czwartek, 8 stycznia 2009

Śmierć reżysera (4)

Dziś kolejny odcinek mojego opowiadania sensacyjno-satyrycznego. Mam nadzieję, że potrzymam Was, drodzy Czytelnicy, przez kilka dni w napięciu ;)

Śmierć reżysera (4)
„ – Wy, naród – wymawiając to słowo Siergiej Kowalczuk wykrzywił twarz i wydłużył samogłoski w pogardliwy sposób – nie wiecie na jakim świecie żyjecie. Jesteście ciemni i zdajecie sobie nawet sprawy, jak rządzony jest wasz kraj.
– Ty się lepiej zamknij, Rusku! – warknął Roberto Colonna, syn szefa rodziny G. kontrolującej kryminalny świat Los Angeles. – Żaden komuch nie będzie nas pouczał na temat naszego kraju.
– Waszego kraju? – zaśmiał się Rosjanin. – Przecież twój dziadek posuwał gdzieś kozy na Sycylii, kiedy ten kraj był już potęgą.
– Zabiję cię, skurwielu! – wrzasnął Roberto, sięgając po broń.
– Basta Roberto! Basta! – powiedział siwy mężczyzna siedzący we francuskim fotelu w stylu empire.
– Wybacz, ojcze, ale nie pozwolę gnojowi obrażać naszej rodziny! – syknął młody Colonna.
– Pan Kowalczuk wyraża się zbyt dosadnie, co możemy położyć na karb jego rosyjskiego temperamentu i kultury. Mam nadzieję, że pan Kowalczuk nie miał intencji obrażać twojego dziadka a mojego ojca.
– Wybacz, don Pietro – Siergiej głęboko się ukłonił przed starym gangsterem. – Moje zachowanie było niewybaczalne. To się nie powtórzy.
Stary Pietro Colonna uśmiechnął się łagodnie, choć na widok takiej miny jego podwładnych zwykle paraliżował śmiertelny lęk. Jeszcze pięć lat temu, na takie słowa, jakie padły z ust Rosjanina, sam wyjąłby rewolwer i wykończyłby gnidę bez zmrużenia oka. Teraz jednak zdawał się kierować rozwagą odpowiednią dla jego wieku i pozycji. Człowiek o jego władzy nie musiał już niczego udowadniać. Roberto tak – był miał dopiero 33 lata i chciał pokazać jaki jest twardy.
– Wybacz, Siergiej... Pozwolisz, że cię będę tak nazywał? – spytał stary Colonna.
– Naturalnie, don Pietro! – Kowalczuk znowu skłonił się z szacunkiem.
– Mój syn jest jeszcze młody i musi się wiele nauczyć. Przede wszystkim musi się nauczyć tego, że nie zabija się ludzi, od których można się dowiedzieć czegoś pożytecznego. A od ciebie, Siergiej, chyba można się wiele nauczyć?
Siergiej słuchał z miną wyrażającą szacunek, choć była to umiejętność nabyta podczas szkolenia GRU jeszcze w czasach, kiedy istniał Związek Sowiecki. Tymczasem Roberto nalał sobie szklankę bourbona.
– A ty, Roberto, uspokój się, cokolwiek Siergiej powie, wysłuchaj spokojnie, natomiast decyzję, czy go potem zabić, czy nie, zostaw mnie.
– Oczywiście, ojcze! Zrobię tak, jak mówisz.
– Słuchamy, Siergiej, słuchamy.
Kowalczuk, który ani przez moment nie stracił zimnej krwi również sięgnął po butelkę, z której nalał sobie pół szklanki i wypił jednym haustem.
– Ludzie są jak otwarte książki, don Pietro, a moja słabość polega na tym, że nie tylko umiem je czytać, ale często robię to na głos. Nie jest żadną tajemnicą, że pańska rodzina przybyła tutaj z Brooklynu w Nowym Jorku. Mimo tego, że od dawna cieszy się pan wielkim szacunkiem nie tylko innych Amerykanów włoskiego pochodzenia, ale czołowych polityków tego kraju, pański syn to nadal burak z przedmieścia.
Don Pietro czym prędzej uniósł prawą dłoń z góry uprzedzając kolejny wybuch swojego syna.
– Mimo waszego bogactwa i statusu społecznego, nadal najbardziej lubi wypić ze swoimi koleżkami-jełopami podłego bourbona. Człowieku – tu zwrócił się do Roberta. – Mógłbyś się postarać o jakiś lepszy trunek...
– Siergiej, jesteśmy zwykłymi amerykańskimi biznesmenami i, jak zauważyłeś, potomkami sycylijskich pastuchów, więc nie dziw się, że mamy swoje stare nawyki, które sprawiają nam przyjemność – przerwał mu stary. – Przejdź teraz do rzeczy, jeśli można cię prosić.
– No właśnie usiłowałem przejść do rzeczy, kiedy Roberto uniósł się amerykańskim patriotyzmem.
Don Pietro uśmiechnął się nieznacznie.
– Musisz wiedzieć, Siergiej, że starałem się wychować moje dzieci na dobrych Amerykanów. Niektórzy powiadają, że nie żyjemy zgodnie z prawem tego kraju, ale to nie jest do końca prawda. Prawdziwe prawo Ameryki to „bierz ile możesz i nie daj nikomu sobie tego wyrwać”, oto czym jest prawdziwe prawo, a my go bardzo gorliwie przestrzegamy.
Siergiej Kowalczuk zaśmiał się z cynicznej uwagi starego dona.
– Panu i innym szefom szanowanych sycylijskich rodzin wydaje się, że kontrolujecie ten kraj i w jakimś stopniu jest to prawda, ale nie do końca. Choć macie w kieszeni setki polityków, do prawdziwej kontroli polityki tego kraju jesteście dalecy.
– Siergiej, Siergiej – z jowialnym uśmiechem rozwlekał jego imię stary Colonna. – My się do polityki nie mieszamy. To w ogóle nie jest nasza działka. My chcemy tylko w spokoju prowadzić nasze interesy. Czasami politycy nam pomagają, ale my nie chcemy ich zastąpić. To byłoby już zupełnie nie w naszym stylu.
– Ależ ja o tym wiem, don Pietro. Przyzna pan jednak, że jest wiele departamentów zajmujących się gospodarką, na które chciałby pan uzyskać wpływ.
– Nie przeczę.
– No i właśnie tu dochodzimy do sedna sprawy, don Pietro.
– Cały zamieniam się w słuch, Siergiej.
Rosjanin zapalił papierosa, zaciągnął się, po czym wypuścił z nosa dwie smugi dymu.
– Pańscy ludzie znają wszystkie departamenty w Waszyngtonie i podejrzewam, że mają tam swoje wtyki. Nie musi pan nic mówić, don Pietro, to i tak nie ma znaczenia dla tego, co chcę powiedzieć.
Stary Colonna lekko przymrużył oczy i skinął głową zachęcając Rosjanina do kontynuacji wywodu.
– W normalnych krajach, a mam tu na myśli kraje europejskie, zamiast departamentów są ministerstwa odpowiadające za konkretne resorty gospodarki, polityki i kultury. Gdyby pan zechciał porównać europejskie ministerstwa z amerykańskimi departamentami, to wie pan, co by pana zdziwiło?
– Taaa?
– Otóż każde normalne państwo ma na przykład ministerstwo oświaty, albo ministerstwo szkolnictwa wyższego, czego u was nie ma.
W tym momencie Roberto uznał za stosowne się wtrącić.
– Ale w rankingu najlepszych uczelni świata najwięcej jest uniwersytetów i college’ów amerykańskich, temu nie zaprzeczysz. Po cholerę nam jakiś departament szkolnictwa wyższego. Człowieku, to jest kraj, gdzie wszystko opiera się na inicjatywie ludzi przedsiębiorczych. Moja córka skończy Princeton bez żadnego rządowego departamentu i będzie adwokatem, za to wy po swoich ruskich uniwersytetach możecie u nas śmieci wywozić.
Siergiej zaśmiał się nerwowo.
– Rzeczywiście, jeżeli masz na myśli ludzi w taki sposób przedsiębiorczych jak my, to całkowicie się z tobą zgadzam. Nigdy cię nie zastanawiało, dlaczego oprócz kilku uniwersytetów, które faktycznie są najlepsze na świecie, cała reszta to cholerne badziewie produkujące idiotów. A nie zastanawiało cię, dlaczego macie taki nędzny poziom szkół średnich?
– No mnie to nie zastanawiało, bo w wieku 15 lat rzuciłem szkołę w cholerę i zacząłem pomagać ojcu w interesach. Nie każdy musi być jajogłowym. Ktoś musi prowadzić biznes w tym kraju.
Roberto Colonna zaśmiał się przy tym, jakby powiedział jakiś świetny dowcip.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz