czwartek, 8 stycznia 2009

Polski gaz

Lubię poczytać artykuły na Onecie, ale jeszcze większą "przyjemność" znajduję w lekturze komentarzy pod nimi. Jest to przyjemność perwersyjna, bo poziom wpisów ukazuje tragiczny stan zdrowia psychicznego internautów, jak również brak elementarnych zasad dobrego wychowania. Czasami pojawiają się posty sensowne, ale większość to kompletne głupoty, więc może się zdarzyć, że jakiś fakt umieszczony w otoczeniu bzdur również za bzdurę może zostać poczytany. Jako objaw polskiej paranoi przyjąłem więc któregoś dnia wiadomość, że Polska leży na gazie ziemnym i tylko zakaz jeszcze z czasów sowieckich powstrzymuje nas od jego wydobycia. I teraz wstydzę się sam przed sobą, że tak łatwo obśmiałem się z kolejnej "rewelacji" i "sensacji" rodem z rozmów ojca Mikołaja Doświadczyńskiego z jego kompanami od kielicha.

Oto bowiem moja żona włączyła za moimi plecami telewizor. Fakt ten nie miałby większego znaczenia, ponieważ pisząc coś przy komputerze specjalnie się nie przejmuję telewizorem wydającym dźwięki za moimi plecami. Przypadek chciał, że akurat jakiś program informacyjny (nie wiem, czy była to państwowa "Panorama", czy jakieś "Fakty" czy inne "Wieści") w całej rozciągłości potwierdził, że Polska posiada bogate złoża gazu na Podkarpaciu, w Wielkopolsce i na Pomorzu Zachodnim. Moim pierwszym odruchem była radość i duma. "No to teraz pokażemy Ruskim gest Kozakiewicza, staniemy się krajem zamożnym niczym Norwegia i pokażemy też Zachodowi, żeśmy nie gęsi itd. itp. "

Mój entuzjazm został zgaszony już w następnym zdaniu. Owszem jest zainteresowanie wydobyciem polskiego gazu, ale przez jakąś firmę brytyjską. W Polsce nie zajmuje się tym nikt. Następne zdanie natomiast zwaliło mnie z nóg i przyprawiło o kaca, z którego jeszcze nie doszedłem do siebie. Otóż rząd boi się podjąć decyzję o inwestycjach i wydobyciu polskiego gazu ponieważ (uwaga!) "obawia się, że następny rząd może anulować taką decyzję"! Przecież to się w głowie nie mieści! Rząd wykazuje się postawą filisterską w obliczu wielkiej szansy dla polskiej gospodarki.

Nie od dziś wiadomo, że jedną z najpoważniejszych bolączek polskiej demokracji jest brak odpowiednich ludzi do rządzenia krajem. Ci, którzy mają szczere intencje wobec kraju i ludzi w nim mieszkających a przy tym jaja, żeby podjąć jakąś decyzję, są najczęściej na tyle głupi, że zaniedbują budowę politycznego zaplecza. Ci, którzy takie zaplecze potrafią stworzyć i mają potencjał intelektualny, nie są w stanie podjąć poważnej decyzji, bo się boją. A sytuacja jest taka, że trzeba się mądrze postawić i Rosji i naszym partnerom z Unii Europejskiej. Mądre postawienie się to jest sztuka, bo to, co robi pan prezydent i jego brat, do mądrych rzeczy zaliczyć nie można. Rosji nie można nastraszyć, zwłaszcza z naszej pozycji. Unii też nie weźmiemy krzykiem. Tu trzeba iście makiawellicznych umiejętności. Nie widzę nikogo na polskiej scenie politycznej, kto takowe by posiadał.

Prowadzenie polityki energetycznej w obliczu kurczących się konwencjonalnych surowców, to problem wymagającym myślenia perspektywicznego. Tutaj ujawnia się słabość demokracji pojmowanej podręcznikowo. Nie wolno spraw długoterminowych powierzać ludziom, którzy całą swoją energię i intelekt angażują jedynie na okres jednej-dwóch kadencji. Tłumaczenie się obawą przed decyzją następnego rządu w obliczu wielkiego kryzysu, z którego mamy szanse nie tylko wyjść obronną ręką, ale wręcz wzmocnieni, oznacza, że nie ma w Polsce ludzi, którym naprawdę na niej zależy. Czy to oznacza kryzys demokracji jako takiej? Na pewno w bardzo poważnym stopniu tak. Polityką energetyczną powinni kierować ludzie, którzy będą to robić najlepiej dożywotnio, wybitni fachowcy o równie wybitnych zdolnościach decyzyjnych. Oczywiście, gdyby takie ciało kiedykolwiek powstało, nikt nie mógłby zagwarantować, że taka grupa nie stałaby się faktycznym rządem kraju, w dodatku nie odpowiadającym przed nikim. (Poddawanie go kontroli rządu mijałoby się z celem).

Nie widzę na razie żadnego dobrego rozwiązania organizacyjnego. Wierzę natomiast, że Polska powinna wydobywać własny gaz i na nim zarabiać. Kierują mną oczywiście emocje. Czekam, aż w tej kwestii wypowiedzą się fachowcy - specjaliści od górnictwa naftowego/gazowego i ekonomiści. Tym ostatnim z kolei nie bardzo ufam, bo wiem, że kiedy przyjdzie do poważnych decyzji, będzie tyle sprzecznych opinii ile ekonomistów.

Don Vito Corleone powiedział swojemu synowi Michaelowi, że ten, kto przyjdzie zaproponować ugodę z wrogą rodziną mafijną, jest zdrajcą. Tak też się okazało. Nie jestem fachowcem, ale mam wrażenie, że ten, kto będzie odwodził polskie władze od wydobycia polskiego gazu przy pomocy polskiego kapitału, nie działa w interesie Polski i jej obywateli. Tak sobie głośno myślę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz