Moi drodzy! Dziś przedostatni odcinek Śmierci reżysera. Niektórzy pewnie się już domyślili, kto jest mordercą, ale ukrywanie tego nie było moim celem. Ważniejsze jest bowiem przesłanie, które odkryję przed Wami jutro ;)
Śmierć reżysera (13)
Woo pobiegł w kierunku toalety. Wewnątrz spotkał kilku zupełnie nieznajomych mężczyzn przy pisuarach. Tylko dwie kabiny były zamknięte. Policjant musiał podjąć szybką decyzję. Stał oto przed dylematem, czy siłą je otworzyć i sprawdzić, czy Gilbert Falcon nie został w którejś z nich pozbawiony życia, czy też spokojnie poczekać, aż obie kabiny się otworzą i ukażą się ich użytkownicy. Gdyby w żadnej z nich nie było Falcona, zachowanie Woo byłoby co najmniej niezrozumiałe. Panika, jaką by wywołał, ściągnęłaby na kłopoty na niego i na powodzenie całej operacji. Musiałby się zdemaskować jako policjant, i jako ochrona Falcona byłby spalony. Gdyby się jednak zdarzyło, że reżyser byłby w którejś z kabin, ale cały i zdrowy, znowu nic by nie usprawiedliwiało wyważenie drzwi do kabiny na oczach kilku facetów oddających się naturalnej potrzebie fizjologicznej.
Na szczęście w przeciągu 30 sekund jedna z kabin się otworzyła i wyszedł z niej jakiś drobny staruszek w eleganckim garniturze i kolorowej apaszce na szyi. Posterunkowy Woo już miał chwycić za klamkę drugiej kabiny i po prostu wyrwać drzwi, kiedy otworzył je od wewnątrz człowiek, którego posterunkowy Woo najmniej by się podziewał w tym miejscu i o tej porze.
– Kiedy pan wrócił?
– Dziesięć minut temu – odpowiedział porucznik Parson kierując się w stronę umywalki.
– I co tam w Toronto?
Wyszli z toalety do hallu. Porucznik Parson zapalił papierosa.
– Nic, ten Karpiel jest poza podejrzeniem. Ma alibi. Od razu po rozmowie z nim zadzwoniłem do starego i poprosiłem, żeby ktoś zweryfikował jego zeznanie. W noc, kiedy zamordowano starego Josha Blumsteina i piękną Cynthię, nasz pisarz był na imprezie z samym gubernatorem.
– Przecież z imprezy można się wymknąć, zamordować człowieka i wrócić.
– Tak, ale nie w przypadku Leszka Karpiela. Tom Cruise twierdzi, że bardziej gadatliwego faceta w życiu nie spotkał. Jak go dorwał, to dwie godziny mu nawijał o wielkim spisku scjentologów, którzy chcą zdobyć władzę nad światem. Z Maryl Streep rozmawiał przez godzinę na temat świadomego macierzyństwa i AIDS. Gubernatora męczył chyba jeszcze dłużej, bo znał każdy szczegół z jego życiorysu. Wypytywał go nawet, czy w dzieciństwie lubił mleko i czy brał koks, kiedy jeszcze pakował na siłowni.
– To musi to być bardzo upierdliwy facet.
– No wiesz, chyba nie. To taki typ, który nawija i nawija, a ty się świetnie bawisz.
– A, rozumiem – odpowiedział nieco zdezorientowany Henry Woo. – Ale nadal nie rozumiem, co pan tu robi.
– Morderca jest gdzieś tutaj, w ekipie Falcona. Ta mała Ramona Rodriguez odwaliła więcej dobrej roboty, niż my dwaj.
– Cholera, tak coś czułem – odpowiedział Woo. – Ale co odkryła Ramona?
– A gdzie jest Falcon? – zainteresował się nagle porucznik ignorując pytanie podwładnego.
– Myślałem, że jest w toalecie, dlatego tam poszedłem.
Falcona nadal nie było przy stole, przy którym siedział Robert Bowler. Teksańczyk czuł się jak dusza towarzystwa. Rozmawiał z otaczającą go gromadką młodych aktorek, którym prawił komplementy i obiecywał złote góry.
– Sprawdź patio, ja wyjrzę na ulicę – Parson wydał polecenie Henry’emu Woo.
Obaj wyszli z sali restauracyjnej. Woo odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył Gilberta Falcona stojącego w rogu patio restauracji Il Cielo i wymachującego papierosem trzymanym w prawej ręce. Kiedy policjant przysunął się bliżej, usłyszał, że reżyser był w trakcie niewybrednej kłótni ze zgrabną blondynką w niebieskiej krótkiej sukience.
– Skąd ci coś takiego w ogóle przyszło do głowy? Na jakim ty świecie żyjesz, dziewczyno? Grasz w filmie? Grasz! To czego jeszcze chcesz?
– A ty co sobie myślałeś, wielki panie reżyserze, że można mnie wziąć do łóżka a potem z niego wykopać? Czy ja jestem jakaś pierwsza lepsza panienka idąca do łóżka z każdym, kto jej obieca pomóc w karierze? Nie wiedziałam, że jesteś takim bydlakiem!
– No to było dobre! A za kogo ty się do cholery uważasz? Za jakąś gwiazdę? To, że na Broadway zagrałaś kilka rólek, a może nawet kilka poważnych ról, tutaj gówno znaczy! Jesteś tak samo nikim, jak setki panienek, które się przewinęły przez moje studio.
Dziewczyna była wściekła. Woo od razu poznał, że nie należała do takich, które w takich wypadkach wybuchają płaczem i chcą popełniać samobójstwo. Należała do tego innego typu ludzi Hollywood. Była zdeterminowana osiągnąć to, czego chciała. Czy to ona jest sprawczynią tych wszystkich zabójstw? Woo czuł, że w tym momencie była gotowa zamordować Falcona.
Reżyser jednak nie dał jej szansy ani na atak, ani na żadną inną reakcję, ponieważ gwałtownie się odwrócił i szybkim krokiem udał się w kierunku sali, gdzie zabawa trwała w najlepsze.
– O, Gilbert – usłyszał posterunkowy Woo, którego wzrok nie opuszczał reżysera. – Możemy pogadać?
Policjant spojrzał na dziewczynę, jakby spodziewając się, że ta może zaraz wyjąć pistolet i wymierzyć w kierunku mężczyzny, który ją tak podle potraktował. Natychmiast jednak odwrócił się w stronę, gdzie jeszcze przed dwiema sekundami stał Gilbert Falcon. Woo pomyślał, że reżyser wszedł razem z człowiekiem, który go zawołał do sali, ale kiedy stanął przy wejściu do niej, nie dostrzegł reżysera.
– Widziałeś Gilberta? – spytał jego asystenta, który stał w przejściu rozmawiając z dwiema aktorkami.
– Tak, przed chwilą tędy przechodził. Poszedł chyba w tamtą stronę. Nie wiem, czy szykuje jakąś niespodziankę, bo wszedł do kuchni.
Woo natychmiast przeszedł przez salę pełną gości i omijając kelnera wychodzącego z kuchni wszedł do tego zaparowanego pomieszczenia, w którym kucharze uwijali się przy włoskich potrawach o przyjemnym zapachu. Posterunkowy zastanawiał się, dlaczego Falcon w ogóle tam się znalazł jeśli faktycznie był w kuchni. Po chwili znalazł się na zapleczu, gdzie dostrzegł otwarte drzwi wychodzące prosto na mały parking od strony wąskiej drogi dochodzącej do N Wetherly Drive.
– Czego chcesz? – pytał Falcon. – Chcesz mnie zabić, tak jak Spearsa, Blumsteina i Cynthię? Dlaczego? Co ci strzeliło do głowy? Co myśmy ci zrobili?
Woo nie czekał na odpowiedź człowieka, który trzymał Falcona na muszce Glocka kaliber 9 mm. Korzystając z tego, że ani napastnik ani ofiara nie zdawali sobie sprawy z jego obecności za otwartymi drzwiami zdecydował się na szybki skok wytrącający broń z ręki mężczyzny. Pistolet poszybował na dach jednego ze stojących tam samochodów. Napastnik jednak, szybko się obracając na ziemi wyrwał się z objęć posterunkowego Woo i zdołał się podnieść.
Policjant błyskawicznie skrócił dystans, ale tylko unik, jaki zrobił w ostatniej chwili, pozwolił mu uniknąć potężnego prawego prostego napastnika. Woo spróbował uderzenia prawym hakiem w żołądek przeciwnika, ale ten zręcznym obrotem zszedł z linii ciosu i zaatakował prawym kopnięciem bocznym. Woo udało się zmienić trajektorię stopy przestępcy przy pomocy delikatnego bloku lewą ręką. Prawie w tym samym czasie policjant rzucił się na ziemię blokując lewą nogę przeciwnika swoją prawą stopą, a lewą kopiąc go w kolano. Napastnik upadł. Tym razem Woo nie pozwolił mu na powstanie. W walce w parterze był mistrzem. Przestępca próbował zadawać ciosy rękami i nogami, ale Woo nie pozwolił mu na żadną swobodę ruchów. Po chwili trzymał już przeciwnika leżącego na brzuchu z obiema rękami wykręconymi do tyłu. Przytrzymanie kryminalisty w tej pozycji lewą ręką i sięgniecie prawą po kajdanki było dla posterunkowego Woo sprawą rutynową.
– Tam są – doszedł go głos porucznika Parsona.
Kiedy chłopcy ze wsparcia otoczyli ich mierząc z pistoletów do obezwładnionego napastnika, Woo powiedział:
– Dobra, mam go. Już po wszystkim.
Porucznik Bruce Parson podszedł bliżej nadal mierząc z pistoletu w leżącego.
– Zabezpieczcie broń – rozkazał, wskazując na Glocka, który nadal znajdował się na przedniej masce bordowego Porsche.
– Odwróćcie go – ponownie wydał dyspozycję policjantom, których latarki jasno oświetlały człowieka na ziemi.
– To ty? – ze szczerym zdziwieniem spytał Henry Woo. – Mój Boże! Dlaczego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz