czwartek, 1 marca 2012

"Rozstanie", czyli o egzotyce, która okazuje się czymś innym, albo o tym, że nic nie jest takie, jak się wydaje

Obejrzałem Rozstanie Ahara Farhadiego. Film bardzo mi się spodobał z kilku względów. Po pierwsze, z jakichś względów, całość skojarzyła mi się z PRLem. Może było to spowodowane wyglądem mieszkania głównego bohatera, które przypominało mi mieszkania (duże i wygodne mieszkania w „starym budownictwie”) moich krewnych i znajomych – dość zamożnych inteligentów epoki Gierka i Jaruzelskiego. Może dlatego, że czuje się tę kontrolę islamską, mimo, że w codziennym życiu nie widać, żeby ktoś strasznie ją przeżywał. Tak samo było w PRLu. Owszem, działacze polityczni toczyli walkę z milicją i esbecją, ale przeciętny zjadacz chleba żył życiem codziennym, a niektórzy żyli nawet całkiem nieźle

Bohater filmu ma samochód i duże mieszkanie. Pracuje w banku, więc pewnie nieźle zarabia, ale też bez jakichś luksusów. Po ulicach jeździ mnóstwo samochodów, gazety kupuje się w kiosku. Dlaczego się tak o tym rozpisuję? Otóż po pierwsze dlatego, że Iran praktycznie nigdy mnie zbytnio nie zajmował, chyba, że w kontekście polityki globalnej, ale wiadomo, że gazety czy telewizja podaje jakieś dane, albo po prostu informacje o czyichś decyzjach i to wszystko. Jak właściwie wygląda życie przeciętnego człowieka w Iranie, mało kto z nas chyba wie. Nie oszukujmy się, myśląc o wielu krajach, żyjemy stereotypami. Kiedy np. słyszę „Afganistan”, przed oczami mam góry i facetów w niezbyt świeżych ubraniach i takich samych turbanach z pistoletami maszynowymi i pasami nabojów wokół ciała. Irak to dla mnie przede wszystkim kilka miast, niektórych całkiem nowoczesnych (choć obecnie zniszczonych) porozrzucanych na pustyni. To są wszystko obrazy wyniesione z telewizji.

Owszem, czytałem Modlitwę o deszcz Wojciecha Jagielskiego, ale czytając tę książkę, tylko sobie utrwalałem obraz Afganistanu w postaci tych facetów w turbanach i z kałachami. Widziałem też film dokumentalny o życiu kobiet w Kabulu pod rządami talibów. Niewiele się to jednak przyczyniło do zmiany mojego ogólnego wyobrażenia o tym kraju. Paradoksalnie wynika z tego, że z materiałów dokumentalnych, które aby mogły za takie uchodzić, siłą rzeczy koncentrują się na wybranym temacie i metodycznie go eksploatują, gdy tymczasem tzw. życie codzienne składa się często z dość przypadkowych wydarzeń. Jednak dopiero obserwując takie „nieistotne” szczegóły, jak dom, miejsce pracy, sposób przemieszczania się, nawyki żywieniowe itd. możemy sobie wyrobić pewne wyobrażenie o życiu w danym kraju.

A tymczasem o Iranie wiedziałem tylko tyle, co z moich książek o historii powszechnej oraz z telewizji i prasy. O współczesnym życiu ludzi w tym kraju nie miałem zielonego pojęcia. Owszem, znowu przypominam sobie jakiś dokument nadany kilka lat temu późną nocą o życiu w Teheranie, z którego dowiedziałem się m.in., że w mieście tym istnieje synagoga i wspólnota żydowska. Jakiś czas temu ten obraz szyickiej tolerancji zmąciła jednak wiadomość, że miejscowi rabini zostali oskarżeni o szpiegostwo na rzecz Izraela.

Z tego dokumentalnego filmu dowiedziałem się też, że młodzi ludzie organizują sobie imprezy w stylu zachodnim (z alkoholem i tańcami męsko-damskimi), sprytnie ukrywając je przed policją religijną. Wtedy po raz pierwszy pomyślałem sobie o Iranie jak o PRLu. Jest reżim, który potrafi być przykry, ale ludzie jakoś sobie radzą.

W Rozstaniu jest kilka momentów, gdzie element kulturowo-polityczny jest bardzo widoczny (kiedy kobieta wynajęta do opieki nad starcem dzwoni do jakiejś instytucji z zapytaniem, czy podmycie starego mężczyzny nie będzie stało w sprzeczności z zasadami religii, czy też powoływanie się na Koran w przedziwnym sądzie przypominającym małe biuro w jakimś peerelowskim urzędzie, z protokolantem i sędzią przypominającym jakiegoś urzędnika gminnego). Policjanci, a może strażnicy, to młodzi ludzie, którzy są przedstawieni dość sympatycznie. Kiedy prowadzony w kajdankach do aresztu bohater spotyka na korytarzu córkę, strażnik nie robi żadnych problemów, razem z więźniem zawraca i cierpliwie czeka, aż ojciec skończy z nią rozmawiać. W takich wypadkach peerelowscy milicjanci bywali bardzo niemili, co często wiązało się z chęcią pokazania, że się ma władzę nad drugim człowiekiem, choćby na te pięć minut odprowadzenia do aresztu.

Jeżeli ktoś, kto filmu jeszcze nie widział, pomyśli, że jest to film polityczny, albo tragiczny, to z góry uspokajam, że tak nie jest. Nie jest to też jakiś film obyczajowy w stylu peerelowskiej „małej stabilizacji”, ponieważ przez cały czas coś się dzieje, a widz musi przez praktycznie cały film intensywnie używać szarych komórek, ponieważ w Rozstaniu, zgodnie z regułą dra House’a, wszyscy kłamią! Żeby jednak było dziwniej, żaden z tych kłamczuchów nie jest złym człowiekiem! Generalnie każdy chce dobrze, tylko że sytuacja tak się komplikuje, że niestety wszystkich spotykają kłopoty.

Tytułowe rozstanie to klamra spinająca całość. Film rozpoczyna scena w sądzie, w którym kobieta (żadna tam zahukana muzułmanka, ale w pełni świadoma swoich praw kobieta z silną osobowością) żąda rozwodu, ponieważ mąż nie chce wyemigrować z nią i z córką z Iranu! A sędzia tylko grzecznie pyta, dlaczego uważa, że byłoby im lepiej w obcym kraju. Taka sytuacja chyba nie mogłaby się przydarzyć w PRLu, ponieważ byłoby chyba wyjątkową bezczelnością oficjalnie przed sędzią przyznać się, że się chce opuścić „socjalistyczny raj”. Emigracja oczywiście miała miejsce, ale przygotowanie do niej nie bywało tak otwarte (chyba, że chodziło o Żydów w 1968, albo o Mazurów w latach 70., których PRL i tak chciał się pozbyć). Mąż nie chce wyjechać, bo jest dobrym synem i nie mógłby zostawić swojego chorego na Alzheimera ojca. Tak na marginesie, bohater jest też bardzo dobrym ojcem.

Postać męża we mnie wzbudziła ogromną sympatię z czysto ludzkich względów. Otóż ten spokojny facet (ani trochę tyran czy macho, jak lubimy wyobrażać sobie muzułmanów), w konflikcie z żoną działa na własną niekorzyść właśnie przez swój stoicki spokój i dumę. Nie uważa, że powinien walczyć o powrót żony (która wyprowadziła się do swojej rodziny), ponieważ nie podejmuje jej gry, przyjmując, że słowa mają swoje pierwotne znaczenie. A więc, jeśli żona chce odejść, to trudno, kiedy w rzeczywistości ona chciała, żeby on się zaczął znowu o nią starać. To są historie uniwersalne, ludzkie! Takie stosunki między małżonkami mogłyby mieć miejsce wszędzie na świecie.

Rozstanie głównych bohaterów odgrywa rolę praprzyczyny wszystkich kolejnych problemów, ale przez większość filmu, to nie ono przykuwa uwagę widza. Główna intryga dotyczy bowiem sprawy sądowej, jaką bohaterowi wytacza wynajęta do opieki na jego starym ojcem kobieta. Nic już więcej nie napiszę, bo chcę, żeby Czytelnicy tego bloga obejrzeli film i sami się przekonali o jego wartości.

Ze względów poznawczych bardzo chętnie zobaczę inne filmy perskojęzyczne, zwłaszcza, że koleżanka, która jest fanką kina irańskiego już zarekomendowała mi kilka tytułów. Warto zobaczyć życie kraju, które być może już wkrótce zmieni się nie do poznania.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz