czwartek, 31 maja 2012

Reagować czy nie reagować, czyli pomyłka amerykańskiego prezydenta a rosyjscy kibice


Wczoraj pisałem o ciekawych powiązaniach studiowanych przedmiotów i poglądach politycznych. Oczywiście sam wykorzystałem pewien stereotyp, a więc historyk-polski tradycjonalista, anglista-zachodni liberał/lewak. Oczywiście takie postawienie sprawy byłoby strasznym uproszczeniem. Tymczasem dzieją się wokół nas takie rzeczy, czy też pojawiają takie problemy, które jednym się wydają błahe i niewarte uwagi, bo przy odrobinie dobrej woli i chęci porozumienia można by je wszystkie wyjaśnić, zaś dla drugich są sprawą życia i śmierci.

Jednym z takich problemów jest kwesta „Polish death camps”, którego to terminu użył ostatnio niefortunnie amerykański prezydent Barack Obama. Historycy i hurra patrioci szaty rozdzierają z okrzykiem „pamięć narodu naszego mordują i bezczeszczą!”, „o zbrodnie nie popełnione oskarżają!” itd. itp. Angliści, którzy posiadają jednak pewną świadomość językową, mogą wzruszyć ramionami i powiedzieć, że jest to określenie czysto geograficzne. Oświęcim czy Sobibór leżą na terenie Polski, więc są polskie. Nie sądzę, żeby ktokolwiek, kto się interesuje problemem holokaustu, nie wiedział, że były to obozy założone i prowadzone przez Niemców. Sławomir Sierakowski stwierdził nawet, że zwrotu „polski obóz” użyła sama Zofia Nałkowska w „Medalionach”, co skrzętnie sprawdziłem i faktycznie ten lewicowy publicysta się nie myli. W rozdziale „Dorośli i dzieci w Oświęcimiu” pisarka użyła słów:

Nie dziesiątki tysięcy i nie setki tysięcy, ale miliony istnień człowieczych uległy przeróbce na surowiec i towar w polskich obozach śmierci. Oprócz szeroko znanych miejscowości, jak Majdanek, Oświęcim, Brzezinki, Treblinka, raz po raz odkrywamy nowe, mniej głośne.

Z całą pewnością chodziło więc o obozy znajdujące się na terenie Polski, w odróżnieniu od „austriackiego obozu” w Mauthausen-Gusen, czy „niemieckiego” w Dachau. Grupa publicystów i polityków już ogłosiła, że pomyłka Obamy niczym wielkim nie jest, a strona polska reaguje histerycznie.

Generalnie już bym się nawet z takim podejściem zgodził, gdyby nie fakt, że nie wszyscy na świecie są historykami, nie wszyscy interesują się holokaustem i fraza „polski obóz koncentracyjny” czy „polski obóz zagłady” tworzy natychmiastowe skojarzenie – „Zagłada Żydów-Polacy”. Sławomir Sierakowski ma rację mówiąc, że istniał polski antysemityzm przed wojną, podczas wojny oraz, że istnieje dzisiaj. Prawdziwy jest przytoczony przezeń fragment sprawozdania Jana Karskiego, który wyraźnie wspomina o bezdusznej postawie wielu Polaków wobec zagłady swoich żydowskich współobywateli. O tym, podejrzewam, będziemy jeszcze w Polsce nieraz dyskutować. Rzecz jednak w tym, żeby nie tworzyć skojarzenia, że regularne „fabryki śmierci” jakimi były zorganizowane z niemiecką precyzją obozy zagłady, były tworami polskimi. Nie były i nikt nie powinien ich z Polakami kojarzyć.

Na ironię zakrawa fakt, że Amerykanie wcale nie są tacy „cool” jeśli chodzi o precyzję pewnych zwrotów językowych. Śmiertelnym grzechem jest użycie słowa „negro” – murzyn, które niegdyś było słowem neutralnym („nigger” było zawsze obraźliwe), bardzo nieładnie jest też użyć słowa „black”, choć jeszcze w latach 60. amerykańscy czarnoskórzy tak właśnie chcieli, żeby ich nazywano. Obecnie trzeba mówić „African American” lub „Afro-American” bo inaczej jest po chamsku.

Bardzo nietaktowne jest użycie „niemiecki obóz koncentracyjny”, bo to mogłoby urazić cały naród niemiecki, a przecież nie wszyscy byli hitlerowcami. Stąd używa się przymiotnika „nazi”, ale nigdy „German”. To też jest temat na bardzo długą dyskusję na temat współodpowiedzialności całego narodu niemieckiego za hitlerowskie zbrodnie, ale dla spójności tekstu, zostawmy ten problem.

Tymczasem do Polski przyjedzie niedługo niemała rzesza rosyjskich kibiców piłkarskich, których jeden z liderów oświadczył niedawno, że  „[m]y inaczej traktujemy radzieckie symbole, nasi ojcowie i dziadowie walczyli z faszystami i między innymi wyzwalali tę Polskę”. No właśnie, oni to robią inaczej, bo tak ich wychowano i nauczono. W Rosji nie ani o jotę nie zmieniono polityki wobec edukacji historycznej. Pomimo carskiego sztafażu, jaki stosuje Władimir Putin, jest to kraj nawiązujący przede wszystkim do tradycji sowieckiej i wychowujący nowe pokolenia w duchu uwielbienia dla legendy Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. W zeszłym tygodniu kanał HBO pokazał dokument o miłośnikach internetowych gier polegających na wcielaniu się w role pilotów z czasów II wojny światowej. Grają w nie Polacy, Anglicy, Niemcy, Rosjanie i inne nacje. Co jakiś czas pokazywano wywiady z poszczególnymi graczami, którzy przy okazji obnażali swoje poglądy polityczne. Jeden z Rosjan oburzał się, że młode pokolenie Niemców mówi, że to przecież nie oni zabijali w czasie II wojny światowej. „Nu kak nie ty, kak nie wy?” pyta oburzonym głosem młody Rosjanin, który domaga się od kolejnego pokolenia Niemców wzięcia odpowiedzialności za zbrodnie dziadków i pradziadków. A kto jej nie bierze, to wg niego człowiek bez honoru. No i gadaj tu z takim.

Tymczasem o ile Niemcy ze wstydem uczą kolejne pokolenia o zbrodniach, jakie ich naród popełnił pod wpływem zbrodniczej ideologii Hitlera, to kolejne młode pokolenia Rosjan nie wiedzą nic o zbrodniczym charakterze sowieckiego komunizmu. Nie wiedzą o zbrodniach wobec własnego narodu, o łagrach czy o Wielkim Głodzie specjalnie wywołanym na Ukrainie przez Stalina, tak samo jak nie wiedzą o zbrodniach wobec Polaków, począwszy od zdradliwej napaści na spółkę z Niemcami, poprzez Katyń i zwalczanie partyzantki Akowskiej. Młodzi Rosjanie nie znają faktów. Gdyby to była kwestia interpretacji historii, sprawa byłaby dość skomplikowana, bo oczywiście każdy ma swój punkt widzenia, ale wtedy można byłoby przynajmniej jakoś dyskutować. Gdybyśmy mogli powiedzieć, że ci Rosjanie to podłe dranie, którzy nas zawsze nienawidzili i nienawidzą teraz, sprawa byłaby z kolei prosta i nie byłoby się nad czym zastanawiać. Tymczasem problem polega na tym, że ci młodzi Rosjanie w większości święcie wierzą, że to oni mają rację, bo tak im od dziecka wbijano do głowy. Oni naprawdę wierzą w to, co komunistyczne władze bezskutecznie chciały nam wpoić za PRLu. U nas to się nie udało, a u nich i owszem. Jeśli przyjadą młodzi Rosjanie i będą u nas robić zadymy wynikające ze szlachetnych acz kompletnie błędnie założonych pobudek, to niestety nie będzie już czasu na ich reedukację.

Tą rosyjską zsowietyzowaną młodzież wspominam w tym momencie m.in. z tego powodu, że naprawdę nie wolno lekceważyć nauk płynących z historii. Nie można wygadywać głupot, że jakiś tam szczegół mi się nie przyda, bo oto można oberwać bardzo konkretnie po łbie i nie wiedzieć nawet dlaczego.

Jestem przekonany, że Barack Obama przeczytał, to co mu napisano i z pewnością przyjął przymiotnik „polskie” jako termin geograficzny. Najprawdopodobniej ten, który mu to pisał, również tak to traktował. Niemniej później z takich nieświadomych (a przecież w niektórych przypadkach z pewnością świadomych) „przejęzyczeń” rodzą się pokolenia młodych ludzi, Żydów i nie tylko, którzy do historii się specjalnie nie przykładali, ale w telewizji wpadł im w ucho zwrot „polski obóz śmierci”, więc pewnie ci Polacy to naród zbrodniarzy.

Uważam, że polski rząd, tak samo jak wcześniej niejednokrotnie Fundacja Kościuszkowska, zrobił dobrze domagając się od prezydenta Obamy sprostowania, tak samo jak wcześniej niejednokrotnie Fundacja Kościuszkowska domagała się zakazu używania zwrotu „polskie obozy koncentracyjne” od amerykańskich organizacji dziennikarskich. Nie jesteśmy w stanie wymóc na prezydencie Obamie, żeby sam publicznie się pokajał i przeprosił Polaków za tę pomyłkę. Sprostowania, jakie nastąpiło powinno nam na razie wystarczyć i nie ma się co wygłupiać eskalując żądania przypierające amerykańskiego prezydenta do muru. Nie zgadzam się natomiast z tezą, że ten problem można sobie lekceważyć. Na każdą wzmiankę o „polskich obozach” należy grzecznie, ale stanowczo reagować, tak samo jak na słowo „nigger” czy nawet „negro”. Jest to akcja przeciwko zniesławianiu Polski, taka sama, jakie przeprowadzają organizacje żydowskie przeciwko zniesławianiu ich narodu. To nie powinny być wybuchy histerii z wielkimi słowami, typu „hańba”, czy „antypolski spisek”, ale stanowcze protesty przeciwko zwrotowi, którego sobie nie życzymy. Słowo „negro” też nie było obraźliwe, ale kiedy sami zainteresowani stwierdzili, że go sobie nie życzą, to czynniki oficjalne, w tym władze i media, to uznały. Domaganie się usunięcia z przestrzeni publicznej zwrotu zwodniczego i budzącego zdecydowanie złe skojarzenia powinno się stać naszym wkładem w amerykańską, i nie tylko, poprawność polityczną, którą kiedyś nazywano po prostu dobrymi manierami.

3 komentarze:

  1. Wyrażenie "polska histeria" powinna znaleźć się w słowniku frazeologicznym. Jest to zjawisko częste i odbywające się, za każdym razem, na podobnych zasadach: zamach, zdrada stanu, deptanie historii, nastawanie na katolicyzm. Zastanawia mnie co by było gdyby inne narody też tak reagowały.
    Pozwolę sobie przytoczyć przykład z życia własnego. Mam bardzo głupi nawyk mówienia zanim pomyślę, toteż wielu ludzi nie darzy mnie sympatią, ale jeszcze więcej bardzo mnie za to lubi. Będąc parę lat temu na zjeździe młodzieży w Niemczech - i to w Niemczech Niemczech, bo w Bawarii, spotkałam niemieckiego nastolatka, który miał w sobie tyle charyzmy i instynktu przywódczego, że właściwie żadni dorośli opiekunowie nie byli nam potrzebni, bo to on jedyny potrafił zapanować nad rozwydrzoną hałastrą, która zjechała się z całego świata. Thomas, bo tak się nazywał, był też bardzo miły i rozmowny. Pewnego wieczora przy rozmowie, postanowiłam skomplementować jego bardzo pozytywne cechy, używając jedynego słowa na przewodnika i przywódcę w języku niemieckim, jakie na tamtą chwilę znałam. Wszyscy zapewne mogą domyślić się jakie to było słowo... Kiedy zorientowałam się co zrobiłam, byłam gotowa na bardzo nieprzyjemny pobyt na zjeździe, ale ku mojemu zdziwieniu Thomas i pozostali Niemcy, grzecznie upomnieli mnie, że to słowo jest niefortunne, że nie używa się go z wiadomych powodów i... na tym się skończyło.
    Wierzę, że mała grupa różnych ludzi, to niewielka społeczność, która daje ogólny obraz narodu - na takiej podstawie przecież wyrabiamy sobie opinie o innych. Mimo iż, nieświadomie popełniłam błąd, gdyby ich reakcja była bardziej histeryczna, stwierdziłabym, że to oszołomy z wielkim kompleksem historii (którego bardzo nie lubię) i moja dość pozytywna opinia o Niemcach (na tyle pozytywna, że we własnym kraju jestem postrzegana jako germanofil) zmieniłaby się o 180 stopni.
    "Polskie obozy zagłady" to sformułowanie, które nie jest obraźliwe, tak samo jak słowo fuhrer w języku niemieckim. To sformułowanie po prostu "swędzi" i tak trzeba je potraktować - grzecznie upomnieć, że nie życzymy sobie aby pojawiało się w oficjalnych przemówieniach. Robienie z tego skandalu szarpie nasz wizerunek na arenie międzynarodowej, który nie uważam za tak dobry jak media nam wmawiają.

    OdpowiedzUsuń
  2. No właśnie! Z tym "fuehrerem" to bardzo dobry przykład! Wszystko to kwestia proporcji! Nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że można na to w ogóle machnąć ręką, ale wystarczy przecież grzecznie zwrócić uwagę na niestosowność tego wyrażenia, a nie robić hałas, który budzi politowanie. Jak się dowiadujemy, prezydent Obama napisał list do naszego prezydenta z przeprosinami i wydaje mi się, że jest OK. Nie rozumiem marszałek Ewy Kopacz, która chyba chce zdobyć poklask środowisk pisowskich (niestety, na nic się to nie zda ;) ) i domaga się przeprosin w formie ustnego oświadczenia - chyba po to, żeby umieścić na YouTube Z pewnością ustne oświadczenie rozpropagowane tą drogą miałoby efekt w postaci dotarcia do świadomości większej liczby osób niestosowności używania zwrotu "polskie obozy", ale jeżeli facet przyznał się do błędu na piśmie to jest olbrzymi sukces strony polskiej. Wywoływanie histerii, że oto znowu (który to już raz w historii - bo to zawsze jest w podtekście) za nic nas mają i robią z nami co chcą. To, czego potrzebujemy, jeżeli chcemy być szanowani, to poczucie własnej godności, a nie wizerunku panikarzy.

    OdpowiedzUsuń
  3. No widzę , że już obroniłeś Obame i Niemców i juz wiesz , że to Rosjanie wywołali II WŚ i to nie Niemcy wybili 20 mln Rosjan tylko sami sie wybili a przy okazji pare tysiecy polskich oficerów a Polacy to dzielnie walczyli z Rosjanami przy boku Niemców a w przerwie tej walki urządzali polowania na Żydów .Niestety nasz przyjaciel Niemiec przegrał te wojne zupelnie nie wiadomo dlaczego i wredni Rosjani zniewolili te Polske do imentu choć przecie to nie oni wyzwalali Warszawe czy tam wchodzili do Warszawy tylko dzielni Amerykanie i Anglicy . No chciałoby sie polaczkom upowszechnic te wersje historii ale niestety Rosjanie o czym sam piszesz mówia " o takiego " i sa dumni ze swojej w końcu zwycięskiej walki z Hitlerem i w rocznicę zwycięstwa pokazuja światu swój sprzęt bojowy a nie gejów i feministki . Zostaje więc z tego wszystkiego tylko to , ze Polacy mordowali Żydów i polskie obozy śmierci , które pewno niedługo upowszechnia sie o czym świadczy głos kolejnej dziennikarki amerykańskiej zaraz po wystąpieniu Prezydenta Obamy .... To Polacy mordowali Żydów rozlega sie od Ameryki po Europę czemu dzielnie sekunduja nasi rodzimi Polacy vide pan Bartoszewski Kwasniewski i chocby Ty bijac sie w piersi i szepcząc pełna piersia ... Moja wina moja wina moja bardzo wielka wina ...
    i za chwile rozlegnie sie do Polaków - wasza wina zabiliście iles tam milionów Żydów to płaccie .. Niemcy juz zapłacili - Rosjanie nie zapłaca to muszą zapłacic Polacy bo tzrba zbroić sie nadal na Arabów a Amerykanie nie chcą sami utrzymywać Izraela i jego zbrojeń .
    Zastanawia mnie jak to sie dzieje , że Polacy w stosunkach z Zachodem zachowuja sie jak uliczne ladacznice , które błagaja aby ktoz je wziął i zniosą z pokora każdą obelge Zachodu a w stosunku do Rosji podskakuja jak wesz na grzebieniu i udaja mocarzy >

    Niestety jak sam piszesz

    OdpowiedzUsuń