czwartek, 24 maja 2012

Spotkanie z balladą (4), czyli co zainspirowało Kurta Cobaina


Huddie Leadbetter znany w środowisku miłośników bluesa lepiej jako Leadbelly, nie mógł się skarżyć na nadmiar szczęścia w życiu. W latach 40. ubiegłego stulecia wystarczyło być czarnym na Południu Stanów Zjednoczonych, żeby żyć na pozycji pariasa, który w dodatku musiał ciężko walczyć o przetrwanie. Był to czas, kiedy być może apogeum zwyczaju linczowania czarnych za należało do historii (początek XX wieku), ale to nie znaczy, że on minął. Brutalne traktowanie przez policję, stronnicze sądy, w których ławy przysięgłych składające się z białych nie dawały czarnym wielkich szans na sprawiedliwy proces, to były elementy życia na Południu. Tym bardziej więc zadziwiająca jest postawa życiowa Leadbettera, który śpiewa w tym czasie niezliczoną liczbę piosenek, zarówno tradycyjnych „standardów” ludowych, jak i własnych kompozycji. Jeszcze bardziej dziwi jego amerykański patriotyzm wyrażony w jego własnej muzycznej „odezwie” do „pana Hitlera”, który zwraca się do przywódcy nazistowskich Niemiec „but we American people say "Mr. Hitler you is got to stop!"”, czyli „my, naród amerykański mówimy, ‘Panie Hitler, musisz pan przestać!’” W świetle postawy niektórych czarnych aktywistów, którzy podkreślali swoją rasową odrębność i poczucie wykluczenia z „narodu amerykańskiego”, słowa tego muzyka dają do myślenia na temat poczucia tożsamości i patriotyzmu.

Huddie Leadbetter, kiedy trafił do więzienia za śmiertelne pobicie człowieka w pijackiej burdzie, został wcześniej zeń zwolniony, ponieważ gubernatorowi Luizjany spodobała się piosenka, jaką Leadbelly dla niego napisał. Sytuacja znowu dziwna, ale z drugiej strony tylko z pozoru. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że politycznie świadomi sytuacji biali rasiści na Południu (ale nie jakieś oszołomy) nie chcieli eliminacji czarnych ze swojej społeczności. W tym sensie nie byli jakimiś nazistami. Chodziło im jednak o utrzymanie status quo, a więc o to, żeby czarni na zawsze zajmowali rolę „wykluczonych”, czyli tych, którzy wykonują proste roboty, nie mają żadnych ambicji w kierunku zdobywania wykształcenia i zajmowania ważniejszych stanowisk w społeczeństwie, oraz nie mieszają się do polityki. Jeżeli murzyn ciężko pracował, czapkował każdemu białemu, a przy tym od czasu do czasu robił z siebie pajaca w celu rozśmieszenia tego ostatniego, mógł liczyć na przetrwanie i protekcję ze strony białych „patriarchów”. W jakimś stopniu można doszukać się tutaj pewnych podobieństw do sytuacji w starożytnym Rzymie, gdzie „pater familias” był nie tylko szefem całej swojej czeladki, ale również jej opiekunem i protektorem. Być może więc gubernator Luizjany chciał się pokazać jako taki dobry ojciec ludu? A może po prostu lubił muzykę folk, ponieważ wiadomo, że odwiedzał Huddiego Leadbettera w więzieniu o nazwie Angola kilkakrotnie, żeby słuchać jego piosenek?

Jedno jest pewne, Leadbelly zaśpiewał i nagrał niezliczoną liczbę pieśni ludowych, ale nigdy na nich nie zrobił majątku. Przy tym wszystko wskazuje na to, że był człowiekiem o wielkim apetycie na życie, który z jednej strony chłonął wszystko, co mu przynosiło, a z drugiej dawał temu wyraz. Człowiek, który z pewnością niejedno przecierpiał, dzięki muzyce wydobywał się ponad nędzę i podłość zwykłej egzystencji czarnego na Południu.

Piszę o tym w kontekście muzyka, który na jednej z ludowych ballad śpiewanych przez Leadbettera, zrobił pieniądze i w ogóle osiągnął sukces i sławę, a mimo to nie umiał sobie dać rady ze swoim życiem, nienawidził go i w końcu je sobie odebrał. Mam na myśli Kurta Cobaina z grupy Nirvana, który do dziś pozostaje dla wielu przedstawicieli pokolenia tylko trochę młodszego ode mnie idolem i niestety dla niektórych też wzorem do naśladowania. „Ciemna strona mocy” ma w sobie niestety jakąś siłę przyciągania, a jeżeli jednostki o skłonnościach depresyjnych dostają dodatkowy bodziec w postaci muzyki doskonale wpasowującej się w stan ich umysłu, może się wytworzyć cała subkultura, której przedstawiciele cierpią i ze swojego cierpienia robią powód do poczucia wyższości oraz pogardy wobec miłośników prostych rytmów w tonacji durowej. Oni czują się lepsi i mądrzejsi, ponieważ wydaje im się, że dotknęli mrocznej tajemnicy świata. Niestety za taką postawą kryje się też potworne cierpienie z powodu egoizmu i braku umiejętności otwarcia się na innych ludzi, braku empatii, bo przecież zajmowanie się własnym cierpieniem zajmuje całą emocjonalną przestrzeń takiego człowieka, czy też braku zwykłych umiejętności komunikacyjnych.

Ballada, którą „po drodze” śpiewali zarówno Huddie Leadbetter, jak i Kurt Cobain, pochodzi z ok. 1870 roku. Jest więc młodsza od House of the Rising Sun, ale doczekała się również niezliczonych wersji i nagrań. Tym razem proponuję zacząć „od końca” i najpierw posłuchać wersji, którą wielu zna i a nawet uważa za oryginalny utwór Nirvany. Wybrałem akustyczną wersję koncertową, w zapowiedzi której Kurt Cobain wyraźnie nawiązuje do Leadbelly'ego.




Teraz wersja Leadbettera, nagrana pół wieku wcześniej, która zainspirowała Cobaina.



Ballada In the Pines (W sosnach), znana również jako Where did you sleep last night? (Gdzie spałaś zeszłej nocy?) w samej swojej podstawowej odmianie posiada kilka wariantów – sam Leadbelly nagrał chyba ich pięć – w których podmiot liryczny zwraca się raz do „my girl”, czasem do „black girl”, a jeszcze innym razem jest to „little girl”. Najczęściej mąż (w wielu wersjach to człowiek pracujący na kolei, u Cobaina to po prostu człowiek ciężko pracujący) dziewczyny, która chodzi spać do sosnowego zagajnika (pine grove) zginął w niewyjaśnionych okolicznościach pod kołami lokomotywy, gdzie znaleziono jego głowę, ale ciało nie zostało nigdy odnalezione.

W wersjach, w których adresatką pytania o miejsce spędzenia nocy jest mała dziewczynka, ofiarą wypadku kolejowego jest jej ojciec.



Bardzo ważna jest tutaj obserwacja, że tego typu ballady krążyły o całym Południu, a właściwie po całych Stanach i nie ma tutaj żadnego wyraźnego podziału na muzykę białych i czarnych. Pieśni te były wykonywane przez muzyków folkowych o różnych kolorach i odcieniach skóry, co jest m.in. ważnym sygnałem tego, jak wielką rolę odgrywa muzyka w łączeniu ludzi. Powiadamy, że muzyka łagodzi obyczaje. W tym wypadku bardzo smutna ballada o kobiecie, która straciła swojego mężczyznę w wyniku wydarzenia, którego ona nie rozumie (nie rozumie też narrator i nie wyjaśnia, czy to był zwykły wypadek, samobójstwo czy też morderstwo, skoro ciała nigdy nie znaleziono), powstała prawdopodobnie wśród białej społeczności Appalachów ok. roku 1870, stała się tak popularna wśród zarówno białych jak i czarnych, że doczekała się twórczych przeróbek i wzbogaceń tekstu, łącznie z takimi, które opowiadają dłuższe historie o pracy na kolei.

Wersja zaczynająca się od „black girl” (czarna dziewczyno) zainspirowała Nathana Abshire’a, przedstawiciela frankofońskiej społeczności Cajunów, zamieszkującej południową Luizjanę, do napisania prostego bluesa właśnie w stylu Cajun, pt. „Pine Grove Blues”, ale  lepiej znanego jako „Ma negresse” (Moja murzyneczko), w której jednak niewiele ma wspólnego ze smutną historią wypadku kolejowego, a jest raczej rubasznym nawiązaniem do zdrady czarnej kobiety, która spędziła noc nie wiadomo gdzie. Ale ta interpretacja pochodzi z wersji, którą znalazłem w pewnym śpiewniku Cajun, natomiast piosenka Nathana Abshire’a z 1967 roku wykonywana przez samego autora, to jedynie przekomarzanie się z dziewczyną, zaś interpretacja miejsca jej nocnego pobytu pozostaje kwestią domysłów słuchacza.


Ha! Czy ktoś kiedykolwiek skojarzyłby Where did you sleep last night Nirvany z Ma negresse?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz