych punktów nie gwarantuje. Ba, być może wręcz przeciwnie, odizoluje nas od tych jakże atrakcyjnych możliwości i zamknie w coraz mniejszym getcie kulturowym?

Mam tutaj na myśli języki wymierające czy też te poważnie zagrożone. Za mojego życia zniknęła wersja języka gaelickiego z wyspy Man. Niewykluczone, że niektórzy z czytających te słowa doczekają naturalnego wygaśnięcia szkockiego gaelickiego, choć chciałbym się mylić. Irlandczycy niby narzucili naukę swojej wersji tego zachodnioceltyckiego języka dziatwie i młodzieży szkolnej, ale nie oszukujmy się – dla owej dziatwy jest on jak łacina. Na co dzień w domu najbardziej rdzenni Irlandczycy-katolicy mówią po angielsku. Procent użytkowników irlandzkiego gaelickiego jako naturalnego środka porozumienia między ludźmi kurczy się dosłownie z miesiąca na miesiąc.

W naszym sąsiedztwie obserwujemy systematyczny spadek populacji używającej języka białoruskiego. Kiedy Aleksander Łukaszenka po raz pierwszy wygrał wybory prezydenckie w swoim kraju, zupełnie legalnie, nastąpiło to m.in. dlatego, że dotarł ze swoim bardzo jasnym przekazem do zdecydowanej większości na co dzień posługującej się językiem rosyjskim: „towariszczi, wam nie nużno uczit’sja biełaruskowo”. Ta większość wybrała go na prezydenta i odetchnęła z ulgą, że nikt jej do jakiejś nauki nie będzie zmuszał. Jeśli więc białoruski na Białorusi wymrze, prawdopodobnie nikt po nim nie będzie płakał, oprócz wąskiej grupy świadomych historycznej roli tego języka w rozwoju Wielkiego Księstwa Litewskiego.

Na początku lat 90. ubiegłego stulecia, kiedy jeszcze „wszystko się zdarzyć mogło”, bo oto rozpadł się Związek Sowiecki, a „ciężka czapka Monomacha” naprawdę poważnie ciążyła albo pijanemu albo skacowanemu Borysowi Jelcynowi, wielu z nas, Polaków zainteresowanych polityką, wierzyło, że należy jak najsilniej wesprzeć młode państwo białoruskie, które m.in. będzie odgrywało rolę bufora między nami a Rosją. Tak naprawdę mało kto sobie wówczas zdawał sprawę z tego, jakie stosunki językowe panują na samej Białorusi. Entuzjaści odrodzenia polityki jagiellońskiej karmili się mitami, że oto Białorusini, w odróżnieniu od Ukraińców i Litwinów, to naród bardzo, ale to bardzo nam przyjazny, a niektórzy hiperentuzjaści wyrażali opinie, że Białorusini tak nas kochają, że najchętniej by się przyłączyli do naszej państwowości. Wszystkie te mrzonki były budowane na niczym nie uzasadnionych pobożnych życzeniach i „opowieściach drużynowego”.

W tym samym czasie entuzjaści odrodzenia niepodległej Białorusi (no może bardziej pojawienia się, bo trudno odradzać coś, co się było po raz pierwszy praktycznie nie narodziło, nie licząc epizodu pod koniec I wojny światowej) w samym tym państwie, ale również dość wąska grupa wśród mniejszości białoruskiej północnego Podlasia (czyli Białostocczyzny, bo mam na myśli Podlasie historyczne, a nie dzisiejsze województwo o tej nazwie) z kolei w swoich mrzonkach roiło o Wielkiej Białorusi terytorialnie obejmującej Wileńszczyznę i Białostocczyznę. Te „sny o potędze” zostały szybko utemperowane przez zwyczajną rzeczywistość, ale przez jakiś czas nurt białoruskiego nacjonalizmu był całkiem widoczny zarówno na samej Białorusi nawiązującej nawet godłem do Wielkiego Księstwa Litewskiego, no bo i do innej historycznej państwowości byłoby trudno nawiązać, jak i wśród mniejszości białoruskiej w Polsce. Potem przyszedł Łukaszenko, bo, jak sądzę, większość obywateli Białorusi nie dała się porwać fali tegoż entuzjazmu między innymi dlatego, że nie chciała się uczyć języka „babuszek iz dieriewni” (babć z wiosek). Wielu użytkowników języka rosyjskiego białoruskim bowiem gardzi, uważając go za język niewykształconych wieśniaków. Smutna to prawda, bo często takie opinie wyrażają dosłownie wnuki owych „babuszek”.

Co ciekawe, w Polsce wielu mieszkańców podlaskich wsi, gdzie na co dzień używa się jeszcze języka białoruskiego, kiedy wyjedzie do miasta, lub kiedy ma do czynienia z „miastowym”, przechodzi na czystą polszczyznę, zaś o swoim języku wyraża się z lekceważeniem jako o „mowie prostej”, co oznacza ni mniej ni więcej, tylko coś podobnego do stosunku mieszkańca wsi kieleckiej do swojej gwary. W domu mówię swoim wiejskim dialektem, ale w urzędzie staram się używać polszczyzny literackiej (no, tak naprawdę to może telewizyjnej).

Wydziały białorutenistyki, czy to w Warszawie czy w Białymstoku świecą pustkami z braku kandydatów na studia. Dlaczego? Odpowiedź przecież każdy może dać sobie sam, bo logika jest tutaj okrutna i nieubłagana – co niby mieliby ci ludzie robić z samym białoruskim? Rusycystykę i owszem, można studiować, bo po tym można się np. zatrudnić w firmie handlującej z Rosją, a po białorutenistyce?

Wielkim pomysłodawcą odrodzenia polskiej polityki jagiellońskiej, skierowanej ku naszym bezpośrednim wschodnim sąsiadom był ś.p. Jerzy Giedroyć, wielki patriota oraz znany publicysta i współzałożyciel paryskiej „Kultury”. Obawiam się jednak, że i on ze swojej "wieży z kości słoniowej", czyli Maisons-Laffitte, żył raczej pewnym szlachetnym marzeniem, gdy tymczasem rzeczywistość szła w kierunku zupełnie innym.

Kiedy w 1991 roku przeprowadziłem się do Białegostoku oczekiwałem pewnej egzotyki, tętniącego wielokulturowością miasta i regionu.Ze względu na to, że rodzina mojej żony jest katolicka, choć sięgając do głębszych korzeni, prababcie bywały również prawosławne, siłą rzeczy najczęściej byłem wystawiony na towarzystwo podlaskich katolików. Mnie jednak interesowało to, co inne, czego w Łodzi nie znałem. Słuchałem więc np. audycji Radia Białystok nadawanych po białorusku, kiedy to ze zdziwieniem odkrywałem, że wszystko praktycznie rozumiem (czasami miałem wrażenie, że redaktorzy udają, że mówią po rosyjsku, ale ponieważ go nie znają, wychodzi im białoruski), zaś potem gdzieś doczytałem, że język białoruski faktycznie jest do polskiego podobny, szczególnie w warstwie leksykalnej. Wszystko mnie na Podlasiu fascynowało, poszerzałem krąg znajomych, m.in. o Białorusinów i prawosławnych (co nie do końca jest synonimem). Równocześnie bardzo jasno zacząłem sobie zdawać sprawę, że Polacy-katolicy zdecydowanie nie chcą mieć nic wspólnego z białoruskością, a już na pewno nie chcą jej promować. Nie mówię tutaj o jawnych ksenofobach, bo i z takimi się zetknąłem (ludzie wykształceni, jak najbardziej również). Niektórzy mają alergię na sam język, inni na jakąkolwiek wzmiankę w mediach (Co to? Nie mamy już innych sukcesów na Podlasiu do pokazywania?).

Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że z ust znajomych, którzy się za Białorusinów uważają, również niejednokrotnie słyszałem głupoty i teorie spiskowe, w której główną rolę odgrywali i odgrywają źli Polacy-katolicy. Generalnie prawda jest taka, że przejawów kultury białoruskiej w Białymstoku jest coraz mniej, księża prawosławni niby chcą ją pielęgnować i wśród swoich wiernych propagować, ale nabożeństwa odprawiają oczywiście w języku Cyryla i Metodego, zaś kazania głoszą po rosyjsku! Na ulicach i w miejscach publicznych słyszy się wyłącznie język polski. Nie chcę się tutaj wdawać w głębsze analizy i oceny tejże sytuacji, ponieważ to, co do tej pory napisałem jest bardzo długim, ale chyba koniecznym wstępem do polemiki wobec pewnego pomysłu, który wysunął mój kolega ze studiów, z którym wdałem się w dyskusję na Facebooku.

Znam jego entuzjazm wobec polityki jagiellońskiej (albo piłsudczykowskiej) wobec krajów byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego, i nawet ją rozumiem, tylko, że kompletnie brakuje mi wiary w jej realność, a to z tego prostego względu, że od 21 lat mieszkam w Białymstoku i nieco się orientuję w tutejszych nastrojach. Wiem też mniej więcej na bieżąco, co się dzieje w stosunkach Polaków z Litwinami (zarówno w Polsce jak i na Litwie). Nie chodzi tu o doniesienia prasowe, ale o relacje tzw. zwykłych ludzi. Ja oczywiście zdaję sobie sprawę z ich zawodności jako źródła informacji, ale nie wolno ich lekceważyć jako źródła do poznania bieżącego stanu nastrojów społecznych. Odłóżmy jednak Litwę na kiedy indziej.

Pomysł mojego kolegi polega ni mniej ni więcej, ale na zbudowaniu w Białymstoku Centrum Filmu Białoruskiego. Owo centrum wyprodukowałoby szereg ruchomych obrazów o charakterze historycznym, które propagowałyby wielkich Białorusinów z przeszłości, m.in. tych, którzy byli równocześnie patriotami Wielkiego Księstwa Litewskiego, jak mniemam. O ile dobrze odczytuję ten zamysł, owo białoruskie Hollywood w Białymstoku miałoby doprowadzić do odrodzenia świadomości narodowej wśród Białorusinów, którzy kiedy już do swojej przeszłości zapałają miłością tak gorącą, że na tej fali nauczą się języka swoich przodków, następnie w dowód wdzięczności do nas, Polaków, którzy przy pomocy tych dzieł filmowych przywróciliśmy ich ich własnemu dziedzictwu, staną się naszymi najwierniejszymi sojusznikami i buforem oddzielającym nas od Rosji.

Ponieważ kolegę szanuję i cenię, od złośliwości się powstrzymam, a wszak złośliwy być potrafię. Spróbuję więc w kilku punktach wyjaśnić na czym polega błąd w jego rozumowaniu.Można to również streścić w jednym punkcie – na braku elementarnej orientacji w sytuacji etniczno-politycznej już nie tylko na Białorusi, ale wręcz w regionie własnego kraju.

CDN

9 komentarzy:

  1. A kto w Polsce chciałby mówić gwarą śląską czy kaszubską jakby komus wpadło do głowy w ramach nowych czasów cos takiego wprowadzić ? Ja nie bo ja z miasta i wszelaka wieś to wiadomo co - jskbys to nie nazwał , tak jest i tyle , mniej więcej tak samo jak nie zrobisz z Syreny Mercedesa jak jej z przodu wsadzisz celownik na maskę i tak samo jak z Grodziego czy jak mu tam drzewiej było nie zrobisz kobiety a również z białorusina czy Rusina nie zrobisz Polaka chocbys nie wiem ile studiów filmowych pobudował i nie wiem ile Biełsatów założył . Dla nich tzn tych małych kraików to zarówno Ruski jak i Polak to okupanci co w jednym niemal stali domu ... może sie myle ale przynajmniej te małe nacje maja troche honoru i takich uzurpatorów z Polski odrzucaja na dzień dobry w przeciwieństwie do Polaków niektórych ,ale rządzących obecnie , co to Angeli chcieli wejśc do ... a ona wraz z Sarkozim nas olała jak zwykle .

    OdpowiedzUsuń
  2. Andrzej, wszystko poplątałeś. Akurat jeśli Białorusin zechce zostać Polakiem, to nim zostaje bez trudu - tak się właśnie dzieje z setkami młodych ludzi z białoruskiej mniejszości w Polsce. A Biełsat i inne tego typu przedsięwzięcia nie mają zrobić z Białorusinów Polaków, tylko właśnie "prawdziwszych" Białorusinów (co, szczerze mówiąc, jest również mało realne). Z drugiej strony historia zna takie przypadki - w drugiej połowie XIX wieku odrodził się język czeski i słoweński w prawie całkowicie zniemczonych krajach. W Izraelu dokonano po prostu cudu przekształcając hebrajski (czyli język, którym nikt od dwóch tysięcy lat na co dzień nie mówił, bo był to tylko język Biblii) z języka martwego jak łacina, w język jak najbardziej żywy. Do takich eksperymentów trzeba mieć jednak bardzo dużo determinacji. Czy działacze białoruscy i ich polscy przyjaciele mają na tyle determinacji?

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlaczego poplątałem - przeciez w drugiej części bloga piszesz dokładnie to co ja wyczuwam intuicyjnie a mianowicie , że rozbudzając białoruski nacjonalizm w jak najlepszych intencjach to nie wiadomo przeciwko komu sie on zwróci bo ruski biały czy czerwony bedzie zawsze ruskim !!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Andrzej, napisałeś w poprzednim poście o przerabianiu Białorusinów, czy w ogóle Rusinów na Polaków, a przecież o tym nie pisałem. To jedno.

    Z kolei postawa, że Rusin taki czy owaki, to jedno i to samo, nie jest prawdą, a przynajmniej chodzi o to, żeby nie było! Stąd ten pomysł mojego kolegi, z tym że wg mnie kompletnie utopijny i nie oparty o znajomość realiów, ale o czyste marzenia.

    Gdybyśmy wychodzili z takiego założenia, o jakim piszesz, to w ogóle nie powinniśmy prowadzić żadnej polityki zagranicznej, tylko zbudować wielki mur wokół Polski i zamienić ją w Koreę Północną. Ale tak się też nijak w naszym przypadku nie da. Ze wschodnimi sąsiadami musimy jakoś żyć, a i dobrze by było, żebyśmy nie pozwolili, żeby polską gospodarkę zaczęła kształtować polityka Gazpromu (czyli Rosji). Dlatego pomysł wyjęcia Białorusi i Ukrainy spod wpływów Moskwy leży jak najbardziej w naszym interesie.

    Nie jesteśmy jednak taką potęgą, jak Stany Zjednoczone, których prezydent Theodor Roosevelt pstryknął palcami i powstała Panama, jako zupełnie nowe państwo w Ameryce Środkowej. Nie jesteśmy też taką gospodarczą potęgą, jak swego czasu Niemcy Zachodnie, żeby nas było stać na utrzymywanie Wolnej Europy. Niemniej Biełsat czy Radio Racja to pomysł bardzo dobry. Centrum Filmu Białoruskiego w Białymstoku to już jednak wielka zbyt utopia.

    Natomiast jest oczywiście obawa z tym nacjonalizmem. Polacy na Litwie opowiadają, że za Sowietów nie nigdy nie byli tak traktowani jak za Sajudisu i potem kolejnych rządów niepodległej Litwy.

    Natomiast, jeżeli ktoś żyje nadal jakimś mitem, że Białorusini to dobrotliwi wieśniacy, którzy nawet nie wiedzą kim są i mówią na siebie "tutejsi", znaczy to, że umysł tego kogoś zatrzymał się gdzieś w dwudziestoleciu międzywojennym.

    Proponuję więc, żebyśmy wszyscy traktowali się poważnie. Polakom z Polski południowej, centralnej i zachodniej proponuję zapoznać się z realiami Podlasie (m.in. nie lubię Kabaretu pod Wyrwigroszem, bo swoje skecze opiera na pobieżnym obejrzeniu "Konopielki" albo "Samych swoich", a nie na prawdziwej znajomości wsi białostockiej, ale to tak na marginesie). Radzę też słuchać wszystkich relacji z Białorusi. Reżim Łukaszenki natomiast tak czy inaczej należy obalić i to nie ulega wątpliwości. Wtedy zrobi się tam sytuacja pewnie taka jak na Ukrainie, czyli nigdy nic nie wiadomo, w którą stronę obróci się jej polityka zagraniczna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Proponuję więc, żebyśmy wszyscy traktowali się poważnie. Polakom z Polski południowej, centralnej i zachodniej proponuję zapoznać się z realiami Podlasie

    Niby racja ale co mnie obchodza białorusini , litwini , ukraińcy czy łotysze . Nic - ja mam o nich takie wyobrażenie jakie mi akurat pasuje generalnie oparte na załozeniu im dalej na wschód tym wieksza powiedzmy ciemnota i tyle . Ten schemat myślenia prezentuja Polacy od wieków stąd nie ma sie czemu dziwić , że wolne nacje traktuja nas tak jak sobie zasłuzylismy . Jedynie Łukaszenka tolerował tworzenie z Polaków V kolumny -ustanowienie szpiega Borys na czele związku Polaków tzn jakiegos tam jego odłamu i kłamstwa Bielsatu prowadzonego przez Romaszewska i paru białoruskich degeneratów .... A jak teraz zrobili serial o Polakach to my w płacz wielki -jakbyśmy mogli to byśmy ruszyli na Mińsk przynajmniej w słowach to juz dawno Mińsk zajęliśmy a nawet Smoleńsk , Kijów i prawie Moskwe.
    Inna sprawa jak można obrażac inny naród i jego władze wybrane w takich samych wyborach jak w Polsce nakazując mniejszości polskiej odgrywanie roli politycznej i nakazujac jej jawnie obalac władze państwa , którego sa obywatelami . ???
    Jako związek mniejszosci narodowej masz rozwijac kulture swego narodu , język i tyle i wara ci od polityki kraju w którym jesteś .

    OdpowiedzUsuń
  6. Andrzej, przecież to, co napisałeś najlepiej pokazuje, że Twoje myślenie opiera się tylko i wyłącznie na stereotypie i to utrwalonym od lat. W tym momencie nie różnisz się niczym od gościa spod budki z piwem, który o świecie wie tylko tyle, co mu kumple powiedzieli.
    Ostatnie zdanie to z kolei kompletna bzdura. Jeżeli jesteś mniejszością w danym kraju, to znaczy też, że jesteś obywatelem tego kraju i masz wszystkie prawa przysługujące obywatelom, w tym prawo do wpływania na politykę tego kraju.

    OdpowiedzUsuń
  7. Prawo to masz do wpływania na politykę swego kraju ale gdy opłaca ciebie obce państwo to juz nie jest zwiazek mniejszosci tylko organizacja szpiegowska podlegajaca delegalizacji .
    Inna sprawa -nie mam nic wspólnego ze wschodem - Lwów jest dla mnie obcym miastem , zaciąganie , co prawda coraz rzadsze w polskiej telewizji, mnie smieszy tak jak i opowiadania o Kaziukach . Wilno ładne miasto ale takie samo jak kazde inne obce miasto gdziekolwiek i mogę docenic kulturę obcego narodu i jego osiagnięcia ale pomysły jakis tam polaczków aby budowac za moje pieniądze jakieś centrum filmów białoruskich jest absurdalne i niedorzeczne a pomysłodawca jest po prostu durniem , chyba , że wzial kasę od Romaszewskiej .

    OdpowiedzUsuń
  8. No co do centrum filmów białoruskich to też uważam, że pomysł jest raczej z gatunku s-f. Natomiast z całą oceną polskości na dawnych Kresach, sprawa jest bardzo skomplikowana. Twoja wzmianka o zaciąganiu, Andrzeju drogi, stawia Cię w jednym rzędzie ze słabo wykształconymi mieszkańcami polskiej wsi (nie ubliżając mieszkańcom polskiej wsi), którzy w średniowieczu uważali, że za ich wsią jest rzeka, potem zaś wielka góra, a za nią koniec świata. Gdybyś żył w czasach zaborów, to prawdopodobnie dałbyś się bez trudu zrusyfikować (no bo Polacy w Imperium Rosyjskim byli mniejszością), a gdybyś mieszkał w Poznaniu, dałbyś się zniemczyć. No można i tak. Wielu ludzi tak zrobiło i może nawet źle na tym nie wyszło. Ja jednak cenię ludzi, którzy pozostali Polakami, mimo, że granice uległy przesunięciu. Oni tam nie wyjechali "na saksy", tylko byli tam od kilku stuleci. To granice się przesunęły.

    Zaciąganie i mnie kiedyś śmieszyło. Kiedy moi pierwsi uczniowie opowiedzieli mi kawał, śmiałem się o wiele dłużej, niż jakość dowcipu by na to wskazywała - ja się po prostu czułem jak na "Samych swoich". Do wiadomości wszystkich mieszkańców innych regionów Polski - w Białymstoku z tym zaciąganiem spotkacie się coraz rzadziej. Większość ludzi mówi literacką polszczyzną z raczej mazowieckim niż podlaskim akcentem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ponieważ akurat rozpoczeliśmy wojne z Białorusią własnie dzis to znalazłem piosenke z moich czasów , która doda ci ducha bojowego w drodze na Mińsk
    Nie oddamy Wilna, nie oddamy Wilna,
    Nie oddamy miasta Wilna!
    Jedna bomba silna, druga bomba silna
    I wrocimy znow do Wilna!

    Nie oddamy Moskwy, nie oddamy Moskwy,
    Nie oddamy naszej Moskwy!
    Jeden pocisk ostry, drugi pocisk ostry,
    I staniemy u wrot Moskwy.

    Nie oddamy Lwowa, nie oddamy Lwowa,
    Nie oddamy miasta Lwowa!
    Jedna atomowa, druga atomowa,
    I wrocimy znow do Lwowa!

    Nie oddamy Omska, nie oddamy Omska,
    Nie oddamy miasta Omska!
    Rusza nasze wojska, nasze dzielne wojska,
    Przylaczymy Omsk do Slaska!

    Nie damy Kamczatki, nie damy Kamczatki,
    Nie damy naszej Kamczatki!
    Rusza na Pacyfik nasze dzielne statki,
    Doplyniemy do Kamczatki!

    Nie oddamy Minska, nie oddamy Minska,
    Nie oddamy miasta Minska!
    Jedna armia chinska, druga armia chinska
    I wrocimy znow do Minska!

    Nie oddamy Wolgi, nie oddamy Wolgi,
    Nie oddamy naszej Wolgi!
    Rusza nasze czolgi, oba nasze czolgi
    I wrocimy na brzeg Wolgi.

    [Uwaga! Sylabotoniczne uskoki.]

    Nie oddamy Ukrainy, nie oddamy Ukrainy,
    Zawsze naszej Ukrainy!
    Zarazimy im dziewczyny, zarazimy im dziewczyny,
    Wrocimy do Ukrainy!

    Nie oddamy Bialorusi, nie oddamy Bialorusi,
    Naszej pieknej Bialorusi!
    Polak chce to musi, Polak chce to musi,
    Wrocimy do Bialorusi!

    Nie oddamy Litwy, nie oddamy Litwy,
    Nie oddamy naszej Litwy!
    Jedna lub dwie bitwy, a moze trzy bitwy,
    I wrocimy znow do Litwy!

    (wszystko co nasze, Polsce oddamy!)

    Nie oddamy Pragi, nie oddamy Pragi,
    Nie oddamy naszej Pragi!
    Kazdy wezmie lage, albo ze dwie lagi,
    I wrocimy znow do Pragi!

    OdpowiedzUsuń